Jak zwykle jesienną porą w moim odtwarzaczu gości głównie folk. Dlatego ma to też swoje odbicie w tym, o czym piszę.
Nic dziwnego, że brytyjska muzyka ludowa znalazła drzwi, które pozwoliły wejść jej ku szerszym masom i na stałe wpisała się w historię muzyki rockowej. Połączenie folku i rocka nastąpiło pod koniec lat sześćdziesiątych gdy swoje płyty wydały zespoły Incredible String Band i Fairport Convention. Z przebogatej tradycji celtyckich pieśni grupy te zamieściły, używając czasami oryginalnych instrumentów swoje interpretacje tych utworów a także własne numery utrzymane w podobnym klimacie. Pod koniec 1969 roku z zespołem Fairport Convention pożegnał się Ashley Hutchings, który chciał grać bardziej tradycyjną muzykę ( jego macierzysty zespół miał inną wizję przyszłości). Nowy zespół założył, gdy spotkał występujący na londyńskiej folkowej scenie duet, Tima Harta i Maddy Prior. Nazwa grupy wzięta została z tradycyjnej piosenki „Horkstow Grange” opowiadającej o legendarnym woźnicy z hrabstwa Lincolnshire.
Steeleye Span zadebiutował na scenie w 1970 roku i od razu zdobył sporą popularność. Na swoich pierwszych trzech płytach zespół grał tradycyjną muzykę folkową, z niewielkim udziałem rockowych instrumentów. Na czwartym albumie zespół dojrzał już i wykreował swój własny styl, tworząc rewolucyjne, dynamiczne, elektryczne brzmienie, dalej jednak mocno osadzone w folkowej tradycji.
„Below the Salt” wydany został w 1972 roku i jest to już pozycja nagrana bez Hutchingsa. Na jego miejsce przyszło dwóch muzyków o rockowych korzeniach, basista Rick Kemp (wcześniej był w King Crimson) oraz gitarzysta Bob Johnson. Brzmienie grupy na tym albumie wypełnia w pełni przestrzeń, jest ciepłe, a wszystkie instrumenty, także wokale brzmią świetnie. Dobry folk tworzony jest przez gromadzenie pięknych i poruszających obrazów ludowych, dokonywanych przez wyważone aranżacje i odtwarzanie muzyki tak tradycyjnej i autentycznej jak to tylko możliwe. Grupie udaje się ta sztuka proponując nam chwytliwe i wzruszające piosenki w ciekawych aranżacjach.
Takie albumy jak „Below the Salt” pomagają mi pamiętać, że muzyka jest jednym z największych prezentów życia… Magiczny, wspaniały, cenny dar.
Już w ”Spotted Cow” otwierającym płytę utworze jest lekko i przyjemne. Uroczym wprowadzeniem jest przemyślana linia basu Ricka Kempa. Hipnotyzujące wokale wykonywane w refrenie „Rosebud In June” zamieniają się w entuzjastyczne święto czasu, a atrakcyjność melodii sprawia, że trudno powstrzymać się od dodania własnego głosu do utworu… ale lepiej nie.
Kolejnym popisem czystego i lekkiego głosu Maddy Prior jest utwór „Sheep-crook and Black Dog”. To wypada jakby była w transie, całkowicie zespolona z piosenką. Po prostu zamknij oczy i posłuchaj jednego z najpiękniejszych głosów, jakie kiedykolwiek słyszałeś. A jakby tego było mało, mamy „Gaudete”, zaśpiewany a cappella, powstający z wyciszenia niesamowity układ chóralny. To tak, jakbyś wszedł do dużej, pełnej tajemnic średniowiecznej katedry i zaczął chodzić w stronę nawy, aby dowiedzieć się skąd pochodzą te piękne dźwięki… niebiańskie głosy otaczają cię, a następnie chór rozpoczyna powolny marsz ku górze, głosy podniesione… wyciszasz się, aby pozwolić chórowi swobodnie przemieszczać się aż do powolnego zanikania, wtedy rozważasz wieczne piękno katedry, które bez wątpienia trwało całe wieki… podczas gdy echo melodii i barwy głosów rezonują w twojej duszy.
„John Barleycorn ” jest skoczną, zaśpiewaną przez Tima Harta piosenką, której słowa prawie śledzą sadzenie, wzrost, rozwój, cięcie, mielenie i fermentację jęczmienia. To wszystko ciężka praca ale to nic, kiedy możesz się śmiać, przepuścić butelkę i cieszyć się owocami tej pracy. Płytę kończy opowieść o zmarłym marynarzu, którego porzuca kobieta za pozorny brak bogactwa. Ale on ją zaskakuje: „Mam srebro w kieszeni, skarbie/I złoto w wielkim sklepie”. Chciwa niewiasta klęka przed nim, wyznając mu miłość ale on mówi jej, aby się rozpuściła. Najbardziej kocham ten numer ze względu na długie instrumentalne zakończenie, które wypełnia połowę utworu. Mieszanka różnych instrumentów (gitara, cymbały, mandolina), podróżująca nostalgicznie po pustych tawernach jest jednym z najpiękniejszych fragmentów muzycznych jakie kiedykolwiek słyszałem.