ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 26.04 - GDAŃSK
- 27.04 - Złocieniec
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
 

wywiady

04.05.2016

Transfer złej psychicznej energii – wywiad z liderem Antimatter, Mickiem Mossem

Transfer złej psychicznej energii – wywiad z liderem Antimatter, Mickiem Mossem

Już za kilkanaście dni ponownie odwiedzi nasz kraj ze swoim Antimatter, by promować ostatni, bardzo dobrze przyjęty krążek The Judas Table. I głównie o nim, choć nie tylko, opowiedział nam w poniższym wywiadzie…

[Kamil Dróżdż]: Debiutancki album Antimatter został wydany ponad 13 lat temu, ale to wszystko zaczęło się jeszcze w 1998 roku. Jak czujesz się po tych wszystkich latach na scenie?

[Mick Moss]: Występuję na scenie od 2002 roku i mimo kilku przerw w koncertowaniu, zagrałem już kilkaset koncertów. Z czasem zaczyna to być całkowicie naturalne. Mam już za sobą czas, w którym zdarzało mi się występować po wypiciu butelki tequili z nadzieją, że jakoś przetrwam do końca. Aktualnie zawsze pozostaję trzeźwy i cieszę się każdą minutą koncertu (poza sytuacjami, w których nagłośnienie jest do dupy).

[KD]: Jak wygląda u ciebie proces twórczy? Analizujesz dźwięk po dźwięku, przebudowujesz pomysły, czy raczej wypluwasz z siebie ostateczną wersję utworu?

[MM]: Utwory powstają na przestrzeni wielu sesji z gitarą akustyczną i wokalem. Nie jestem w stanie określić, jak wiele czasu mija pomiędzy zrodzeniem się pomysłu i powstaniem ostatecznej wersji utworu. Dla przykładu, utwór może pojawić się w całości już przy pierwszej sesji, ale potem będzie czekał na ostateczny szlif przez lata. Inne utwory powstają wolniej, podczas kilku sesji, pojawiają się w różnych wersjach i wariantach, za każdym razem brzmią nieco inaczej. Nie ma tu reguły poza tym, że lubię wiedzieć nad czym aktualnie pracuję, jakie emocje chcę oddać, w jaki sposób płynie strumień mojej świadomości podczas takich sesji. Akustyczne wersje utworów rozpisuję na cały zespół w oparciu o perkusyjny rytm i dynamikę, które słyszę w głowie podczas tworzenia. Potem w moim domowym studio powstaje demo, a później cały album w oparciu o takie nagrania demo. Ten mechanizm działa jak dobrze naoliwiona maszyna.

[KD]: A jak to wyglądało podczas nagrywania The Judas Table?

[MM]: Nagrywałem ten album w moim domowym studio, poza bębnami, które zostały nagrane w Parr Street Studios w Liverpoolu. Podjąłem taką decyzję po nagraniu utworu Too Late, który w dużej części powstał właśnie w moim domu. Wszystko mogłem zrobić na miejscu, we właściwym czasie i nie musiałem co chwilę zerkać na zegar w studiu, tak żeby zmieścić się w określonych ramach czasowych. Wyszło świetnie, więc przekonało mnie to, żeby w ten sam sposób pracować nad resztą materiału.

[KD]: Opowiedz nieco więcej na temat znaczenia The Judas Table.

