ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Matthews, Dave ─ Some Devil w serwisie ArtRock.pl

Matthews, Dave — Some Devil

 
wydawnictwo: RCA Records 2003
 
1."Dodo" – 4:57/ 2. "So Damn Lucky"– 4:34/ 3. "Gravedigger" – 3:53/4. "Some Devil" – 4:04/ 5. "Trouble" – 5:44/ 6. "Grey Blue Eyes" – 3:01/ 7. "Save Me" – 4:33/8. "Stay or Leave" – 4:02/9. "An' Another Thing" – 5:30/ 10. "Oh" – 2:48/ 11. "Baby" – 2:19/12. "Up And Away" – 4:19/13. "Too High" – 5:38/14. "Gravedigger (acoustic)" – 3:52
 
Całkowity czas: 59:14
skład:
Dave Matthews — Guitar, vocals/ Trey Anastasio — Guitar, piano/ Brady Blade, Jr. — Percussion, drums/ Dirty Dozen Brass Band — Horns/ Tony Hall — Bass/ Stephen Harris — Producer, keyboards/ Tim Reynolds — Guitar
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,6
Arcydzieło.
,5

Łącznie 15, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
27.07.2007
(Gość)

Matthews, Dave — Some Devil

Nie ma co, taki Dave Matthews to ma fajne życie.
 
Bez wątpienia jest jednym z najciekawszych rockowych wokalistów jacy kiedykolwiek pojawili się na planecie o nazwie - ziemia. Na dodatek ma facet dar do pisania genialnych piosenek, które balansują z dziecinną wręcz łatwością między różnymi muzycznymi światami. Ma koleś głos jak dzwon a dla poprawy nastroju grywa sobie co jakiś czas w filmach i serialach telewizyjnych. Wśród ludzi słuchających jego muzyki z wypiekami na twarzy są m.in. Mick Jagger, Keith Richards i Carlos Santana. Matthews jest lubiany w branży, przez ostatnie 15 lat grywał w towarzystwie takich muzycznych nazwisk, że na samą myśl człowiekowi aż cierpnie twarz. Oto tylko krótka lista wybranych muzyków, z którymi grywał Dave Matthews: James Brown, Herbie Hencock, Carlos Santana, The Rolling Stones, The Edge, Paul Simon, Alanis Morisette, Neil Young, Eddie Vedder, Joshua Redman, Tracy Chapman czy Branford Marsalis. Do tego wszystkiego dodajmy, że gość - dzięki ogromnemu sukcesowi komercyjnemu Dave Matthews Band - jest jednym z najbogatszych muzyków świata. Ma w swojej kolekcji dwa muzyczne Oscary czyli dwie statuetki Grammy oraz niezliczoną ilość innych nagród i nominacji. Pamiętajmy również o tym, że Matthews osiągnął to wszystko będąc sobą, z reguły nie zgadzając się na żadne artystyczne kompromisy. Wszystko co ma lider DMB, ma dzięki swojemu talentowi i ogromnemu samozaparciu. To wszystko co napisałem powyżej jest wystarczającym powodem do tego żeby Dave Matthewsa kochać lub nienawidzić. Bez wątpienia to nie jest gość obok, którego można przejść obojętnym.
 
Po wydaniu wraz z Dave Matthews Band albumu Busted Stuff z 2002 roku, lider DMB postanowił wydać swój pierwszy solowy album. Oczywiście wydaniu solowego albumu Matthewsa towarzyszyła w Stanach Zjednoczonych cała masa plotek i spekulacji na temat przyszłości macierzystego bandu. Jednak pomimo wydania Some Devil - Dave Matthews Band nadal istnieje i ma się świetnie, a fani zespołu w roku 2003 otrzymali kolejną bardzo ciekawą płytę firmowaną nazwiskiem swojego idola. Płytę, którą Matthews po raz kolejny udowodnił, że jest jednym z najlepszych „songwriterów” na świecie. A tak swoją droga 2003 rok był dla Matthewsa niezwykle udany. W jednym roku wspaniała trasa koncertowa i słynny, monstrualny koncert DMB w nowojorskim Central Parku dla 100 tysięcy fanów oraz niezwykle udana płyta solowa.
 
I tym razem lider DMB po raz kolejny zadbał o to aby na jego albumie można było usłyszeć kilku naprawdę ciekawych muzyków. Płytę Some Devils wraz z Matthewsem nagrywali m.in.: gitarzysta Tray Anastasio – przez lata lider kultowego zespołu amerykańskiego Phish – grającego muzykę określaną jako jam rock/ rock progresywny, wspaniały gitarzysta rockowy Tim Reynolds - znany doskonale z płyt i koncertów Dave Matthews Band oraz ze współpracy z Matthewsem przy okazji organizowanych regularnie akustycznych tras koncertowych Dave and Tim, perkusista Brady Blade Jr., który współpracował z całą masą artystów m.in. Emmylou Harris, Daniel Lanois, Brand New Heavies czy Indigo Girls.
 
