ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

wywiady

07.04.2007

O RADOŚĆI ŻYCIA I PRACY ARTYSTYCZNEJ Z WOJTKIEM MAZOLEWSKIM

Piątkowy wieczór w sopockim klubie Sfinks, tuż przed występem zespołu Pink Freud. Przyjemna, odprężająca atmosfera na sali, wielu znajomych, chętnych, aby porozmawiać z Wojtkiem, czekająca w Gdańsku rodzina, opóźniająca się godzina rozpoczęcia koncertu... A mimo wszystko lider Pink Freud zgodził się w tamtym miejscu i w tamtym czasie porozmawiać ze mną o szeroko pojętej muzyce.

ArtRock: Witam! Dlaczego takie nazwisko, jak Wojtek Mazolewski nie doczekało się jeszcze swojego wpisu do bazy haseł na Wikipedii? Grasz dużo, osiągasz sporo sukcesów, a cały czas niewiele o tobie słychać w Internecie, czy innych mediach. Jak myślisz, dlaczego?

Wojciech Mazolewski: Nie wiem. Myślę, że trzeba by zapytać tych, którzy zajmują się pisanie takich haseł do Internetu. Ja po prostu nieustannie zajmuje się muzyka, do tego stopnia, że nie mam już na nic innego czasu. W 90 procentach mój czas poświęcam muzyce. Reszta jest zarezerwowana dla rodziny.

AR: Nawet na waszej stornie internetowej, oprócz zdjęć, nie zamieszczono żadnych informacji o członkach zespołu.

WM: Owszem, zgadzam się, że takie informacje są potrzebne. Ale chyba ważniejsze dla ludzi jest to, że jeździmy po kraju wzdłuż i w szerz, grając niezliczone koncerty. Myślę, że lepiej posłuchać nas na żywo, niż poczytać o nas w Internecie. Coś za coś.

AR: Grasz w tylu zespołach, że nic dziwnego, że brakuje czasu na zajmowanie się internetową promocją. Wiem, że muzykę stawiasz na pierwszym miejscu. Może zdradzisz jeszcze, który z twoich projektów muzycznych jest dla ciebie najważniejszy.

WM: Zdecydowanie Pink Freud. To jest taki mój „working band”, zespół, z którym pracuje na co dzień. Ta kapela jest dla mnie kuźnia pracy, rozwoju, dłubania i szukania nowych rozwiązań muzycznych. Inne projekty po prostu uzupełniają moją aktywność i potrzebę tworzenia. Dlatego właśnie jest muzyka z Bassisters Orchestra, istnieje też to, co robię z Adamem Kamińskim w Paralaksie. Reszta natomiast, to projekty moich bliskich znajomych, czy przyjaciół. Ich muzyka zawsze mi się podobała (Baaba, Tymon Tymański), więc skoro już mnie zaprosili do składu, nie mogłem sobie odmówić przyjemności wystąpienia z nimi. Do dzisiaj bardzo sobie cenię gościnną działalność muzyczną, dlatego, że dużo się uczę podczas tych przedsięwzięć. Poza tym sprawia mi przyjemność granie w kapelach, których nie jesteś liderem. Wtedy nie zajmuję się wszystkim, jestem tylko basista, a to bardzo fajna sprawa.

AR: Zgodzisz się, że muzyce Pink Freud blisko do określenia progrock, w odróżnieniu do innych twoich projektów?

WM: Tak, absolutnie. Od momentu powstania, do dziś nie sposób jednoznacznie określić tej muzyki stylowo. Podstawowa zasada tego zespołu brzmi: możesz zrobić wszystko. Także grając na scenie, wolno nam się odnosić do wszystkiego, co nas w danej chwili inspiruje. Ta muzyka polega przede wszystkim na przekazywaniu energii i emocji. A do tego potrzeba nam ogromnego zasobu wiedzy muzycznej i umiejętności grania różnych stylów. Musimy wiedzieć, jakie dźwięki, na przykład, najlepiej odzwierciedlą, to co właśnie przezywamy. Dlatego czerpiemy z różnych źródeł.

