Już za kilka dni swoją premierę będzie miało nowe wydawnictwo Mikromusic o dosyć intrygującym tytule "Mikromusic z Dolnej Półki". W miniony wtorek w warszawskim klubie Światło Art Bistro nasz reprezentant miał okazję przedpremierowo posłuchać tego materiału i przy okazji porozmawiać z Natalią Grosiak o nadchodzącym albumie. Zapis tej rozmowy znajdziecie poniżej.
Krystian Wróbel: Skąd pomysł na ponowne nagranie utworów - w głównej mierze - z poprzedniej płyty, a nie nowego materiału?
Natalia Grosiak: Jesteśmy w trakcie nagrywania płyty z nowym materiałem, która ukaże się za rok. Projekt Mikromusic z Dolnej Półki wykluł się przez przypadek. Zaczęliśmy nagrywać live sesje, ale z zupełnie innym instrumentarium, do których od razu nagrywaliśmy materiał wideo i pomyślałam sobie, czemu tego nie pociągnąć, czemu nie zrobić z tego całego projektu? I tak właśnie powstał projekt Mikromusic z Dolnej półki. To jest tak, jakby produkt uboczny, coś, co powstało między płytami i też można tego nie nazywać nową płytą Mikromusic, tylko projektem. Powstało z tego nagranie, mamy premiery, mamy koncerty a to jest tak jakby przerywnik między jedną a drugą płytą studyjną.
A dlaczego płyta nosi tytuł Mikromusic z Dolnej Półki?
Ponieważ założenie początkowo było takie, że gramy na instrumentach jak najgorszej jakości, stąd Mikromusic z Dolnej Półki.
Materiał jednak nie brzmi tak, jakby był nagrywany na instrumentach z „dolnej półki”, słabej jakości..
Jesteśmy niekonsekwentni. Gramy na instrumentach takiej… umownej jakości. Są to ręcznie robione gitarki, stary akordeon. Natomiast umówmy się - mój zespół gra wspaniale, naprawdę jestem dumna z moich chłopaków, którzy są po prostu mistrzami w swojej dziedzinie i nawet jak grają na instrumentach z dolnej półki, to robią to po mistrzowsku. Puszczamy trochę oczko w stronę słuchacza, to jest taki mały żart, bo oczywiście wiemy, że Robert Szydło gra na starej basówce, która jest wspaniałym instrumentem, pięknie brzmi, jest natomiast obdrapana i brzydka. Łukasz początkowo grał na bardzo okrojonym zestawie perkusyjnym, ponieważ na początku te live sesje nagrywaliśmy w bardzo małym pomieszczeniu o słabej akustyce. Ta dolna półka to określnie umowne, ale trzeba przyznać, że na początku była idea bardzo złych instrumentów.
Jestem wielkim fanem waszych live sesji. Powiedz kto wymyśla miejsca, w których gracie daną piosenkę?
Ja jestem jakby mózgiem tego zespołu jeżeli chodzi o działania pozamuzyczne. Las wymyśliłam wspólnie z Kubą Wenckiem, który nas tam nagrywał, a jest leśniczym i prowadzi konto na instagramie Tańcząca chmura. Razem z Kubą założyliśmy sobie, że nagramy coś w lesie i od tego w sumie zaczęła się idea, że będziemy rozwijać ten projekt, że te kilka live sesji to będzie początek projektu, który nazwaliśmy Mikromusic z Dolnej Półki.
Którą live sesję było najtrudniej zrealizować?
Myślę, że ten las był bardzo trudny, choćby przez agregat, który musiał wjechać do tego lasu. Ponadto przez to, że zepsuł się komputer. To był ogromny stres, bo agregat był wypożyczony, o 19 według prognozy miał zacząć padać deszcz a nasz komputer nie działał i nie mogliśmy nagrywać. Była walka z czasem i z komputerem. W końcu udało nam się zacząć, nagraliśmy Synu, Na krzywy ryj, dwie wersje. Powiedziałam jednak, że nie jestem tak do końca zadowolona i zaproponowałam nagranie trzeciej wersji. I wtedy zaczął padać deszcz. Zatem to była najtrudniejsza live sesja.
Na płycie jest jeden nowy utwór - Kołysanka. Co możesz o nim powiedzieć?
