W miniony czwartek muzycy zespoÅ‚ów Moon Hoax i Aladdin Killers wyprowadzili sztandar 4. Katowice JazzArt Festiwalu z klubu „Prokultura”, koÅ„czÄ…c tym samym definitywnie tegorocznÄ… edycjÄ™ imprezy rodzimym akcentem. O tym, że byÅ‚ to dosyć mocny akcent jazzowy, a nie jakaÅ› tam zatkaj-dziura na otarcie Å‚ez po tygodniu peÅ‚nym wrażeÅ„, przekonali siÄ™ wszyscy ci, którzy przybyli na miejsce w dniu miÄ™dzynarodowego Å›wiÄ™ta jazzu. W pierwszej godzinie wieczoru mieliÅ›my okazjÄ™ poddać siÄ™ pierwszorzÄ™dnie skrojonej przez instrumentalistów Moon Hoax księżycowej sztuczce, a w drugiej - ulec czarodziejskiej mocy heterogenicznego brzmienia Aladdin Killers (stricte jazzowe instrumentarium plus samplery, loopery i scratche). Lecz to nie rodzimi artyÅ›ci, tylko goÅ›cie z Mali, Bassekou Kouyate & Ngoni ba, byli daniem gÅ‚ównym tego dnia, zgotowanym specjalnie dla smakoszy synkopowanych rytmów, które, zgodnie z przyjÄ™tym mottem tegorocznego festiwalu („Duch jazzu jest duchem otwartoÅ›ci”) nie zdominowaÅ‚y caÅ‚kowicie jego czwartej edycji. Spokrewnieni ze sobÄ… muzycy malijskiego bandu, reprezentujÄ…cy wspólny interes plemienny, pokazali rozentuzjazmowanej rytmami gorÄ…ca publicznoÅ›ci Kino-Teatru Rialto, jak wyglÄ…da Zachodnia Afryka bez chÅ‚odu i gÅ‚odu, spalona jedynie sÅ‚oÅ„cem Sahary i żyjÄ…ca dniem dzisiejszym. NajjaÅ›niejszym punktem wystÄ™pu Malijczyków byÅ‚y żywioÅ‚owe sola Bassekou Kouyate na ngoni (rodzaj lutni obitej koźlÄ™cÄ… skórÄ…), którymi nadawaÅ‚ swojemu niepozornie wyglÄ…dajÄ…cemu narzÄ™dziu pracy cech gitary elektrycznej. Nie mniej intrygujÄ…cym solistÄ… tego wieczora okazaÅ‚ siÄ™ spowinowacony z mózgiem zespoÅ‚u Mahamadou Tounkara, grajÄ…cy jak zbzikowany szaman w transie na afrykaÅ„skiej Tamie, tj. bÄ™bnie mówiÄ…cym. NajlepszÄ… ocenÄ… ich pÅ‚omiennego show byÅ‚ podekscytowany gÅ‚os jednej z jego uczestniczek, która po wyjÅ›ciu z Rialta powiedziaÅ‚a, że musiaÅ‚a zaczerpnąć tchu, żeby otrzÄ…snąć siÄ™ z gorÄ…cej atmosfery panujÄ…cej we wnÄ™trzu.
Równie wielkie emocje towarzyszyÅ‚y mi podczas wystÄ™pów paru innych festiwalowych gwiazd, poczÄ…wszy od wÅ‚adajÄ…cej czuÅ‚ym gÅ‚osem do poduszki Stacey Kent, a skoÅ„czywszy na szukajÄ…cym speÅ‚nienia w muzyce otoczenia Jeffreyu Zeiglerze (Kronos Quartet). Nowojorska Å›piewaczka swingowo-jazzowa zainaugurowaÅ‚a 4. Katowice JazzArt Festival, prezentujÄ…c na żywo zarówno standardy jazzowe, jak i wÅ‚asne kompozycje, które w wiÄ™kszoÅ›ci tak naprawdÄ™ wyszÅ‚y spod pióra jej męża i zarazem menadżera Jima Tomlinsona (saksofon). To zwÅ‚aszcza dziÄ™ki niemu muzyka Stacey Kent nabraÅ‚a rumieÅ„ców i mogÅ‚a spodobać siÄ™ nawet najwiÄ™kszym malkontentom. W odróżnieniu od spartolonego, albowiem odartego dokumentnie z dÄ™ciaków koncertu Live in Koln jej rówieÅ›niczki Silje Nergaard, absolwentka Guildhall School of Music zadbaÅ‚a o to, by pierwszy wieczór festiwalu miaÅ‚ wyjÄ…tkowy charakter. Nie bÄ™dÄ…c nigdy prawdziwym amatorem wielkich gÅ‚osów w muzyce jazzowej tudzież awangardowej, z pewnym niepokojem przestÄ™powaÅ‚em próg sali koncertowej tamtego dnia. OdkÄ…d pamiÄ™tam popisy wokalne czoÅ‚owych paÅ„ w tym biznesie, bez ujmy dla ich niekwestionowanego talentu, albo wpychaÅ‚y mnie przedwczeÅ›nie - ku mojemu wielkiemu przerażeniu - w objÄ™cia Morfeusza, albo - jak Meredith Monk - wypruwaÅ‚y mi flaki z chirurgicznÄ… precyzjÄ…, z jakÄ… Hanibal Lecter pozbawiaÅ‚ wnÄ™trznoÅ›ci swoje ofiary. Stacey Kent, która jak zwykle pożeniÅ‚a doskonale poszczególne sekcje zespoÅ‚u ze swoim swingujÄ…cym gÅ‚osem, najzwyklej w Å›wiecie oczarowaÅ‚a publiczność, na co, rzecz jasna, niebagatelny wpÅ‚yw musiaÅ‚o mieć jej małżeÅ„stwo z rozsÄ…dku z Jimem Tomlinsonem.