AR: Może myślałeś, żeby zagrać kiedyś w typowo rockowej, na przykład jako basista?

WM: Z przyjemnością bym zagrał, jeśli tylko taka kapela powstanie. Mówię o czymś, gdzie będę czuł się, jak jazzowa ryba w rockowej wodzie.

AR: W jednym z wywiadów, powiedziałeś, że tygodniowo dokładasz około 10 płyt do swojej kolekcji. Słyszałeś kiedyś solowe dokonania Omar Rodrigueza?

WM: Nie, nie trafiłem na to.

AR: To gitarzysta The Mars Volta. Jeżeli chodzi o klimat grania, Pink Freud blisko do dźwięków Omara. Na pewno są to dwie różne stylistyki, jednak łączy je wspólny duch jazzowo-rockowy.
WM: To bardzo mnie cieszy, że ktoś taki jest. Z przyjemnością sięgnę po jego płyty. Ta sytuacja świetnie zresztą obrazuje, jak bogaty jest świat muzyki. Mogę bardzo intensywnie interesować się szeroko pojętą muzyką współczesną, ale nadal nie trafić na różne wartościowe nazwiska.

AR: Jako autorytet w sprawie współczesnej muzyki, może polecisz coś, co mogłoby spodobać się fanom rocka progresywnego?

WM: Na pewno polecę te rzeczy, na które trafiłem w Skandynawii, przede wszystkim w Norwegii. Na przykład w wytwórniach Jazzaway, czy Rune Grammophon dzieją się rzeczy bardzo ciekawe i dziwne. Jest to, co prawda, świat jazzu i właśnie z tej stylistyki czerpie pełnymi garściami, ale myślę, że tamtejsze produkcje mogą zainteresować również fanów muzyki rockowej. Z pozycji stricte rockowych polecam kapelę Meditation. Bardzo dobre granie: gitara, bas, bębny. Co ciekawe, każdy z tych muzyków gra dodatkowo w innym zespole i do tego na innym instrumencie. W rezultacie swoich technicznych eksperymentów zupełnie niekonwencjonalnie traktują różne instrumenty, a całość nadal brzmi jak znakomita rockowa kapela Jestem również fanem The Roots. Mają porażające rockowe kopniecie. Nie wiedziałem, że będą latem na Openerze, dlatego wcześniej pojechałem na ich koncert do Londynu. Naprawdę miażdżąca energia – na żywo po prostu mnie zabili! Z innych zespołów, które zawsze były dla mnie inspiracją muszę wymienić jeszcze Red Hot Chili Peppers. A to dlatego, że mimo burzliwego życia, przez cały ten czas wspólnego muzykowania potrafili pozostawać przyjaciółmi. Naturalnie wybieram się na ich koncert do Chorzowa i na płycie stadionu będę „machał papą”. Żeby skończyć już tę wyliczankę, dodam tylko, że lubię jeszcze Anthony and the Johnsons i CocoRosie. Zapewniają trochę świeżego powietrza na rynku. Na koniec fani progrocka mogą spróbować posłuchać trochę angielskiego shitu: Arctic Monkeys i The Streets.

AR: Doceniasz wszechstronność panów z Meditation. Nie zastanawiałeś się, żeby samemu chwycić za inny instrument?

WM: Byłem kiedyś gitarzystą i wokalistą. Miałem zespół punkowy z kolega ze szkoły. Później dopiero przerzuciłem się na kontrabas, a w konsekwencji wziąłem się za basówkę i zostałem gitarzystą basowym. Niemniej, na pewno będę cos robił z tradycyjną gitarą. Teraz, jak się wszystko dobrze ułoży, planuję kupić stary bas Tendera bxx, gdzie jest wajcha, a całość wygląda, jak gitara z lat 60.

