ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

wywiady

08.06.2016

Jest mobilizacja – rozmowa z Maciejem Dunin-Borkowskim, liderem Nonamen

Jest mobilizacja – rozmowa z Maciejem Dunin-Borkowskim, liderem Nonamen

Krakowska formacja Nonamen całkiem niedawno zagrała krótką trasę u boku Antimatter i w tym roku planuje nagranie następcy debiutanckiego albumu „Obsession”. I między innymi o tych kwestiach opowiedział mi twórca zespołu, Maciej Dunin-Borkowski.

Mariusz Danielak: Czytając waszą krótką biografię trudno nie zauważyć, że sześć lat istnienia zespołu to przede wszystkim pasmo personalnych zmian. Przez grupę „przewinęło się” już dziesięcioro muzyków. Skąd ta niestabilność?

Maciej Dunin-Borkowski: W sumie wolałbym myśleć, że nie jest to jakaś niestabilność - czy to zespołu czy też moja, jako że tylko ja ciągle się trzymam z podstawowego składu. Myślę, że początkowe zmiany były spowodowane po prostu zderzeniem wizji z faktycznymi efektami naszej wspólnej zabawy. Potem skład ustabilizował się na prawie cztery lata, a to już większość naszego istnienia! Dość niedawne zmiany to znów wyniki życiowych zmian poszczególnych członków niż niestabilności. Zdaje się, że po prostu, tak nam się poskładało.

MD: Tych sześć lat to jednak także pierwsze sukcesy. Do nich możecie zaliczyć z pewnością dzielenie sceny z takimi artystami i zespołami jak Blaze Bayley, Paul Di'Anno, Tarja Turunen, słoweńska Siddharta, czy ostatnio Antimatter? Które z tych koncertowych spotkań wspominasz najcieplej? A może masz w zanadrzu jakieś niecodzienne reminiscencje z nimi związane?

MDB: Jeśli chodzi o najcieplejsze wspomnienia, zdecydowanie trzeba wymienić koncert z Tarją. Zbiegło się to także z premierą naszej płyty „Obsession”. Największa do tej pory publika, bardzo ciepłe przyjęcie. Ostatnie koncerty z Antimatter także będziemy pamiętać na długo. Było to dla nas coś totalnie innego od tego w czym czyliśmy się dobrze i mieliśmy wyćwiczone. Baliśmy się efektu, a jednak po koncercie okazało się, że było całkiem dobrze. Z perspektywy czasu ciekawą reminiscencją jest na pewno finał wspomnianej przez ciebie trasy z Blazem Bayley’em, z której zostaliśmy przez niego wyrzuceni z hukiem, przez zwykłe nieporozumienie. Na długo zapamiętamy jak wracaliśmy z felernego koncertu jak zbite psy i na dobicie, w środku nocy, w środku lasu zepsuł nam się samochód… O tak, Blaze’a na pewno nigdy nie zapomnimy!

MD: Pewnie nie lubicie - jak większość artystów - szufladkowania, ale przy opisywaniu waszej muzyki znalazłem takie łatki jak gotyk, metal progresywny, muzyka klasyczna, post black metal, a nawet psychodelia. W sumie dobrze to o was świadczy. A ty sam jak na to patrzysz?

MDB: Post black metal? Hah, tego nie słyszałem! Sam zastanawiałem się czy jest to właśnie dobrze czy źle, że tak ciężko nas skategoryzować i też mam takie przemyślenia, że to dobrze. Robimy to co nam w duszy gra, nie starając naginać się do jakichś ustalonych kanonów czy też próbując się do kogoś konkretnego upodobnić, czy komuś konkretnemu przypodobać. Kiedy tak o tym myślę, to pewnie więcej niż co drugi muzyk może powiedzieć coś takiego o sobie, ale z nami tak właśnie jest. Wizje tego co chciałem grać zakładając zespół różnią się zdecydowanie od tego co robimy.

MD: A skąd pojawił się pomysł na skrzypce w waszej muzyce? Nie jesteście wprawdzie rockowymi prekursorami w tym względzie, niemniej takie zestawienie ciężaru z klasyczną delikatnością zawsze intryguje. Czy inspirowaliście się w tym względzie jakimś artystą, może konkretną płytą?

