Zdecydowałem się napisać tych kilka słów o płycie, która w minionym roku podobała mi się najbardziej.
Jeszcze do niedawna nie wiedziałem w ogóle o jej istnieniu. I tylko algorytm, czy jak kto woli szczęśliwy traf, zbieg okoliczności sprawił, że usłyszałem ten pierwszy utwór. Tylko, że ja nie wierzę w przypadki. Tak czy inaczej, najpierw było Hugsi bert um teg a potem... a potem dodałem chyba wszystkie jej piosenki dostępne na youtube do swojej playlisty czyniąc z niej z dnia na dzień moją ulubioną artystką EVER. Pod koniec roku nie mogłem uwierzyć patrząc na podsumowanie, które otrzymałem i wg którego znalazłem się w 0,1% jej najwierniejszych słuchaczy.
Chciałbym napisać coś mądrego o jej najnowszej płycie i jej muzyce w ogóle ale do głowy przychodzi mi tylko jedno słowo. GENIUSZ. Absolutny geniusz. Gdy ktoś potrafi śpiewać mówimy że jest utalentowany ale powiedzieć o niej że jest utalentowana to jak nic nie powiedzieć. Jej talent jest jak przepiękna gwiazda na firmamencie nieba, przy której inne gwiazdy muzyki, nawet te z pierwszych okładek gazet po prostu bledną. Gdy śpiewa czas zdaje się zatrzymywać i otwiera się jakiś zupełnie inny wymiar. To tak jakby niebo było tu i teraz. Przesadzam? To poczytajcie komentarze w serwisach z muzyką pod jej utworami. Takich i innych porównań pod jej utworami jest cała masa. A te dwa koncerty na których byłem w tym roku tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że te i inne porównania i komplementy nie są na wyrost. Nigdy wcześniej nie słyszałem tak pięknego, czystego i przenikliwego kobiecego głosu. A najlepsze jest to, że śpiewanie przychodzi jej to tak prosto, tak naturalnie. Nie wiem jak ona to robi ale EIVOR, bo to o niej przecież mowa, potrafi poruszyć najwrażliwsze struny duszy.
A jaka jest muzyka na ENN? Czasem niespokojna, tajemnicza jak w Jarðartrá / Dust to Dust czasem kojąca i refleksyjna jak w Ein Klóta oraz Gaia, utworach które tak pięknie spinają ten album, a czasem melodyjna, wręcz przebojowa jak w Hugsi Bert um teg. Kto jednak myśli, że muzyka Eivor to tylko niebiańskie dźwięki jest w błędzie. W UPP ÚR ØSKUNI anioł nagle zamienia się w wiedźmę a przy pierwszych koncertowych taktach tegoż utworu miałem wrażenie, że piekielne czeluście właśnie się otworzyły. Paradoksalnie ten utwór dopełnia całości obrazu, który otrzymujemy na Enn a który dla mnie osobiście symbolizuje odwieczną wewnętrzną walkę dobra ze złem w nas, ot taki "mały Abraxas".
To co mnie mocno zaskoczyło to to, że ten rodzaj muzyki tak dobrze dopełnia elektronika. Sporo tu różnych przesterowanych dźwięków. Nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem elektroniki ale tym razem jest inaczej. To dzięki niej ta płyta nabiera tajemniczości i głębi. I jeszcze jedna a właściwie przedostatnia rzecz: cieszę się, że ta płyta jest w całości w języku farerskim. To tylko dodaje muzyce smaku. Ostatnia sprawa to okładka. Dla mnie 10 na 10. Nie potrafię sobie wyobrazić lepiej zrobionego obrazu do tej płyty. Ta poświata, która bije od postaci stojącej pośrodku mgły to jednocześnie najlepszy komentarz do autorki kontentu. Ostatecznie jednak, żadne słowa i obrazy nie oddadzą piękna i głębi samej muzyki wypełniającej tę płytę. This review is simply too small a chamber.