ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

wywiady

20.09.2008

"Nie mogę się rozwieść, obowiązuje mnie przysięga." - Nick Barrett o rodzinie

Już tylko dni dzielą nas od premiery najnowszego, ósmego albumu Pendragona. Z liderem zespołu rozmawialiśmy o "Pure", Porcupine Tree i stronach peer2peer...

 

ArtRock: Witaj Nick, jest mi bardzo miło, że możemy razem porozmawiać.

Nick Barrett: Witaj, mnie również jest miło.

A: Nick chciałbym wiedzieć, jakie to uczucie trwać przy tej samej pracy przez 30 lat?

NB: Mogę powiedzieć, że to uczucie bliskie małżeństwu. Z czasem bardzo przywykłem do tego związku. Tym bardziej, że jest coraz lepiej – pod różnymi względami. Cały czas spotykam się z obcym mi (teraz już mniej), czasem dziwnym sposobem życia moich partnerów. W tym małżeństwie uczę się, jakie ludzie mają pomysły na życie i jak potrafią je realizować. To świetne doświadczenie.

A: Czyli w tym małżeństwie nie zanosi się na rozwód?

NB: Nie mogę się rozwieść, obowiązuje mnie przysięga. To jest prawdziwe małżeństwo na całe życie. Tak długo budowaliśmy te relacje, razem pracowaliśmy na szczęście Pendragona. Dzisiaj czerpię z tego więcej radości, niż 20 lat temu. Jest zdecydowanie lepiej, czyli tak, jak powinno być w dobrym małżeństwie.

A: Chyba naprawdę cały czas jesteś mocno zakochany. Z takim entuzjazmem wypowiadałeś się o waszym nowym dziecku.

NB: Tak, naprawdę jestem zachwycony! „Pure” kieruje nas w zupełnie nowym kierunku. Szukaliśmy czegoś innego i udało się. Gramy dziś muzykę bardziej nowoczesną, wśród nowych utworów usłyszysz więcej rocka, niż na naszych poprzednich krążkach. Ale najważniejsze, że dalej udaje nam się uchwycić oryginalny klimat Pendragona. To bardzo ekscytujące uczucie. Wciąż robimy krok do przodu, nie powtarzamy się. Ten ruch w naszym małżeństwie sprawia, że nigdy się nie nudzę.

A: Ja też się nie nudziłem słuchając Erasehead - fantastyczna robota. Czekam aż zagracie to na żywo. Sprawdzałem dzisiaj plan rocznicowej trasy – standardowo: Polska, Francja, Niemcy. Nie planujecie żadnej egzotyki, jak chociażby Ameryka Południowa?

NB: Wiesz, to nie do końca zależy od nas. Trzeba zachować jakiś rozsądek i jechać tam, gdzie nas chcą. Jeżeli byliby chętni na koncert w Indiach czy w Mongolii, to prawdopodobnie byśmy tam pojechali. Musimy być bardziej rozsądni, jednak i tak uważam, że wybraliśmy sobie ciekawą trasę. Poza tym wszystkie miejsca, które odwidzimy są dla mnie osobiście szczególnie ważne.

A: Gdzie macie największą publiczność za granicą? Francja? Przetłumaczyliście nawet stronę na język francuski.

NB: A to tylko dlatego, że nasz webmaster jest Francuzem i było mu łatwo przygotować dwie wersje strony jednocześnie. Myślę, że publiczność we Francji, Niemczech i Francji jest w miarę podobna, jeżeli chodzi o liczność. Pojawiają się także coraz liczniejsi fani z Portugalii. No i Ameryka – w Kanadzie czy Ameryce Południowej też nie jesteśmy już obcy słuchaczom rokca progresywnego.

A: Dużo osób słucha progrocka w takich miejscach, jak Chile, Argentyna? Wybierzecie się tam znowu.

NB: Pamiętam tamte koncerty, byłem bardzo podekscytowany, że mogliśmy tam zagrać. W przyszłym roku postaram się zorganizować parę występów właśnie tam. Podejrzewam, że będzie cudownie Jeżeli chodzi o progrocka w tamtej części świata, to ludzie się już przyzwyczaili do tego rodzaju muzyki w Ameryce Południowej. Coraz więcej osób ma szerszą wiedzę na temat tego gatunku muzycznego. Dlatego też, zagrać dla nich koncert to będzie wspaniałe przeżycie.

A: Mam wrażenie, że Ty po prostu lubisz podróżować Nick. Zresztą często poświęcałeś swoje utwory temu tematowi. Czy na nowej płycie także wykorzystasz stary leitmotiv?

NB: Nie, „Pure” nie mówi nic o podróżowaniu. Zresztą nasze wcześniejsze utwory, które miałeś pewnie na myśli, zadając to pytanie, także nie mówiły o podróży w kategoriach przemieszczania się, zwiedzania nowych krajów, kontynentów. Podróżowanie pokazuje określony sposób na życie - w „Voyagerze” czy „Man of Nomadic Traits”. Jako że nie chcemy się zamknąć w obrębie jednej metafory, nowy album posługuje się zupełnie innym obrazowanie. Śpiewam tu o dorastających dzieciach, ciężkim wchodzeniu w dojrzałość – o zupełnie innym świecie, niż nasz.