[MM]: Z mojego punktu widzenia, przez większą część z ostatnich dwudziestu pięciu lat życia, byłem zaangażowany w relacje z chorymi, samolubnymi ludźmi, złodziejami, manipulatorami, narcyzami, osobami znęcającymi się nad innymi, socjopatami. Wycofałem się ze społeczeństwa na lata, ponieważ stałem się celem dla ludzi, którzy moją empatię odczytywali jako słabość, a pokorę, jako naiwność. Wydaje mi się, że pewnie byłem też naiwny, skoro nieustannie widziałem w ludziach dobro, a nie oczywiste objawy narcystycznych zachowań. To wszystko do mnie dotarło, kiedy trzy lata temu stałem się celem dla młodej, zdesperowanej kobiety, która chciała wykorzystać Antimatter do własnych korzyści. Po tym doświadczeniu niemal kompletnie się zagubiłem, postanowiłem już nigdy nikomu nie zaufać. Na szczęście udało mi się wyjść z tego stanu i po kilku latach przemyśleń, nauczyłem się znowu ufać. Jestem teraz znacznie mądrzejszy i ten album zawiera dużo obserwacji z tamtego okresu. Muszę zaznaczyć, że wszystkie te sytuacje spowodowane były przez mniej niż dziesięć osób z setek, które poznałem przez całe swoje życie. To wielka szkoda, że mniejszość może w tak znaczący sposób wpłynąć na zdrowie psychiczne i niemal całkowicie je zatruć. O tym też opowiada okładka płyty.

[KD]: Twoje teksty i cała oprawa muzyczna są jak opowieści pełne głębokich i melancholijnych myśli. Co jest ich główną inspiracją?

[MM]: Wydaje mi się, że od zawsze za dużo myślałem na temat prostych rzeczy, dlatego w moim przypadku wymyślanie ton smętnych rzeczy jest całkiem proste.  W tej chwili komponowanie stało się dla mnie naturalnym procesem, w którym te wszystkie myśli zamieniam na rytm i słowa, więc ostatecznie wychodzi na to, że takie myślenie popłaca. Inaczej strasznie bym się męczył przy pisaniu tekstów! Rzeczy, które widzę w swojej głowie, a które dotyczą życia codziennego, społeczeństwa, polityki, związków, filozofii, mogą zadziwić przeciętnego człowieka.

[KD]: Razem z Fear of A Unique Identity w poczynaniach Antimatter pojawiło się więcej eksperymentalnego, agresywnego brzmienia. Jak jest twoim zdaniem z The Judas Table?

[MM]: Fear… był agresywnym albumem, ponieważ był nagrywany po pięciu latach mojej nieobecności w studiu. Musiałem uwolnić tę szaloną energię, która odbiła się też na konstrukcji i aranżacji utworu. The Judas Table jest bardziej wygładzonym albumem. Więcej w nim przestrzeni, wciąż pojawiają się bardziej wybuchowe fragmenty, takie jak w Fear…, ale są bardziej zrównoważone z akustycznymi fragmentami, które świetnie sprawdzały się w czasach Planetary Confinement.

[KD]: Kto wybrał utwór Black Eyed Man na singiel The Judas Table? Jest to pierwszy kawałek na płycie, więc wybór mógł być tym podyktowany, ale może wyjaśnisz, dlaczego właśnie ten numer?

[MM]: Przy każdej kolejnej płycie kieruję się innymi kryteriami. Przy Fear... wybrałem Uniformed & Black, bo jak do tej pory był to najbardziej bezpośredni, niemal komercyjnie brzmiący kawałek z całej płyty. Tym razem chciałem zrobić nieco inaczej i wybrałem Black Eyed Man ze względu na jego artystyczną naturę i kontrast z doświadczeniem z Uniformed & Black.

[KD]: Kto jest odpowiedzialny za świetną gitarę prowadzącą w Black Eyed Man?

[MM]: W przypadku tego albumu zdecydowałem się zaangażować kogoś do gry na gitarze prowadzącej, a nie tak jak na Fear…, gdzie zająłem się tym osobiście. Ponadto do pracy nad The Judas Table postawiłem zaprosić kilku gitarzystów, żeby na płycie pojawiły się dodatkowy koloryt każdego z nich. Kevin Dunn zagrał w Black Eyed Man i choć pojawił się przy pracy nad albumem stosunkowo późno, to jego udział był niesamowity. Chętnie będę z nim pracował w przyszłości.

