ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu More, Mandy ─ But That Is Me w serwisie ArtRock.pl

More, Mandy — But That Is Me

 
wydawnictwo: Philips 1972
 
1. But That Is Me (4:02)
2. Listen Babe (3:37)
3. For To Find The Daffodil (1:24)
4. Fine (1:40)
5. Harvey Muscletoe (3:19)
6. Come With Me To Jesus (3:57)
7. If Not By Fire (4:25)
8. Alone In My Yellow (2:59)
9. Matthew Brought Me Flowers (2:53)
10. If I Smile On Saturday (3:00)
11. I'm Too Tall To Cry (2:27)
12. God Only Knows (3:44)
 
Całkowity czas: 37:44
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
28.11.2021
(Recenzent)

More, Mandy — But That Is Me

We wspaniałej tradycji brytyjskiego popu, wokalistki stanowią wyselekcjonowaną grupę. Z muzyczną klasą i dystynkcją tak niepodważalną jak ich świetny gust kostiumowy i fryzjerski, do dziś z przyjemnością słucha się Cilli Black, Lulu, Petuli Clark, Sandie Shaw i wielu innych a wśród nich niekwestionowanej królowej, Dusty Springfield. Prawdopodobnie ta ostatnia jest jedyną osobą, która weszłaby do tego małego klubu wielkich głosów muzyki popularnej, jedyną, która mogłaby choćby próbować dorównać Arethcie Franklin czy Dionne Warwick.

 

Ale istnieją jeszcze ukryte perełki, nieznane piosenkarki, pogrzebane przez zapomnienie, ignorancję i obojętność, razem lub osobno. I pewnego czasu zostałem mile zaskoczony, gdy mój kumpel Wojtek podrzucił mi jedno nazwisko, piosenkarki Mandy More, która w 1972 roku nagrała „But That Is Me”, album, który przeszedł bez śladu, przeznaczony do bycia jednym z milionów nagrań, które przepadają na drodze do sukcesu.

 

I jest to miła niespodzianka z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że zakres wokalny tej kobiety jest wysokich lotów. Mandy śpiewa dobrze, hmmm bardzo dobrze, potrafi wydłużać frazy, podnosić wysokość dźwięku lub obniżać go, kiedy jej to pasuje. Ona po prostu interpretuje piosenki, co wydaje się być w zasięgu każdego wokalisty, a to jedna z naprawdę trudnych rzeczy w muzyce. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na „Listen Babe”, przepiękną piosenkę, która sama w sobie uzasadnia zakup tej płyty. A po drugie, Mandy More (Amanda Campbell-Moore) pojawia się także jako autorka wszystkich piosenek, z wyjątkiem ostrej wersji wysublimowanego „God Only Knows” Briana Wilsona. I to jest osobliwe, bo za Mandy nie stoi cały sztab, równie dobrze radzi sobie sama.

 

Pochodząca z Leeds, More stawiała pierwsze kroki jako kompozytorka w młodym wieku i udało jej się zdobyć miejsce w obsadzie jednej z produkcji słynnego musicalu „Hair”. Dwie z jej kompozycji znalazły się w programie telewizyjnym „I See Something Beautiful”, wyreżyserowanym przez Petera Knighta.  Program ten oglądał Tony Hall, znany brytyjski producent, disc jockey i menedżer, który w 1966 roku stał na czele Deramu, jednej z filii wytwórni Decca. On to zaproponował Mandy kontrakt płytowy, dzięki czemu w 1972 roku ujrzała światło dzienne pierwsza (i niestety jedyna) jej płyta. Została ona nagrana w Londynie, wyprodukowana przez Halla a wokale i fortepian zostały nagrane w jeden dzień. Później dołączyła do nich grupa doświadczonych muzyków: Roon Hutton, Mike Todman, Jake Falsworth, Philip Chen, Richard Bailey i Lennox Langton.

 

„But That Is Me” jest pięknym i poruszającym albumem. Mandy More ma wspaniały głos, a aranżacje są cudowne – smyczki, harfa, warstwy wokalu i fortepian. Przypomina to czasami Kate Bush, ale Mandy wyprzedziła pierwszy album Kate. Numery z płyty niosą ze sobą aurę odosobnienia i samotności. Oto „If Not by Fire” z głosem przekształconym i ze zniekształconą gitarą brzmiąca jak moog. Ten upiorny numer prowadzi prawie do szaleństwa i utrzymuje ten nastrój przez całość. Zasłony zaczynają drżeć a białe palce skradają się w czarnych fantastycznych kolorach, nieme cienie wpełzają do rogu pokoju i przykucają tam. Na zewnątrz słychać śpiew ptaków pośród liści, odgłosy mężczyzn idących do pracy, westchnienia i szloch wiatru schodzącego ze wzgórz i wędrującego po cichym domu, jakby obawiał się obudzić śpiących. To bardzo ciekawy utwór, zresztą podobnie jak cała płyta. A „Harvey Muscletoe” to już z pewnością musiałby być przebój. To rewelacyjny numer. Zmiany tempa tak muzyczne jak i wokalne (to tu zbliżyła się Bush) suną przez całą piosenkę. I jest to coś tak wciągającego, że trudno oprzeć się aby nie dać repeat. Perełka, po prostu perełka. Trudno mi się tu rozpisywać, muszę przyznać, że do tej płyty podchodzę bardzo emocjonalnie. No zauroczyła mnie.  Nie, musicie sami sobie jej posłuchać. Ja już nie będę się o niej rozpisywał.

Niestety „But That Is Me” odeszła w zapomnienie. Mandy More nadal występowała w musicalach („Godspell”) i kilku programach telewizyjnych. Nigdy nie nagrała kolejnej płyty, a jej niewątpliwy talent przepadł w zapomnieniu. Szkoda. Jednak reedycja jej jedynego albumu przez Sunbeam Records dała nam szansę na odzyskanie jego śladu.

 

Witamy z powrotem, Mandy More, w świecie żywych!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.