A: Jaki jest Twój świat, Twoje życie w Anglii?

NB: Życie w Anglii jest o wiele, wiele za drogie. Mam takie wrażenie, że wokół mnie wszystko otacza już biurokratyczna pajęczyna, coraz więcej tu zepsucia. Szczerze mówiąc, bardzo chętnie spróbowałbym życia w Portugalii. Lubię to miejsce i podejrzewam, że życie tam okazałoby się o wiele bardziej relaksujące. To zupełnie inny styl życia. Oczywiście mieszkanie w Anglii ma swoje wspaniałe strony, jednak staje się coraz trudniejsze i bardziej mnie przytłacza, niż kiedyś.

A: Trzeba więc szukać jasnych punktów. Może znalazłeś jakieś w muzyce? Trafiłeś na coś absolutnie zapierającego dech w piersiach, coś, co Cię zszkokowało?

NB: Tak naprawdę, to coraz trudniej mnie zaskoczyć muzycznie. Nie pamiętam, żebym był całkowicie zszokowany jakimiś operacjami na dźwiękach. Słucham ostatnio natomiast sporo nu-metala. Natomiast, w ogóle nie interesuje mnie muzyka progresywna. W tym nurcie niestety nie widzę prawie nic choć odrobinę nowatorskiego. Powstały co prawda świetne nowe zespoły, jak Riverside, Blackfield i inne. Jednak to, co doceniam w ich muzyce najbardziej, to nowoczesne podejście do grania progrocka. Im bardziej odchodzą od przyjętych konwencji tym ciekawszy efekt i większy wpływ na dalszy rozwój gatunku. Dlatego kiedy dziś słucham amerykańskiego nu-metalu czy muzyki grunge'owej czuję często to samo podniecenie, jakie niósł ze sobą progrock lat 70.

A: Kiedyś wspomniałeś, że rzadko słuchasz Porcupine Tree. Zdradziłeś przed chwilą, że bardzo podoba Ci się Blackfield. Czy to jest zatem wcielenie Stevena Wilsona, które przemawia do Ciebie najmocniej?

NB: Nie do końca. Bardzo spodobała mi się ostania płyta Porcupine - ”Fear of a Blank Planet”. Doceniam podejście muzyków, których ambicje sięgnęły dalej, niż zagranie Genesisów po raz kolejny. Co do Blackfield to bardzo wysoko sobie ich cenię. Uważam Aviva Geffena za znakomitego kompozytora. W jego piosenkach urzeka mnie pewna charakterystyczna melodyjność.

A: Dlaczego zdecydowałeś się na zmianę kolorowego, radosnego artworka z poprzednich okładek Pendragona?

NB: To tak, jakby jadać cheeseburgery przez dziesięć lat. Pewnego razu ktoś cię zapyta, czy nie masz ochoty na kanapkę z kurczakiem, a ty odpowiesz – tak, chętnie. Nie chcę powiedzieć, że coś jest nie tak z naszym poprzednim artworkiem, Uważam, że był znakomity, tyle tylko, że ciągle ten sam. Teraz okładka jest dużo ciemniejsza, bardziej realistyczna- fotograficzna. Nie chcieliśmy tym razem tylu odniesień do świata fantasy, woleliśmy pokazać coś realnego. Nowy artwork wydaje mi się również bardziej prowokacyjny. Chłopiec w pudełku to bardzo wyrazisty element, dający do myślenia. Chcieliśmy się postawić sobie kolejne wyzwanie, zaryzykować. Jeżeli nie poruszasz się do przodu, życie staje się nudne.

A: Czy wraz z ciemniejsza okładką sama muzyka staje się ciemniejsza?

NB: W niektórych momentach. Ludzie nie kojarzą mrocznych dźwięków z Pendragonem. Nasze piosenki zawsze miały pozytywny przekaz. Tak samo jest i tym razem. To w końcu znowu ja. Przed nagraniem tego albumu rozmawiałem z ubogimi mieszkancami bardzo odległych krajów. Słuchałem, jak oni widzą życie. To był naprawdę mroczny temat, uwierz mi. Przełożyłem to, co usłyszałem, na język muzyki. Jednak cały czas w nagraniach zostawiam pełno nadziei. Co ciekawe muzyka wyszła bardziej melodyjna, niż kiedykolwiek. Więcej rocka, więcej cienia i więcej naprawdę silnych melodii. Może brzmi dziwnie, ale warto sprawdzić.

A: Czy możesz mi zdradzić, jak idzie przedsprzedaż?

NB: Jest naprawdę dobrze, prawie tak dobrze, jak zakładaliśmy. Do tej pory zamówiono około tysiąca płyt. Mam nadzieję, że wraz z wydaniem płyty, znajdzie się dużo więcej kupców.