[KD]: Przy pomocy okładki The Judas Table udało ci się wysadzić Internet. Okładki płyt Antimatter zawsze nawiązywały do muzyki, którą zawierały, tak jest też i w tym przypadku, ale po raz pierwszy grafika jest tak kontrowersyjna. Czy zrobiłeś to celowo?

[MM]: Wydaje mi się, że część ludzi nie zrozumiała zamysłu stojącego za tą grafiką. Obraz przedstawia transfer złej psychicznej energii poprzez związek lub przyjaźń pomiędzy osobą psychicznie i społecznie wynaturzoną na osobę zdrową. Myślę, że znaczna część odbiorców była zakłopotana tym, co zobaczyła i potraktowała okładkę jako całującą się homoseksualną parę i właśnie to spowodowało całkiem ostre komentarze. Części kobiet, które nas słucha nie spodobała się wizja pocałunku, który nie  jest wizją romantyczną. A część słuchających nas fanów metalu założyło, że jest to próba pokazania społeczności gothów, czy coś w tym stylu. Podobno nawet ktoś w to uwierzył. Dla mnie jest to piękny przykład dobrze przemyślanej sztuki, która jest inspirowana tekstami i motywem przewodnim albumu. Myślę też, że ludzie zostali też zaskoczeni, że tym razem okładka nie jest abstrakcyjnym obrazkiem, jak większość dotychczasowych okładek Antimatter. Dla mnie styl nie ma znaczenia, każda okładka idealnie oddawała koncept albumu, a czy została wyrażona poprzez abstrakcję, pop art, surrealizm, minimalizm, czy pieprzony barok, to nie ma znaczenia, Antimatter od zawsze skupia się na historii opowiedzianej muzyką i przestrzeni z nią związaną.

[KD]: Na okładce płyty widzimy aseksualną parę, połączoną silną, ale niezdrową relacją, prowadzącą do destrukcji. Jaka jest twoja interpretacja tego obrazu?

[MM]: Najprościej ujmując okładka przedstawia taka sytuację: jeśli zdrowa osoba znajdzie się w związku z osobą niezrównoważoną, wtedy relacja jaką otrzyma doprowadzi ją do szaleństwa, nawet pamięć o tym, będzie utrzymywać ten stan.

[KD]: Wiem, że oprócz muzyki interesujesz się też filmem. Do Stillborn Empires powstał klip…

[MM]: Tak, razem z Tomfoolery Prictures z Liverpoolu nakręciliśmy materiał promocyjny do kawałka Stillborn Empires. Miałem pomysł, jak takie wideo powinno wyglądać, wraz ze sposobem w jaki poszczególne klatki obrazu nakładają się na siebie oraz z postacią biznesmena z głową świni, który na koniec zdziera z siebie ubrania i pokazuje ciało tancerki w bieliźnie. Pomysł został oparty na tematyce utworu, w którym seks służy jako narzędzie w biznesie. Owen z Tomfoolery Pictures w świetny sposób wykorzystał mój pomysł, do którego dorzucił mnóstwo rewelacyjnych motywów. Jestem szczęśliwy, że udało mi się trafić na ludzi, dzięki którym ostateczna wersja wideo jest po prostu świetna.

[KD]: The Judas Table został wydany wraz z bonusowym CD, na którym pojawiły się twoje komentarze dotyczące poszczególnych kawałków. Podoba ci się takie zdradzanie sekretów na temat każdego z utworów?

[MM]: Przez lata zastanawiałem się, dlaczego muzycy nie wydają tego typu dodatków, opowiadanie o poszczególnych utworach wydaje się być świetnym pomysłem. Sam jestem fanem muzyki i osobiście chętnie usłyszałbym kilka takich nagrań zrealizowanych przez moich ulubionych muzyków, dlatego tylko czekałem na odpowiedni moment, żeby nagrać taki dodatek. Wcale bym się nie pogniewał, gdyby tego typu nagrania z komentarzami zyskały na popularności. Samo nagrywanie było już proste. Zazwyczaj mam mnóstwo do powiedzenia na temat moich kawałków, co zresztą widać, bo nagranie liczy sobie niemal sześćdziesiąt minut. Kiedy do niego wracam, to cieszę się, że udało mi się zachować równowagę pomiędzy poruszanymi aspektami poszczególnych utworów od tekstów, poprzez techniczne szczegóły, po emocje i nieoczekiwane przejawy mojego poczucia humoru. Myślę, że przy kolejnej płycie pokuszę się o podobną inicjatywę.