Co ciekawe płycie firmowanej przez Dava Matthewsa towarzyszyła trasa koncertowa firmowana jako Dave Matthews and Friends. Wydanie płyty solowej oraz wspólna trasa koncertowa Dave Matthews and Friends była także doskonałą okazją do zagrania podczas koncertów ulubionych coverów lidera DMB, które nie za bardzo pasowały do charakteru Dave Matthews Band. Podczas występów na żywo drugiego bandu Matthewsa można było usłyszeć m.in. American Tune — Paula Simona, Fire — Jimi Hendrixa, Fool in the Rain — Led Zeppelin, Hey Bulldog — The Beatles, Solsbury Hill — Petera Gabriela, Three Little Birds — Boba Marley`a oraz Waste – Phish czyli macierzystego zespołu Traya Anastasio. Nie wymieniam tych tytułów przypadkowo, w pewnym sensie krąg artystów wymienionych powyżej był z pewnością inspiracją do napisania muzyki, która jest zawarta na albumie Some Devil. Bardzo dużo amerykańskiego rocka (czy Trouble nie ma w sobie czegoś z Pearl Jam?) oraz momentami nawet hard rocka (porywający niemal grungowy Gravedigger oraz potężne imonumentalne zakończenieniezwyklespokojnego Too High jakby żywcem wyjęte z albumu koncertowego S&M zespołu Metallica), liczne zapożyczenia np. z muzyki gospel (świetny Save Me) czy reggae (bardzo zróżnicowany i ciekawy Up And Away). Z kolei fakt iż na albumie nie słyszymy genialnych muzyków DMB: Cartera Beauforda, Leroia Moora oraz Boyda Tinsleya sprawia, że nie mamy tu tak wielu, tak charakterystycznych dla Dave Matthews Band, zapożyczeń z muzyki jazzowej. W sumie nie ma jednak czego żałować – cenne jest bowiem to, że płyta Matthewsa jest inna od tego co muzyk wcześniej robił z DMB. Taki był plan i to się Matthewsowi udało.
 
Fani DMB, którzy najpierw bardzo sceptycznie przyjmowali pomysł nagrania przez swojego idola albumu solowego już po jego ukazaniu docenili klasę zawartej na Some Devil muzyki. Nie mogło być inaczej bo trudno nie docenić tak wspaniałych nagrań jak cudowny Stay Or Leave, ostry jak żyletka i przebojowy Gravedigger, rasowy Save Me czy też niezwykle melodyjne i piękne - pomimo swojej ogromnej prostoty - Dodo czy So Damn Lucky. Solowy debiut Matthewsa jest bardzo dojrzały i pokazuje lidera Dave Matthews Band w zupełnie innym świetle. Muzyka zawarta na płycie jest znacznie bardziej osobista i przez to – niespodziewanie - bardziej mroczna i smutna od piosenek Matthewsa nagranych z Dave Matthews Band. Jeden z amerykańskich krytyków użył znacznego uproszczenia, określając Some Devil jako coś na kształt Automatic For The People (album R.E.M.) ale nagranego przez Stinga. Z całym szacunkiem dla amerykańskich krytyków ale ich wrodzona nienawiść do wszystkiego co robi Matthews jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. Facet, który sprzedał 40 milionów płyt oraz tak niewyobrażalną dla zwykłego śmiertelnika liczbę biletów na swoje koncerty zasługuje na to aby cieszyć się większym uznaniem i szacunkiem. Niestety wraz z osiągnięciem ogromnego sukcesu komercyjnego, pomimo nagrywania wciąż znakomitej i bardzo ciekawej muzyki rockowej, skończyły się dobre recenzje albumów firmowanych nazwiskiem Dava Matthewsa.
 
Jest na Some Devil mnóstwo bardzo rasowej, świetnie zagranej i zaśpiewanej amerykańskiej muzyki rockowej dzięki czemu pierwszy i jak na razie ostatni solowy album Matthewsa pokrył się platyną i został nagrodzony prestiżową nagrodą Grammy - Best Male Rock Performance za utwór Gravedigger (Matthews wygrał m.in. z Davidem Bowie i Lennym Kravitzem). Nie jest to z pewnością muzyka na wesołe i skoczne imprezy ale jeżeli ktoś ma ochotę pobyć przez chwilkę w samotności i odrobinkę się zdołować to album jest do tego wręcz idealny. Kawał znakomitego amerykańskiego rocka i nie tylko. Oczywiście polecam. Warto posłuchać
 
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Moim osobistym zdaniem, wokalnie ta płyta przerasta wszystko co Matthews zrobił wcześniej. Głos lidera DMB brzmi na Some Devil genialnie. Już czekam na kolejny solowy album Matthewsa - podobno ma takowy nagrać.
 
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.