Moja gÅ‚Ä™boko zakorzeniona niechęć wzglÄ™dem solistek jazzowych znowu daÅ‚a o sobie znać na krótko przed wystÄ™pem Marii João w NOSPRZE, gdy, w poszukiwaniu dokonaÅ„ nie znanej mi do tej pory artystki z PóÅ‚wyspu Iberyjskiego, na próżno przeglÄ…daÅ‚em ogólnodostÄ™pny serwis internetowy. Niemniej to, co ta Portugalska wokalistka wówczas pokazaÅ‚a przeszÅ‚o moje najÅ›mielsze oczekiwania i utwierdziÅ‚o mnie w przekonaniu, że jazz, jak ta obdarzona niezwykÅ‚ym gÅ‚osem kobieta, jest zupeÅ‚nie nieodgadniony. Wspierana przez dwóch instrumentalistów, João Farinha (Fender Rhodes i syntezator) i Andre Nascimento (elektronika), uprawiaÅ‚a przez póÅ‚torej godziny na kameralnej scenie NOSPR-u najwyższego lotu ekwilibrystykÄ™ wokalnÄ…. Kto wie, czy to nie wÅ‚aÅ›nie wystÄ™p Maria João Ogre Trio byÅ‚ przysÅ‚owiowym gwoździem programu katowickiej imprezy cyklicznej. Po koncercie Portugalki, która w jeden wieczór przywróciÅ‚a mojÄ… wiarÄ™ w niezgÅ‚Ä™bione piÄ™kno kobiecego gÅ‚osu, nabyÅ‚em jej - nie bÄ™dÄ…cy jeszcze oficjalnie w sprzedaży - album Plastiko, który oczywiÅ›cie gorÄ…co wszystkim polecam. W tym samym miejscu przy pl. Wojciecha Kilara 1, w którym dzieÅ„ wczeÅ›niej boska Maria João - znajÄ…ca siÄ™ równie dobrze na chiÅ„skich sztukach walki, co na Å›piewie - znokautowaÅ‚a bywalców 4. Katowice JazzArt Festiwalu, wystÄ…piÅ‚ w caÅ‚kiem porywajÄ…cym repertuarze jazz fusion z elementami muzyki Å›wiata sÅ‚ynny tenor Joe Lovano ze swoim zespoÅ‚em Village Rhythms Band. Autor takich dzieÅ‚, jak Viva Caruso i Rush Hour, najczęściej siÄ™gaÅ‚ po saksofon tenorowy, którego charakterystycznie przybrudzone brzmienie nie pozostawiaÅ‚o wÄ…tpliwoÅ›ci, iż mamy do czynienia z rozpoznawalnym w lot dojrzaÅ‚ym artystÄ… wspóÅ‚czesnej sceny jazzowej. Syn Tony’ego Big T Lovano nie omieszkaÅ‚ zagrać w kilku utworach na klarnecie, z których najwiÄ™ksze wrażenie zrobiÅ‚a na mnie tradycyjna pieśń rodem z Czarnego Kontynentu wykonana przez Abdou Mboupa. Na sÅ‚owa pochwaÅ‚y zasÅ‚uguje praca caÅ‚ej sekcja rytmicznej, w której skÅ‚ad weszli Michael Olatuja, Otis Brown i wspomniany wyżej Abdou Mboup. NakrÄ™cili oni caÅ‚y wystÄ™p, grajÄ…c w tak szalenie dynamiczny sposób, jakby grunt paliÅ‚ siÄ™ im pod stopami.