[KD]: W jednym z wywiadów wspomniałeś, że The Judas Table jest dobrym bliźniakiem dla Fear of Unique Identity, urodzonym w twojej głowie w tym samym czasie. Jak wiele pomysłów lub zarysów albumów masz jeszcze w zanadrzu?

[MM]: Aktualnie mam w głowie około dwudziestu pięciu nienagranych kawałków. W większości są to utworu, które zostały napisane, ale żaden z nich jeszcze nie zaistniał na albumie Antimatter. Siódma płyta, następca The Judas Table, jest czymś na co już teraz mam pomysł, ale żadna z tych wcześniej wspomnianych piosenek do niego nie pasuje, dlatego następny album będzie powstał od zera.

[KD]: Czy to prawda, że utwór Too Late został napisany jeszcze w 1996 roku? Jak to możliwe, że do tej pory go nie opublikowałeś?

[MM]: Too Late jest jednym z moich pierwszy utworów, prawdopodobnie jest to trzeci kawałek, który w ogóle napisałem. W 1996 roku przykuł uwagę zarówno Duncana (Patterson – przyp. KD) i Danny'ego (Cavanagh – przyp. KD) z Anathemy. To był naprawdę popularny utwór wśród moich znajomych. Kiedyś nawet go nagrałem, ale sam nie wiem, chyba po prostu czekałem na właściwy moment, żeby go opublikować. Mógł przepaść na Leaving Eden, nie pasował do konceptu Fear. W końcu pomyślałem, że warto nagrać go na nowo i opublikować. Wydawałoby się, że tylko na moment zamknąłem oczy, a Too Late skończyło osiemnaście lat!

[KD]: Żyjemy w czasach, w których ludzie wolno za darmo ściągać muzykę z sieci, wytwórnie starają się nadrobić straty, a pomiędzy jednymi i drugimi znajduje się artysta, który chce zarobić na swojej pracy. Jaka jest twoja opinia na temat sposobu działania rynku muzycznego?

[MM]: Podsumowując: funkcjonujący model został zmuszony do walki przeciwko szybko rozprzestrzeniającemu się, łatwo dostępnemu piractwu i milionom niezależnych muzyków, którzy wkraczają na rynek muzyczny od spodu. Powszechnie uznaje się, że publiczność bardziej ceni sobie artystów, którzy zaczęli swoją działalność dwadzieścia pięć lat temu, niż współczesnych twórców, co również znaczy, że bardziej pożądane są tribute bandy niż nowe zespoły. Gdzie nas to zaprowadzi za kolejne dwadzieścia pięć lat? Uznane zespoły będą już martwe, a przemysł nie będzie w stanie obsadzić nikogo na ich miejsce. Pojawi się wtedy kilku nowych twórców, których wszyscy będą mieli w głębokim poważaniu. To ciekawa teoria, chociaż nie mogę się z nią ani zgodzić, ani jej sprzeciwić. Jestem zwolennikiem tezy, że tam gdzie są pieniądze do wydania na PR i stado owiec konsumujących muzykę, oczekujące wskazania nowych 'największych i najlepszych', tam zawsze komercyjny przemysł muzyczny sobie poradzi.

