W marcu ukazał się debiutancki album łódzkiej grupy Smash The Crash zatytułowany „PL Lady”. I to on stał się głównym tematem naszej krótkiej rozmowy z liderem formacji, Rafałem Szewczykiem...
Mariusz Danielak: Dlaczego właśnie JazzMetę i The Seeker, zdecydowałeś się dołączyć do tego albumu, mimo że wcześniej już trafiły na ubiegłoroczną EP-kę? Pasowały do ogólnej koncepcji?
Rafał Szewczyk: To jest jakiś etap w może niezbyt długiej, ale jednak, historii zespołu. Poza tym w przypadku JazzMety nie byliśmy zadowoleni z końcowych efektów poprzednich wersji studyjnych – ta jest wersją trzecią i chyba tym razem udało się osiągnąć zamierzony efekt. Wydaje mi się, że stylistycznie obydwa utwory pasują do całości i chyba musiały się tu znaleźć (śmiech).
PL Lady zgodnie z zapowiedzią jest w istocie bardziej zróżnicowany od EP-ki Baba Jaga i faktycznie nie tylko ty jesteś autorem muzyki? Jak wyglądał proces powstawania tych kompozycji? Czy królował mechanizm: „każdy coś przynosi, a potem wybieramy najlepsze rzeczy”?
Kompozycje są autorskie tzn. tak jak mówisz – jest pomysł lub cały utwór i potem przejeżdża po nim „walec” zespołowej pracy. Niektóre początkowe wersje zmieniły się bardzo, inne mniej – ale to jest chyba właśnie kwintesencja wzajemnego inspirowania się i procesu twórczego.
Ku mojemu zaskoczeniu zrobiliście odstępstwo od swojego instrumentalnego rocka i nagraliście jeden utwór wokalny. Ba!! To tytułowa kompozycja (!) i do tego, mam wrażenie, trochę odstająca stylistycznie od całości. Powiedz o pomyśle na nią coś więcej.
PL Lady powstał tuż przed nagraniem płyty. To oparty o gitarowy riff utwór i od samego początku zupełnie nie pasował mi w nim jakikolwiek temat instrumentalny, tylko agresywny melo-recytowany wokal. Dość szybko okazało się, że w kręgu naszych znajomych jest osoba, która pasuje do tej koncepcji – Łukasz Pietrzyk, autor tekstu i wokalista. Początkowo utwór miał nieco inny tekst i co za tym idzie wymowę (jest nawet nagranie), ale nakłoniliśmy Łukasza do przerobienia tekstu tak, aby bezpośrednio odnosił się do niepokojów związanych z naszym krajem. Chyba się udało... (śmiech). Można też powiedzieć, że cały album to taka opowieść o miejscu, w którym żyjemy i mimo że jest to muzyka instrumentalna tytuły utworów i muzyka układają się w pewien logiczny ciąg, którego zwieńczeniem jest tytułowy utwór zamykający płytę.
Zaciekawiliście oryginalnym rozwiązaniem szaty graficznej. Jakie było źródło tego pomysłu?
Może nie jest to typowy koncept-album, ale jak mówiłem wcześniej PL Lady jest kluczem do zrozumienia naszego pomysłu na ten krążek. Niemniej „nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem”, dlatego całą kwestię związaną z okładką powierzyliśmy Michałowi Sicińskiemu (PunktWidzenia). Okładka jest ascetyczna, zaskakuje formą w wersji CD – bardzo nam się podoba.
Klip do Slippery slope udowadnia, że wasza muzyka, choć instrumentalna, ma intensywny przekaz. Nie jest miły dla dzisiejszego społeczeństwa, rozpędzonego w swym konsumpcjonizmie i nie dbającego o planetę…
Tak..., to jest temat, przed którym po prostu nie możemy nadal uciekać. Zrobiliśmy już tyle złego, że nie wiem czy da się to odkręcić – miejmy nadzieję, że tak. Może się mylę, ale każdy sposób żeby zwrócić na to uwagę (np. w formie teledysku) być może spowoduje refleksję, a suma drobnych zdarzeń spowoduje zmianę.
PL Lady pokazuje jak sprawnymi technicznie jesteście muzykami. To może banalne pytanie ale… powiedz mi, jak często spotykacie się na próbach i ćwiczycie ze sobą?
Tyle ile trzeba (śmiech).