AR: Tytuł nowej płyty „Punk Freud” mógłby zatem sugerować jakiś powrót do korzeni – punkowej kapeli z młodości. Czy takie miało być przesłanie tego tytułu?

WM: Przesłań jest wiele. Zawsze staram się nie tłumaczyć i nie określać jednoznacznie naszych tytułów. Ufam inteligencji i wrażliwości słuchaczy, wierzę w potencjał twórczy ludzi. Dzięki temu tytuły naszych płyt i nazwa zespołu cały czas rodzą się na nowo dzięki umysłom wspaniałych ludzi. Oni interpretują nasze pomysły w swój sposób i to umożliwia nam spojrzeć na siebie i na własną twórczość z innej perspektywy, oczami innych osób. Ale na pewno coś w tym jest, że „Punk Freud” określa pewien „powrót”. Czuliśmy się w pewnym stopniu ograniczeni tym, co robimy. Poczuliśmy, że jest potrzeba nam punkowej energii, złości. Przyjęliśmy taki cel, że trzeba wszystko zmienić.

AR: Ktoś z tych inteligentnych ludzi mógłby doszukać się w tytule pewnego paradoksu. Punk kojarzy się z surowością, a wasza muzyka brzmi coraz bardziej dojrzale.

WM: Jedno drugiemu nie przeczy. To, ze jesteśmy bardziej dojrzali nie wynika z usilnej próby bycia kimś takim. My się na nikogo nie kreujemy. Obserwuję środowisko jazzowe i mam do tej grupy zdystansowany stosunek. Nie chciałbym za chwilę stać się panem, który gra „jazzik” i pochrząkuje: „Przepraszam bardzo, będę grał. Proszę ciszej”. Cały czas czuję, że my to wszystko dopiero zdobywamy, uczymy się. Do tego potrzebna jest ogromna otwartość – po prostu na otwartych flakach trzeba wszystkiego doświadczać. I tak właśnie weszliśmy zrobiliśmy, wchodząc do studia. „Pyknęliśmy” tam wszystko jak trzeba, a że ludzie oceniają to jako dojrzałą płytę, miło mi słyszeć.

AR: Ile procent spontanicznego grania jest w waszej studyjnej muzyce, a ile improwizacji?
WM: Nasze podejście do nagrania tego krążka było absolutnie lewackie. Podeszliśmy do tego z biegu, gdyż chcieliśmy, żeby całość wyszła, jak najbardziej naturalne. Odwołując się do starych praktyk jazzowych, potraktowaliśmy nagranie tej płyty jak każdy dzień pracy, a nie jakieś niezwykłe wydarzenie. Nie wstydzę się tego teraz, a to wydaje mi się najważniejsze. Kiedy grasz, rób to na co dzień, cały czas praktykuj swoim normalnym tempem, a wtedy najszybciej się wybijesz. Oto moja rada. Nie możesz dawać sobie ograniczeń, ani przymusów, starając się być „kimś” – chociażby wspaniały jazzmanem, który gwiazdoruje na koncertach. Aczkolwiek nie przeszkadza mi, że inni tak robią. Ja po prostu wiem, że jeżeli chcę do czegoś dojść w rozwoju muzycznym, podstawowym warunkiem do spełnienia jest maksymalne otworzenie się na wszystko.

AR: Chciałbym jeszcze zapytać o wasz apel do słuchacza. Wasze kawałki funkcjonują bez tekstów, w jaki więc sposób przekazujecie ludziom swoje przesłanie? Może poprzez stronę wizualną – jak na przykład w klipie do utworu „Dziwny jest ten kraj”?

WM: Zakładając zespół Pink Freud podstawowym komunikatem, jaki mieliśmy do przekazania była prosta prawda: „życie jest, jakie jest i trzeba się nim cieszyć”. Gramy właśnie po to, aby pokazać ludziom, jaki świat jest wielowątkowy, jakie ma nieograniczone możliwości. Wierzymy w optymistyczną wizję świata, dlatego w swojej muzyce nie chcemy nikogo do niego zniechęcać. Radość i chęć życia – oto nasza refleksja rzeczywistości.

