Piękna płyta, w której zakochałam się już przy przesłuchiwaniu samych sampli. Jest jak najbardziej udanym dzieckiem wytwórni 4AD. Dzieckiem, którego rodzice byli nie tylko jedną rodziną. Dzieckiem, które zrodziło się przy współpracy wielu artystów, m.in.: Conteau Twins, Colorbox i Dead Can Dance. Dzieckiem, które nazwane zostało This Morta Coil i stworzyło dzieło (arcydzieło) „It’ll End In Tears”.
Ta Śmiertelna Spirala w żadnym wypadku nie unicestwia słuchacza. No, może pod jednym względem – zabija pięknem. Już od samego początku. Gordon Sharp niesamowicie wprowadza słuchacza w nastrój płyty, otwiera swym głosem bramę, za która znajduje się ogród przecudnych kwiatów. Chyba róż… Poszczególne utwory są bowiem niezwykle piękne, ale i zadają ból. Tak jak wcześniej jednak napisałam – nie ten, który niszczy człowieka. Nie. To jest ból, który niszczy problem. Jeśli nawet nie – sprawia, że staje się on choć trochę mniejszy. „It’ll End In Tears” oczyszcza. Porządkuje myśli i stopniowo, powoli przynosi nadzieję. Tylko trzeba umieć ją w tych dźwiękach odnaleźć. „Song To The Siren” jest po prostu nieziemska. I choć tekst nie jest może specjalnie wydumany to muzyka, śpiew Elizabeth Fraser i interpretacja słów robią swoje… Po prostu perła. I wydaje mi się, że ten „efekt końcowy” jest największą zaletą całej „It’ll End In Tears”. Są bowiem albumy, które kupuje się ze względu na samą muzykę, są takie, w których słuchacza interesuje głównie warstwa tekstowa. A są i takie, które łączą w sobie i wartość tekstową, i zachwycają muzyką. Ta płyta właśnie do nich należy. Zaskakujący przez wykorzystanie motywu straszliwe zagłady „Holocaust”.
Cudowny „Dreams Made Flesh”. Co Lisa Gerrald i Brendan Perry robią z dźwiękiem! Jaki efekt uzyskują! Śpiew Lisy Gerrald to kolejny krok w stronę odkrywania nieznanego. Nieznanego zakamarka swojej własnej osobowości, podróż po krainie wyobraźni, gdzie tak naprawdę wszystko może się zdarzyć. Bo ta muzyka uwalnia z duszy to, co do tej pory schowane było głębiej. Z różnych względów. Te dźwięki mówią – nie bój się swoich przeżyć i emocji, one są częścią ciebie. A „Barramundi”… Zamykam oczy i jestem nad wielką wodą. Bryza muska mą twarz, ale jest przepełniona nie tyle szczęściem, co smutkiem, melancholią. I nadzieją. Może więc jednak niesie z sobą szczęście – tylko specyficznego rodzaju. Zakończenie płyty wspaniałe. Ciepły głos Gordona Sharpa oznajmiający, że tak – to się skończy łzami. I tło tej wypowiedzi… „Single Wish” nie kłamie – słuchaniu „It’ll End In Tears” często towarzyszyły łzy. Łzy oczyszczające...
Piszę o tym albumie w samych superlatywach, ale jak na razie zwyczajnie nie umiem inaczej. Płyta urzekła mnie w pełni. Nawet z pozoru niepasujący do pozostałych dynamiczny utwór „Not Me” ma tu swoje miejsce i jest potrzebny.
Przynosi chwilę oddechu i na moment sprowadza z zaświatów, by „Single Wish” ponownie zabrało w nie słuchacza.
„It’ll End In Tears” This Mortal Coil to majstersztyk, który choć oszczędny w środkach wyrazu ma w sobie tyle emocji. Nawet książeczka (ktoś mógłby wręcz powiedzieć – jej brak) dołączona do płyty jest skromna – jedynie mały, składany na trzy kartonik, z jednej strony przedstawiający kobietę (może anioła…), z drugiej – tytuły, wykonawców poszczególnych utworów, tylko niezbędne informacje.
Bo taka jest ta muzyka – nie potrzebuje dopowiedzeń. Wszystko zawarte jest na srebrnym krążku. Na krążku, którego słuchanie prowokuje do podróży po zachwycającej krainie dźwięków, w trakcie której spogląda się w głąb siebie. A ta podróż, kojąca czasami jest tak potrzebna