MDB: Nie, po prostu po pierwszym większym rozpadzie, kiedy w składzie zostałem tylko ja i perkusista Grzesiek Kozikowski, szukaliśmy jakiegoś nieszablonowego instrumentu. W internecie wisiało ogłoszenie o poszukiwanym muzyku, zainteresowanym podrzucaliśmy próbki naszych nagrań. Tu znów w naszej historii jakoś tak wyszło, zjawiła się Agnieszka Reiner ze skrzypcami i po jednej próbie już z nami została. Po jej odejściu nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy dalej kontynuować ten sam styl, no i nawiązaliśmy współpracą z Martą Rychlik.

MD: A jak z dzisiejszej perspektywy patrzysz na wasz pełnowymiarowy debiut, wydany dwa lata temu „Obsession”? Jak na „spełnienie pewnego marzenia”, czy jak na „konieczną lekcję, niewolną od potknięć”, będącą jednak mobilizacją do kolejnych wyzwań?

MDB: „Obsession” ma troszkę ze spełnienia marzenia, bo jednak to pierwsza długogrająca płyta, która już na zawsze zostanie nam tak przypisana. Niestety teraz wiem, że zawiera ona w sobie wiele potknięć, popełnionych szczególnie na etapie nagrań, późniejszej produkcji. Zdaje się, że chcieliśmy osiągnąć bardzo wiele idąc po najmniejszej linii oporu finansowego, biorąc bardzo wiele rzeczy na swoje barki, gdzieniegdzie niepotrzebnie się spiesząc. Ta „konieczna lekcja” bardzo wiele nas nauczyła. Także tak, jest mobilizacja i motywacja, aby zrobić to lepiej.

MD: Niedawno miałem okazję zobaczyć was na żywo przed występem Antimatter. Zaprezentowaliście się wówczas w kompletnie akustycznej, jakże odmiennej od waszego brzmienia, odsłonie. Czy to wasze pierwsze akustyczne koncerty? I czy mogą być one sugestią, w którą stronę może zmierzać wasza nowa muzyka?

MDB: Tak, podczas ostatnich koncertów z Antimatter pierwszy raz występowaliśmy w ten sposób. Jeśli chodzi o kierunek zmierzania naszej nowej muzyki, to muszę odpowiedzieć: trochę tak, i trochę nie. Na akustycznych koncertach wykonaliśmy dwa nowe utwory, które w praktycznie niezmienionej wersji znajdą się na nowym krążku, jednak nie jest to kierunek, w który zmierza nasza muzyka. Patrząc szerzej, nowa płyta będzie cięższa i mroczniejsza od „Obsession”, nie braknie jednak też przestrzeni w postaci tego typu smutnych i prawie akustycznych utworów. Te zmiany są na pewno spowodowane tym, że w odróżnieniu od poprzednich płyt, przy tworzeniu nowego materiału duży udział bierze nasza wokalistka, Edyta Szkołut, komponując także gitary oraz układając całe utwory.

MD:  To jeszcze na koniec dwa krótkie pytania. Po pierwsze… dlaczego Nonamen?

MDB: Ach, zawsze boję się tego pytania, bo nie ma na nie sensownej odpowiedzi. Szukaliśmy 1. słowa, które nic nie znaczy w żadnym języku 2. nie brzmi strasznie głupio. Zdaje się, że chociaż pierwszy punkt udało się spełnić, co do drugiego, jestem nieobiektywny (śmiech).

MD:  A co z waszymi najbliższymi planami wydawniczo – koncertowymi?

MDB: Najbliższe plany to skupić się na dokończeniu materiału na nowy album. Mamy ambitne nadzieje skończyć go jeszcze w tym roku. Kiedy to się stanie, zdecydujemy jak najlepiej przekazać go w świat, czy to tradycyjnie w formie CD, czy też ograniczymy się tylko do drogi elektronicznej. Niestety, teraz nie możemy tego przewidzieć. Z planów koncertowych, którymi na dzień dzisiejszy mogę się podzielić, czeka nas występ na Castle Party. Staramy się o jeszcze parę fajnych letnich imprez, oraz planujemy co najmniej jedną jesienną mini-trasę. Tutaj niestety nie mogę nic zdradzić, a i nie chcę też zapeszać.

Foto: Michał Bochenek / Do tańca nie do różańca

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.