Lubicie muzykę francuska? Albo inaczej - muzykę z Francji? Bo ja raczej nie. Wszystko co do tej pory słuchałem, a pochodziło z tego kraju, powodowało niemiły stan wewnętrznej turbulencji moich wnętrzności, potęgowany jeszcze czasem tak charakterystycznym "reraniem" ;-) Toteż, gdy w moje ręce wpadła płyta niejakiego Cyrila Acharda, do tego z rekomendacji samego progmetalowego dziekana DDarka, podchodziłem do niej z pewna taką bojaźnią. Ba! Nawet ze strachem i obawą czy przeżyję ;-). No, ale przesłuchałem i... przeżyłem :-) Mało tego! Spadłem z fotela, z wrażenia oczywiście! Rzeczony album nosi nazwę "Cyril Achard's Morbid Feeling - ...In Inconstancia Constans" i jest muzycznym zespołowym projektem wspomnianego Francuza.
A kim jest Pan Cyril Achard? Po wysłuchaniu tej płyty odpowiedź jest prosta: jest znakomitym, obdarzonym bajeczną techniką i nieszablonowymi pomysłami gitarzystą balansującym na granicy rocka, metalu, jazzu i fusion. W tej chwili Cyril Achard (2002r.) liczy sobie okrągłe 30 latek i – wbrew pozorom - nie jest człowiekiem znikąd. Naukę gry rozpoczął już w wieku 12 lat, przez kolejne lata pobierał nauki w szkole jazzowej, co miało wyraźny wpływ na jego późniejsze muzyczne dokonania. Początek lat 90-tych stał pod znakiem uczestnictwa Cyrila w kilku zespołowych projektach spod znaku hard- i progrocka. W 1994r. Achard trafił nawet do National Guitar School Ibanez w Marsylii. Druga część lat 90-tych zaowocowała pierwszym wydawnictwem solowym pt. "Confusion", dzięki któremu o Cyrilu zrobiło się na tyle głośno, że zainteresowały się nim takie firmy jak Godin (gitary) oraz Peavey (wzmacniacze). Od tego momentu Achard sporo koncertował, uczestniczył w klinikach, na festiwalach oraz kolejnych grupowych projektach. Wreszcie nadszedł rok 2001, który Cyril rozpoczął mocnym uderzeniem w postaci uczestnictwa na kompilacji poświęconej znakomitemu gitarzyście Jasonowi Beckerowi, by przejść do frontalnego ataku w postaci albumu "...In Inconstancia Constans" właśnie. Cyril jest autorem całości muzyki zawartej na płycie. Ba! Sam skomponował poszczególne partie pozostałych instrumentów. W projekcie Morbid Feeling uczestniczyli muzycy, którzy od pewnego czasu współpracowali już z Cyrilem, m.in. basista progmetalowej francuskiej grupy Adagio. W trzech utworach (solowe klawiszowe partie) gościnnie wystąpił sam... no ale może o tym kimś później ;-).
Jak już wspomniałem na początku płyta powaliła mnie swoją muzyczną zawartością, w tym także produkcją i brzmieniem, które są po prostu znakomite. A co mamy na płycie? Cyril i spółka zaserwowali 8 przepysznych muzycznie zakąsków podlanych nie mniej pysznym progmetalowo-jazz/fusionowym sosem. Bynajmniej nie jest to muzyka instrumentalna, znajdziemy tu partie wokalne, i to jakie! ... jak na francuskiego wokalistę naturalnie ;-) Oczywiście muzyka na "...In Inconstancia Constans" jest podporządkowana gitarze, ale w niczym to nie zmniejsza atrakcyjności płyty, wręcz przeciwnie.
