Krzysztof Lepiarczyk, lider Loonypark, pod koniec ubiegłego roku wydał swój drugi solowy album. Dosyć zaskakujący, bo stworzony w hołdzie Stanisławowi Wyspiańskiemu. I właśnie krążek o poetyckim tytule „Jakżeż ja się uspokoję” stał się głównym tematem mojej rozmowy z artystą…
Mariusz Danielak: Wygląda na to, że jesteś strasznie niespokojną muzyczną duszą! Loonypark, Padre, Liquid Shadow, Nemezis, Meteopata, solowy album i teraz ten, też pod własnym nazwiskiem, a jednak zaskakujący. Nie znosisz próżni w swoim życiu (śmiech)!
Krzysztof Lepiarczyk: Dopisałbym w tym miejscu jeszcze kilka projektów (śmiech), ale bez przesady. Staram się wolny czas - a jego coraz mniej - wypełniać muzyką. Od kliku lat pracujemy wraz z kolegami i koleżankami (śmiech) z Loonyparkiem – miejmy nadzieję, że w tym roku wydamy kolejną płytę. Jeżeli chodzi o pozostałe projekty, to cały czas coś, gdzieś powstaje i pewnie ujrzy światło dzienne, ale wymaga to nie tylko mojego poświęconego czasu, ale i innych. Solowe płyty? Bardzo lubię je tworzyć. Już mam pomysł na kolejną.
Nagrywanie albumów do istniejącej już poezji cenionych twórców nie jest oczywiście niczym nowym, jednak zaproponowanie Wyspiańskiego w progresywnym entourage’u naprawdę intryguje. Powiedz o kulisach pomysłu na ten album. Domyślam się, że niebagatelne znaczenie miała przypadająca w ubiegłym roku okrągła rocznica śmierci artysty, ale i miejscowość, z którą jesteś związany…
Zgadłeś. W gminie, w której mieszkam, uroczyście obchodziliśmy miniony rok. Rok Wyspiańskiego – imprezy, wystawy itp. wypełniły kalendarz po brzegi. Jeżeli chodzi o genezę powstania nowego albumu to postaram się to streścić tak: w planach na 2017 rok miałem nowy album solowy. Powstały już szkielety utworów na płytę. Brakowało tylko tekstów. W związku z Rokiem Wyspiańskiego pomyślałem, aby wykorzystać jego wiersze. Gdyby to jednak było takie proste… Jako że teksty okazały się w zupełnie innym klimacie niż powstałe wcześniej muzyczne pomysły na płytę, zrobiłem to inaczej niż zwykle. Najpierw wybrałem teksty a do nich powstała na nowo muzyka. A końcowy efekt upewnił mnie w tym, że w progresywnym wydaniu całkiem nieźle to brzmi.
Czyli najpierw były jednak teksty?
Tak, choć zazwyczaj na moich płytach muzyka powstawała jako pierwsza. W przypadku „Jakżeż ja się uspokoję” było inaczej.
A w jaki sposób dokonałeś wyboru tekstów Wyspiańskiego?
Do wyboru miałem ich trochę! Musiałem zrobić selekcję. Najpierw wybrałem około piętnastu, które zwabiły mnie samym tytułem. Później kilkakrotnie każdy przeczytałem i sprawdzałem, do którego można ułożyć melodię. I tak oto powstała lista ośmiu, które znajdziemy na płycie.
Która z kompozycji, czy to ze względu na tekst, a może samą muzykę, jest ci szczególnie bliska?
Nie mam ulubionej. Jeżeli chodzi o teksty, to w gruncie rzeczy wszystkie one są zbliżone tematycznie. Natomiast w warstwie muzycznej jestem zadowolony ze wszystkich. Bardzo podoba mi się solo gitary w utworze „Czy”, a w kompozycji „Spokój” wokal. Tak mógłbym teraz analizować, ale nie robię tego nigdy po wydanym albumie - od tego są inni (śmiech).
Planty o świcie - dlaczego wybrałeś na okładkę płyty akurat ten obraz Wyspiańskiego?
Oj, tutaj nie była prosta sprawa. To znaczy wybór był prosty - przeglądałem galerie z jego dziełami, no i ten właśnie wpadł mi w oko. No ale cóż z tego. Musiałem mieć pozwolenie z Muzeum Narodowego w Krakowie na wykorzystanie fotografii. Mało tego, musiałem zdobyć od nich dobrej jakości zdjęcie, aby mogło znaleźć się na okładce. Czekałem trochę, ale się udało. Dostałem zgodę i tak oto „Planty” znalazły się na okładce.
Można powiedzieć, że w składzie towarzyszących ci na płycie osób są starzy znajomi z Millenium, czy Albionu. W jaki sposób dobierałeś tym razem muzyków, wszak z porównaniu z solowym debiutem Art Therapy z 2016 roku, powtarza się tylko jedno nazwisko, wokalisty Marka Smelkowskiego?
Marek to osoba, z którą, mam nadzieję, zrobimy jeszcze niejeden album. Tutaj nie było wątpliwości jeżeli chodzi o stanowisko wokalisty. Jeśli zaś chodzi o sekcję, to już jakiś czas temu pomyślałem, że chciałbym, aby na perkusji zagrał Grzesiek. Tak się składa, że graliśmy w tamtym roku kilka koncertów i gdzieś tam w międzyczasie dogadaliśmy się w tej sprawie. Z Mateuszem znamy się z projektu, w którym razem kiedyś graliśmy - The Painters. Napisałem do niego i mnie nie zawiódł. Do Jurka napisałem zapytanie o udział w projekcie i zgodził się od razu. Gdzieś tam, między wierszami, wcześniej też rozmawialiśmy, że dobrze byłoby kiedyś coś nagrać razem. No i stało się. Bardzo się cieszę z jego udziału na tej płycie.
To jeszcze w kwestii technicznej. Wiem, że to znak czasów, ale zauważyłem, że album powstawał w aż pięciu studiach! Praktycznie każdy instrument rejestrowany był w innym miejscu…
No takie czasy przyszły. Z wyjątkiem perkusji wszystkie instrumenty, wraz z wokalami, zostały nagrane w prywatnych studiach muzyków. Dla nas to po prostu wygodne. Ja nie widzę w tym nic złego a nawet wolę w ten sposób, na luzie, bezstresowo pracować.
O planach wydawniczych powiedziałeś już na początku naszej rozmowy a może i pojawią się te koncertowe i to z tym „Wyspiańskim projektem”? Wszak z Loonypark zadebiutowałeś koncertowo w minionym roku.
Plany to ja mogę mieć (śmiech)! Gorzej z ich realizacją. Zobaczymy. Jakieś tam propozycje były. Czekam jednak na te poważne. Plany wydawnicze są - Loonypark, Padre, Sticky Hands, kolejna solowa płyta… Proszę wyczekiwać.