To utwór, którego nauczyła mnie pani Bogusława Chmielewska w trakcie nagrywania programu Szlakiem Kolberga. Przepiękna, smutna kołysanka. Przywiozłam ją ze sobą do domu jako takie trofeum i bardzo chciałam, żeby ta piosenka w jakiś sposób zaistniała i została w pamięci ludzi. Przepiękną harmonizację do niej wykonał Robert Jarmużek. On jest odpowiedzialny za te piękne dźwięki i tę harmonię, która jest owiana moim wokalem. A później jest outro improwizowane przez cały zespół. Jestem bardzo emocjonalnie związana z tym kawałkiem. Zawsze kiedy go słucham to się wzruszam i w mojej pamięci pojawia się pani Bronisława. Przepiękna postać, skarbnica pieśni kresowych. Przecudowna kobieta, bardzo pogodna, która miała bardzo ciężkie życie a mimo to zachowała pogodę ducha. Ta kołysanka pokazuje mi bardzo ciężkie życie ludzi na wsi, również ciężkie dzieciństwo dzieci na wsi. Moje dzieci uwielbiają tę kołysankę i bardzo się cieszę, że już ją znają. Mam nadzieję, że będą ją śpiewać swoim dzieciom.
Co jest trudniejsze, nagrać nowy materiał, czy przearanżować stary?
To są zupełnie dwie różne rzeczy, bo w momencie gdy już masz piosenkę i pomysł na nią, to produkcja tej piosenki w studio jest prosta, idzie się jak burza. Po prostu układa się klocki, bo wiesz co jest na końcu danej drogi, więc po prostu tam idziesz i układasz pod siebie całą tę drogę. Jeżeli chodzi o nowe aranże, to czasem rzeczy przychodzą bardzo łatwo, bo masz pewną idę, rzucasz ją na grupę, to chwyta i ją realizujesz, a czasem to jest rzeźbienie i rzeczywiście niektóre te aranżacje powstawały w bardzo ciężkich bólach.
Audiofilska wytwórnia AMRS wydała kiedyś album Leszka Możdżera i napisano tam dokładnie jakiego sprzętu używano do nagrań, tzn. rodzaje kabli, wtyczek, mikrofonów itp. Jak ważny jest sprzęt dla Mikromusic?
W zespole był przez chwilę pewien dysonans, bo nasz basista jest człowiekiem, który miksuje wszystkie nasze płyty, a ostatnio też robi mastering. Jest perfekcjonistą i wiedział, że nagrywamy płytę niedoskonałą. Z Dawidem Korbaczyńskim postanowiliśmy to zostawić, zaś Robert odnosił się do tego bardzo sceptycznie i nawet w pewnym momencie zaproponował, że wejdziemy do studia i nagramy to na wspaniałym sprzęcie. Będzie wtedy piękne i idealne nagranie. Robert przywiązuje do tego wielką wagę i bolą go różne błędy, źle brzmiący mikrofon itp. Niestety, został przegłosowany i wydaliśmy płytę niedoskonałą. Wydaje mi się, że cały urok tkwi w tym, że jest gdzieś błąd, że coś nie dograło, że gdzieś jest jakiś przesłuch. I to jest właśnie urok takich nagrań. Wydaje mi się, że nie jakość jest najważniejsza, tylko uchwycenie pewnej chwili, która jest nie do podrobienia. Emocji, która zdarza się tylko raz.
Płyta zostanie wydana w dwojaki sposób, opowiedz proszę o tym.
Płyta ma dwa kolory, czerwony i niebieski. W sklepach ukaże się album w kolorze niebieskim. Będą to płyty nieekologiczne, ofoliowane, ale tego niestety wymagają sklepy. Cały czas, będziemy badać rynek i obserwować to co się zmienia w tej materii. Chcielibyśmy foliować płyty folią z kukurydzy, ale na razie nie ma takiej możliwości. Być może przy wydaniu następnych płyt będziemy robić tak jak w przypadku płyty czerwonej, którą sprzedajemy na koncertach i w naszym sklepiku. Ona jest zapakowana w taką kopertkę z papieru z recyklingu. Być może uda nam się dołączyć do niej jakąś banderolę i będzie mogła być sprzedawana w sklepach.
Jak będzie wyglądać wasza trasa koncertowa i jaka będzie forma prezentacji tego materiału?
Zagramy całą płytę i jeszcze kilka dodatkowych piosenek. Będą to dosyć długie koncerty. Będziemy grać w miejscach z „górnej półki”. Tak sobie założyliśmy, że będą to filharmonie i teatry. Założenie było takie, żeby do dolnej półki była przeciwwaga, czyli górna półka.
Rozmawiał: Krystian Wróbel
Zdjęcia: Krystian Wróbel