Już pierwsze sekundy płyty dają namiastkę tego czego można się spodziewać dalej. Otwierający album "Alone Among My Friends" zaczyna się technicznym beatem perkusji, w który po pewnym czasie "wplątują" się techniczne riffy gitary Cyrila, wreszcie świetne wokalizy Patricka Peeka. Utwór tak się zmienia w czasie, ze być może początkowo ciężko jest nadążyć, ale... No właśnie, tu objawia się stricte progowe podejście Cyrila do kompozycji, sposobu gry na gitarze i muzyki jaką tworzy w ogóle. Francuzowi nie obce są również bardziej "atmosferyczne" fragmenty (początek kompozycji "Fallen From Grace"), spokojniejsze ("Be My Thing") czy też zahaczające o jazzowy feeling ("Exile Is Over"). Kompozycje są jednak w dużej części zdominowane przez wspaniały solowy techniczny gitarowy łomot;-). Choćby we wspomnianym "Fallen...", gdzie końcowa cyberiada zapiera dech w piersiach. W tych fragmentach można doszukać się nieco podobieństw do dokonań Dream Theater, czy tez Jasona Beckera. Nic dziwnego, są to inspiracje Cyrila, które tak na marginesie są bardzo szerokie, ze wspomnę chociażby o takich artystach jak Sting, U2, Stevie Wonder, Pat Metheny, Frank Gambale czy Greg Howe. Ale daleki jestem od twierdzenia, że utalentowany Francuz gra jak John Petrucci. Co to to nie! Achard ma swój niepowtarzalny styl, nieskazitelną technikę oraz bardzo charakterystyczne brzmienie gitary, cechujące się m.in. stosunkowo małym przesterem, który z kolei w sposób niezwykle właściwy oddaje niuanse najtrudniejszych technik gitarowych (staccato, arpeggio).
Mówię wciąż o Cyrilu, ale przecież nie mogę zapomnieć o pozostałych muzykach, których mogę śmiało nazwać mistrzami w swoim fachu. Co ciekawe, oni także wydają się mieć korzenie jazzowe. W ogóle duch jazzu cały czas unosi się w kompozycjach Francuza, jednakże nie w sposób dominujący. Jakby tego było mało w trzech kompozycjach solowe partie na klawiszu zagrał sam Tony MacAlpine (m.in. PlantetX), który na co dzień jest przecież... gitarzystą wirtuozem (sic!). Jeśli myślicie, że jest gorszym klawiszowcem to radzę posłuchać końcowych fragmentów "Empty Vow"; czy ktoś chce coś powiedzieć? ;-) Tak na marginesie Tony jest tym kimś, o którym miałem wspomnieć na początku tej recenzji.
Choć przeważająca cześć płyty jest instrumentalno-wokalna, moim zdecydowanym faworytem jest instrumentalny "The Deep One's". To co tam wyprawia Cyril wraz z muzykami to absolutne wyżyny progmetalowej muzyki. Najbardziej charakterystycznym elementem, tego szybkiego i energetycznego utworu, jest trącający fusion gitarowy motyw w synkopowym klawiszem w tle. Natomiast sam początek, a zwłaszcza riffy gitarowe przypominaje nieco King's X czy Living Colour. Esencją tej kompozycji, której nie omieszkam nazwać majstersztykiem, są solowe popisy Cyrila, w których aż roi się od szybkich pasaży i staccato (cyberiada! cyberiada! ;-) ).
Album "...In Inconstancia Constans" to jeden z najlepszych albumów progresywnych (w dosłownym tego słowa znaczeniu) jakie zdarzyło mi się usłyszeć na przestrzeni ostatnich miesięcy. Tym większe (pozytywne jak najbardziej) zaskoczenie, że jest to produkt z Francji ;-). Jedyne do czego mogę się troszkę przyczepić to fakt, że wszystko to w kawałkach już gdzieś słyszałem.
Komu polecam tę płytę? Z czystym sumieniem mógłbym rzec, że wszystkim progfanom, ale jak znam życie to lepiej będzie jak polecę ten krążek fanom muzyki spod znaku Dream Theater czy PlanetX oraz fanom wirtuozów gitary. Co ważne, "...In Inconstancia Constans" to dzieło pełne optymizmu. Album kończy utwór "The Lucky One". Nic dziwnego, Cyril to szczęściarz :-)
P.S. Chcących zagłębić się w temat i ciekawych odsyłam na stronę: www.cyrilachard.com. Są tam m.in. próbki niektórych utworów z tej płyty.