[KD]: Opowiedz, jak zrodził się pomysł na trasę koncertową z cyklu Songbook Tour? (Songbook Tour to koncerty podczas, który Mick Moss wykonywał akustyczne wersje utworów, które były dla niego inspiracją – przyp. KD)

[MM]: Kilka lat temu w Berlinie sprzedały się wszystkie wejściówki na koncert Antimatter, więc zarezerwowaliśmy kolejny termin następnego dnia. Zdecydowałem, że warto zrobić coś innego podczas tego drugiego koncertu. Dosyć szybko wymyśliłem ideę Songbook, bo zawsze uwielbiałem poprzez granie na żywo celebrować muzykę, która mnie inspiruje. Ten wieczór w Berlinie był bardzo intymnym przeżyciem. Traktowałem to wydarzenie jak imprezę rodzinną, stopniowo upijałem się z publicznością w trakcie grania kolejnych numerów i rozmawiałem na temat moich doświadczeń pomiędzy nimi. Od tamtej pory podróżowałem z tym formatem koncertowym po różnych krajach, grając różne zestawy utworów, mówiąc coraz mniej (pijąc coraz mniej), poświęcając coraz więcej miejsca muzyce! Naprawdę lubię wersje utworów, które gram i uważam, że udaje mi się ciekawie je przedstawiać.

[KD]: Wspomniałeś kiedyś, że więcej radości sprawia ci granie coverów niż własnych utworów. Czy możesz to wyjaśnić?

[MM]: Kiedy to mówiłem, miałem na myśli akustyczne występy, a nie te grane z zespołem. Jasne, covery oddają tę prawdziwą iskrę, która nakręca mnie na muzykę i te wszystkie momenty olśnienia, które zdarzały mi się przez całe życie podczas obcowania z muzyką, a które rozpalały mnie od środka. Wolę grać covery na gitarze akustycznej, może dlatego, że kiedy występuję sam, jestem wobec siebie bardziej krytyczny, a covery zapewniają mi drogę odwrotu.

[KD]: Przez lata mogliśmy cieszyć się twoimi akustycznymi lub półakustycznymi trasami, aż nagle pojawiłeś się z wraz zespołem na trasie Leaving Eden Tour. Który rodzaj muzyki bardziej ci odpowiada?

[MM]: To zależy od wydarzenia i publiczności. Jest całkowicie nieodpowiednim stanąć na scenie podczas rockowego festiwalu i zaprezentować zestaw subtelnych akustycznych kawałków, bez wsparcia w postaci zespołu za plecami. Uwierz mi, zrobiłem kiedyś coś takiego, więc wiem, o czym mówię. Z drugiej strony uczestniczyłem też w małych koncertach, gdzie mieściło się nie więcej niż sto osób, a ja próbowałem grać z całym zespołem, co też było absurdalne. Prawda jest taka, że są plusy i minusy grania zarówno z zespołem jak i akustycznie. Uwielbiam oba rodzaje koncertowania, ale każdy z nich musi mieć miejsce we właściwym czasie i miejscu.

[KD]: Skoro mówimy już o graniu koncertów, czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo twoja muzyka potrafi wpłynąć na odbiorców? Raz wybrałem się na koncert Antimatter, żeby posłuchać muzyki, którą lubię i oderwać się od codzienności. Skończyło się na płaczu podczas utworu The Weight of the World. Jak to jest sprawiać, że ludzi zaczynają czuć?

[MM]: Niedawno rozmawiałem z człowiekiem, który pracuje placówce zdrowia psychicznego. Jego pacjenci są dobrze zaznajomieni z muzyką Antimatter, a utwór The Weight of the World jest jednym z tych, z którymi mogą najbardziej się utożsamiać. Powiedział, że wierzy, że właśnie ten utwór ma niezwykłą umiejętność trafiania do ludzi, którzy zmagają się z problemami życiowymi. To świetne usłyszeć takie słowa. Muszę też przyznać, że otrzymuję dużo komentarzy poprzez media społecznościowe, które dotyczą właśnie tego kawałka. Napisałem go, kiedy sam byłem w bardzo słabiej kondycji, dlatego jestem w stanie wyobrazić sobie, że ludzie w podobnej sytuacji są w stanie poczuć, że utwór opowiada również ich historię.

Rozmawiał: Kamil Dróżdż

Foto: Antimatter Facebook

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.