ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

wywiady

22.03.2006

Stream Of Passion - źródło namiętności.

Wywiad z Marcelą Bovio dla radia PiK.

Jaka jest geneza Stream of Passion? Skąd się wziął pomysł na nazwę?

Nazwę wymyśliliśmy po długich miesiącach poszukiwania i zastanawiania się. W końcu przewertowaliśmy jeszcze raz liryki, które wcześniej napisałam, i odnaleźliśmy frazę „Stream of Passion”, która pochodzi z utworu „Passion”. Pomysł spodobał nam się, gdyż taka też jest nasza muzyka: namiętna, emocjonalna i intensywna... Można to odnieść także do naszego sposobu pracy. Dzieli nas duża odległość, komponujemy za pośrednictwem internetu, przesyłamy sobie pliki... Zespół natomiast powstał z inicjatywy Arjena Lucassena, który to zaprosił mnie do współpracy przy nagrywaniu albumu Ayreon „The Human Equation” w 2003 roku. Po wydaniu THE przysłał mi e-maila z propozycją, żeby zrobić coś zupełnie innego niż Ayreon i żebym to ja była jedyną wokalistką i autorką utworów. Oczywiście zgodziłam się, niedługo potem rozpoczęliśmy współpracę, a Arjen zaprosił resztę muzyków: Davy’ego i Johana z Holandii, Lori ze Szwecji i Alejandro z Meksyku.

Jak zdefiniowałabyś muzykę Stream of Passion? Zgodziłabyś się z etykietką gotyckiego metalu?

Myślę, że coś w tym jest. Jednakże w naszej muzyce występuje wiele innych wpływów, jak na przykład trochę progresji, jak się domyślasz, głównie za sprawą Arjena... Każdy z nas wniósł coś od siebie. Tym razem to nie tylko projekt Lucassena, lecz zespół, w którym każdy ma coś do powiedzenia. Powiedziałabym, że Stream of Passion to mieszanka metalu progresywnego z gotyckim, z paroma cięższymi momentami, a nawet z trip-hopem i odrobiną jazzu.

Czy styl Stream of Passion związany jest zatem z twoimi osobistymi zainteresowaniami? Czego słuchasz?

Oczywiście. Słucham wielu gatunków, nie ograniczam się tylko do jednego. Lubię rock, metal, jazz, a także muzykę światową, new age...

Jakieś ulubione zespoły?

To się zmienia jak w kalejdoskopie, ale na pewno lubię Pink Floyd, Rush, Third and the Mortal...

Moje kolejne pytanie łączy się nieco z poprzednimi. A mianowicie, jakie są twoje inspiracje? Jakie wokalistki cenisz?

Bez wątpienia Ann Mari Edvardsen z Third and the Mortal. To jedna z moich bogiń. Podobały mi się wszystkie wokalistki tego zespołu. Uważam, że każda wniosła coś nowego do ich muzyki. Lubię też Kate Bush, Tori Amos, parę jazzowych wokalistek... Jak zwykle, lubię wszystkiego po trochu.

Praca nad albumem musiała być ciężka, zważając na fakt, że wszyscy mieszkacie w innych częściach świata. Jak wyglądała praca nad albumem?

Najpierw Arjen przysłał mi szkice utworów. To były tylko zarysy zagrane na gitarze. Potem ja nagrałam moje propozycje linii melodycznych i odesłałam mu w postaci mp3. Reszta zespołu dołożyła swoje pomysły, a Arjen pracował nad aranżacjami. W międzyczasie napisałam słowa do utworów. Davy i Johan nagrali swoje partie w Holandii, natomiast ja nagrywałam głównie tutaj, u siebie w studiu w Meksyku. Lori zarejestrowała wszystko sama w Szwecji. Jak widzisz, był to dość ciekawy proces, ale wyszło chyba całkiem dobrze.

Czy mieliście okazję się w ogóle poznać, zanim SoP zostało wydane?

Tak, mieliśmy okazję się spotkać i porozmawiać zanim zakończyliśmy nagrywanie. Przylecieliśmy z Meksyku na parę dni. Alejandro miał jeszcze klawisze do nagrania, już u Arjena w studiu. W tym czasie nagraliśmy też teledysk do „Passion”, była sesja zdjęciowa... Miło było w końcu zobaczyć ludzi, z którymi się pracowało. Przez internet nie można się tak naprawdę poznać.

Byłaś odpowiedzialna nie tylko za wokal, ale także za skrzypce. Czy uczęszczałaś do jakichś szkół muzycznych?

Nie jestem żadną wielką skrzypaczką, uczyłam się prywatnie przez 5 lat. Pomimo, że do najlepszych nie należę, nagrałam parę małych partii, co było miłym doświadczeniem. Mieliśmy oprócz tego prawdziwy kwartet smyczkowy.

Cofnijmy się trochę w czasie. Jak wspominasz pamiętny konkurs Arjena?

To prawdopodobnie najdziwniejsza rzecz, jaka mi się kiedykolwiek przytrafiła. Wiesz, tyle czasu szukasz jakichś okazji i prawie nigdy się nie zdarza, żeby trafić na taką szansę... To było naprawdę wielkie przeżycie. Mój kolega poinformował mnie o tym konkursie i zachęcił do tego, bym wzięła w nim udział. Stwierdziłam, czemu nie, warto spróbować, nie mam przecież nic do stracenia... I skończyło się na tym, że pojechałam do Holandii i wzięłam udział w tak wielkim przedsięwzięciu z tyloma wspaniałymi muzykami... To było wręcz nierealne.