A: Wielokrotnie podkreślałeś, że martwi Cię nielegalne rozprowadzanie Twojej muzyki? Czy dzisiaj jeszcze musisz się tym martwić, czy po prostu Cię to złości?

NB: Najgorszą rzeczą są strony peer2peer. Mogę bez przesady powiedzieć, że właśnie one wbijają kolejne gwoździe do mojej trumny. Nagrywając „Pure”, musiałem się znowu zadłużyć. I to bardziej, niż kiedykolwiek! Na dzień dzisiejszy mam około 30 tysięcy funtów długu. Naprawdę nie jesteśmy bogatymi ludźmi. Sprzedaż płyt CD idzie coraz gorzej, dochody z trasy pokrywają tylko mały procent wydatków związanych z nagraniem albumu. To, czy ludzie kupią krążek w sklepie, robi wielką różnicę w kwestii naszego przetrwania. Dzisiaj wszystkie zespoły z górnej półki muszą martwić się sprzedażą albumów. Ci, którzy postanowią pobrać „Pure” z internetu, niech wiedzą, że nas powoli tym wykańczają.

A: Nie masz zastrzeżeń do działalności serwisu Youtube, gdzie można już posłuchać prawie wszystkiego?

NB: Nie, Youtubem się tak nie przejmuję. Sam chętnie słucham różnych zespołów poprzez tę stronę. Pamiętam jednak, że miał miejsce taki incydent, kiedy pewien fan zamieścił wszystkie utwory z „The Masquarade Overture” youtubie. Skontaktowałem się z nim i wyjaśniłem, dlaczego wolałbym, żeby tego nie robił. Czuł się naprawdę zawstydzony i mnie przeprosił. Myślał, że w ten sposób pomoże rozpowszechniać nasza muzykę. Cieszę się jednak, że tak się stało, bo zobaczyłem, że niektórych utworów słuchało nawet 5000 osób. To niezły wynik.

A: Chcesz usłyszeć pewną ciekawostkę związaną z internetem, która Ciebie dotyczy?

NB: Chcę.

A: Przeglądałem informacje na twój temat w Wikipedii. Polska znajduje hasło „Nick Barrett”, podczas gdy anglojęzyczna nie. Potrafisz to wyjaśnić?

NB: No to jest zaskoczenie. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. Pewnie jestem bardziej znany w Polsce, niż w Wielkiej Brytanii. [śmiech]

A: Na stronie Pendragonu cały czas brakuje twojej biografii. Czy ludzie mogą dowiedzieć się więcej o życiu Nicka Barretta, w inny sposób, niż z wywiadów?

NB: Biografii na stronie nie planuje. Pojawią się tylko rocznicowe zdjęcia z podpisami i komentarze ze strony zespołu. Mogę natomiast jednego dnia skończyć, pisząc książkę o Pendragonie. Przeszło mi to kiedyś przez myśl.

A: Zapytam jeszcze o twoją najbliższą „rodzinę” w zespole – o Clive'a Nolana. Jak podoba ci się jego nowy projekt, Caamora?

NB: Jeżeli chodzi o piosenki, to są bardzo dobre. Lubię ten rodzaj grania. Mam wrażenie, jak bym je już znal podczas pierwszego słuchania. Ciekawe dlaczego... [śmiech] Co do wizualnej strony przedsięwzięcia, to myślę, że Clive potrzebuje jeszcze wziąć kilka lekcji aktorskich. [śmiech] No, ale przecież to dopiero jego aktorskie początki.

A: Czy w związku z Caamorą Clive znajduje czas na Pendragon?

NB: W zasadzie duża część partii klawiszowych piszę sam. Aranżacje pianina, większość melodii – wszystko to robię samodzielnie. Clive'owi pozostaje tylko nauczyć się tego grać i przyjść do studia. Dlatego nasza współpraca wypada bardzo dobrze, nie brakuje nam czasu na odpowiednie porozumienie się.

A: Trochę to brzmi, jakby Pendragon, jeśli nie tylko, to w znacznej części Nick Barrett.

NB: To nie tak. Ja jestem tylko ojcem tej rodziny. Oczywiście muszę płacić rachunki, opiekować się autem, etc. Jeżeli jednak zabraknie w moim otoczeniu pieska, dzieci i wszystkich innych małych drobiazgów, które czynią rodzinę wspaniałą społecznością, nie będziemy dobrze funkcjonować. Wszystkie elementy rodziny są jednakowo ważne. Esencja naszego zespołu zawiera się czterech muzykach, menadżerowi i reżyserowi i innym. Bez któregokolwiek ogniwa nie bylibyśmy tacy sami.

A: A zatem czekam na spotkanie twojej rodziny w komplecie podczas polskich koncertów.

NB: Cieszę się, że przyjdziesz.

A: Dziękuje za rozmowę i do zobaczenia.

NB: Dzięki.

A: Dziękuję za rozmowę.

(rozmawiał Krzysztof Krakowski 9 września 2008 roku)

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.