AR: Zakończenie klipa kończy się zwinięciem rzeczywistości w kulkę i wyrzuceniem na śmieci. To też można pociągnąć pod optymistyczną refleksję?

WM: Przez lata jeździliśmy na koncerty, żyliśmy razem, nagrywaliśmy razem. W tym czasie napotkaliśmy wiele problemów, trafiało się wiele trudnych momentów. Teledysk pokazuje, że te wszystkie gorsze chwilę życia możemy zwinąć w kulkę i „pstryknąć” jak najdalej od nas. Mówimy im: „niech spadają!”. My naprawdę przekazujemy tylko dobre emocje: apelujemy, aby się kochać i robić w życiu to, co się chce. Nie wbijamy się w żadne ideologiczno-polityczne trendy. Jeśli pozwolilibyśmy zawładnąć się działaniu stereotypów, ucierpiałoby nie tylko nasze życie, ale także życie ludzi obok nas. A to nie zgadzałoby się z naszą naczelna ideą optymizmu. Ale oczywiście poza tym osobistym wymiarem, teledysk ma pokazać, że panowie, którzy rządzą muszą stąd jak najszybciej odejść. A to dlatego, że w tym, co robią nie ma żadnej racji, ich filozofią jest ułuda. Rację mamy my – ludzie, którzy chcą żyć normalnie. Tamci panowie mają teraz swoje 5 minut, więc niech sobie trochę pokrzyczą. Już niedługo ich nie będzie, bo wiemy, kto ma rację.

AR: Dzisiaj podczas koncertu przewidujecie jakieś projekcje?

WM: Tak, mamy zawieszony telebim. Przed koncertem puścimy teledysk.

AR: A nie myśleliście o wydaniu dvd z zarejestrowanym koncertem?

WM: Mamy bardzo dużo zarejestrowanych koncertów. Ostatnio nawet przyszła do mnie paczka z taśmą rejestrującą nasz występ w Chile. Cały czas nagrywamy nasze przedstawienia na wideo. Niektóre rzeczy to oczywiście tylko krótkie filmiki, ale na przyszłej płycie dvd, jako bonusy, mogą mieć duże znaczenie. Praktycznie mamy materiały wideo ze wszystkich tras po całej Europie. A zostało na nich uwiecznionych wiele pikantnych momentów...

AR: Ktoś zajmuje się reżyserią tych filmów?

WM: Na razie mamy tylko surowe materiały. Trzeba by komuś to powierzyć, bo nam brakuje czasu, żeby to ogarnąć. Zresztą sam bym się tego nigdy nie podjął, jako że zawsze staram się dbać o to, żeby wszystkie elementy naszej twórczości artystycznej robili najlepsi ludzie. Adam Kamiński od zawsze zajmuje się naszym artworkiem. Zaprojektował okładki, bilety i plakaty na tę trasę. To naprawdę świetny ekspert od grafiki, dlatego cieszę się, że z nami pracuje. Chciałbym, żeby również dvd było robione przez jakiegoś młodego człowieka, który wykazuję pasję, ale jednocześnie nie pozuje na gwiazdora i nie kreci nosem. Przede wszystkim musi być to człowiek w pełni kompetentny, który prezentuje świeże spojrzenie na sztukę. Bardzo cenię ludzi, którzy do takiego przedsięwzięcia potrafi przemycić własną pomysłowość. Wtedy sztuka uzyskuje wiele poziomów odbioru i w konsekwencji całość można nazwać „dobrą rzeczą”. Jeśli znajdziemy kogoś, kto będzie zdolny ją stworzyć, na pewno podejmiemy się z nim współpracy.

AR: W takim razie czekamy, aż ktoś taki się znajdzie. Tymczasem pozostaje nam odwiedzać wasze koncerty. Dziękuję za rozmowę i życzę jak najbardziej udanego występu!

WM: Dziękuję.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.