Jak wspominasz pracę nad „The Human Equation” ? Jakaś anegdotka, którą chciałabyś się podzielić?

Moje pierwsze spotkanie z Arjenem było troszkę dziwne. Wiesz, wiedziałam, że jest wysoki, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż TAK wysoki. A do tego ja jestem bardzo niska. Spojrzałam w górę i powiedziałam: „Jejku, jaki ty jesteś wysoki!”. Co do sesji nagraniowej, to atmosfera była bardzo przyjemna. Myślałam, że Arjen to surowy perfekcjonista... Oczywiście jest perfekcjonistą, ale oprócz tego to szalenie miły, wyluzowany człowiek. Nie mógł się doczekać, gdy mnie usłyszy, gdy pokażę mu swoje pomysły... To było dla mnie bardzo miłe doświadczenie. Oczywiście byłam na początku strasznie zdenerwowana, jednakże Arjen pracował już z tyloma wokalistami przez tyle lat, że naprawdę wie, co zrobić, co powiedzieć, by rozluźnić atmosferę i wyciągnąć z ciebie to, co najlepsze. Doskonale słyszy, kiedy możesz z siebie dać więcej i umie to wydobyć. To naprawdę dobry producent.

Czy miałaś wtedy jakikolwiek wpływ na swoje linie melodyczne, czy były one całkowicie wymyślone przez Arjena?

Zdarzało się, że niektóre z nich były nie w mojej tonacji, jak na przykład wstępna wersja Day One: Vigil. W tym przypadku zmieniłam prawie wszystko, bo było to dla mnie po prostu za nisko. Mogłam też podzielić się swoimi pomysłami, np. w Day Four: Mystery. Niektóre fragmenty tworzyliśmy zupełnie od zera w studiu. Tak było w przypadku moich partii w Day Eleven: Sign.

Czy którekolwiek z twoich partii chciałabyś dzisiaj zmienić?

Z pewnością. Myślę, że każdy muzyk przez to przechodzi. Słuchając swoich własnych nagrań, momentalnie wpada ci w ucho coś, co chciałabyś zmienić, ulepszyć. Zawsze znajdzie się coś, co można było zaśpiewać z większymi emocjami, głośniej, mocniej, delikatniej... To naturalne i pozytywne zjawisko. Dzięki temu nadal się uczysz i rozwijasz.

Jak oceniasz pracę z Arjenem, z obu perspektyw?

Na początku myślałam, że raczej nie będzie otwarty... Zanim go poznałam osobiście, wydawał mi się taki rygorystyczny... Wiesz, taki człowiek, który ma swoją wizję w głowie i nie dopuszcza do siebie żadnych innych głosów. Okazało się, że jest zupełnie odwrotnie. Myślę, że najlepszą rzeczą podczas współpracy z nim jest fakt, że on naprawdę lubi poszukiwać, eksperymentować, po prostu bawić się muzyką. To chyba najlepsze, co może przydarzyć się muzykowi: po prostu móc tworzyć z serca bez względu na to, co powiedzą ludzie. A jeśli da się to jeszcze sprzedać, to po prostu żyć nie umierać...

Muszę powiedzieć, że SoP zaskoczył mnie, bo choć wyraźnie słychać wpływy Ayreona, jest to coś zupełnie innego. Czy nie sądzisz jednak, że ludzie potraktują SoP podobnie jak Ambeon, czyli jak poboczny projekcik Arjena?

Ambeon również skupiał się wokół żeńskiego głosu i stąd ewentualne porównania, jednakże muzycznie SoP to coś zupełnie innego, bardziej eklektycznego i żywiołowego. Poza tym Ambeon to całkowity twór Arjena, on wszystko skomponował i zaaranżował.

Czy lubisz występować na żywo?

Oczywiście! To chyba najlepsze, co może spotkać muzyka. Możesz wtedy dzielić się całą energią z zespołem i przekazywać ją publiczności.

Co się dzieje z twoim meksykańskim zespołem, Elfonią?

Cały czas gramy razem, woda sodowa mi jeszcze do głowy nie uderzyła. Ósmego listopada 2005r. wydaliśmy album, nosi tytuł „This Sonic Landscape”. To zabawne, ale praca z Elfonią to zupełne przeciwieństwo SoP; ciągle się widujemy, spędzamy razem większość życia... Mam nadzieję, że uda mi się pracować z dwoma zespołami na raz, bo oba bardzo lubię.

Jak opisałabyś muzykę Elfonii komuś, kto jeszcze jej nie zna?

Myślę, że gramy po prostu atmosferyczny rock progresywny z naleciałościami jazzu i post-rocka. Elfonia jest bardziej eksperymentalna niż SoP i powiedziałabym, że miejscami nawet dziwna. I oczywiście bardzo mi się podoba.

Znasz jakieś polskie zespoły?

Raczej nie...

A z czym kojarzy ci się Polska?

Przykro mi, ale niewiele wiem o Polsce... być może widziałam jakieś polskie filmy, ale nie jestem pewna.

Parę słów dla polskich fanów?

Dziękuję wam bardzo za poświęcony czas i uwagę, bardzo się napracowaliśmy nad naszym albumem i jesteśmy z niego dumni, więc mam nadzieję, że wam też się podoba.

Rozmawiała Martyna "Moyra" Hałas

Serdeczne podziękowania dla Adama Droździka z radia PiK.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.