Tak samo ciekawie byÅ‚o cztery dni wczeÅ›niej, gdy 24 kwietnia w PaÅ‚acu MÅ‚odzieży daÅ‚o koncert James Carter Organ Trio. Ten czarnoskóry geniusz, nazwany przez Jazz Times „jednym z najbardziej ekscytujÄ…cych wirtuozów saksofonu we wspóÅ‚czesnym Å›wiecie muzyki”, zagraÅ‚ na jego trzech rodzajach: tenorze, alcie i sopranie. Carter, który wykonaÅ‚ tego wieczoru m.in. kompozycje ubóstwianego przez niego od czasów Detroit Django Rheinhardta (Chasin’ The Gypsy), udowodniÅ‚ wszystkim, że jego pÅ‚uca nie potrzebujÄ… badaÅ„ spirometrycznych ani pastylek miÄ™towych, żeby wziąć gÅ‚Ä™boki oddech i dąć. CiÄ…Å‚ powietrze czystymi dźwiÄ™kami niczym prom Columbia przed katastrofÄ… w 2003 roku, palÄ…c, jak nikt inny, Å›wiadomość zasÅ‚uchanych po czubki palców sÅ‚uchaczy. W odróżnieniu od „chuchajÄ…cego” w ustnik Lovano, Carter wraz z Gibbsem na Hammondzie i Kingiem na perkusji próbowaÅ‚ swojÄ… siÅ‚owÄ… grÄ… zdmuchnąć mnie z mojego miejsca w pierwszym rzÄ™dzie jak drobinÄ™ kurzu z klapy marynarki. Czasami wplataÅ‚ motywy klasyczne do wÅ‚asnych utworów (popularny cytat z uwertury Rossiniego Sroka zÅ‚odziejka) i czÄ™sto koÅ„czyÅ‚ je na jednym, dÅ‚ugim dźwiÄ™ku saksofonu. Amerykanin wniósÅ‚ ponadto trochÄ™ Å›wieżoÅ›ci do sformalizowanego tworu, jakim jest jazz, poszerzajÄ…c pole dziaÅ‚ania o technikÄ™ cyrkulacyjnego oddechu czy slap tonguingu (intensywna, przerywana stymulacja stroika saksofonu jÄ™zykiem w celu wywoÅ‚ania efektu staccato).
Nazajutrz po iÅ›cie CarteriaÅ„skim wieczorze miaÅ‚o dojść do kolejnej implozji. Na scenie katowickiego klubu jazzowego Hipnoza pojawiÅ‚ siÄ™ kwartet Blumenkranz Abraxas, który przybliżyÅ‚ zebranym w klubie fascynatom imponujÄ…cego dorobku Johna Zorna napisanÄ… przez niego samego PsychomagiÄ™. Przez zwartÄ… Å›cianÄ™ jazz-punkrockowych dźwiÄ™ków, wznoszonÄ… raz po raz przez (od)twórców Psychomagii, przebijaÅ‚y siÄ™ sola Eyala Maoza (gitara) i Arama Bajakiana (gitara), wspinajÄ…ce siÄ™ po niej niczym pnÄ…cza bluszczu po wyszczerbionym murze. Obdarzony niezwykÅ‚ym talentem i poczuciem humoru lider Abraxasu Shanir Ezra Blumenkranz stwierdziÅ‚ w pewnym momencie koncertu, że „najlepsza muzyka nie ma nic wspólnego z pieprzonÄ… muzykÄ…”, dajÄ…c do zrozumienia publicznoÅ›ci kogo tak naprawdÄ™ należy hoÅ‚ubić i otaczać idolatriÄ…. „Gram dla was jeden i ten sam zafajdany groove na gimbri” powiedziaÅ‚ innym razem basista z przekÄ…sem w gÅ‚osie, próbujÄ…c podstÄ™pnie zdeprecjonować artystycznÄ… wartość swojego projektu w oczach caÅ‚ego audytorium. A to na przekór doceniÅ‚o z nawiÄ…zkÄ… starania amerykaÅ„skiego kolektywu, przy którym można byÅ‚o faktycznie zapomnieć o caÅ‚ym bożym Å›wiecie. Nie mniejszym asem „parkietu” okazaÅ‚ siÄ™ siedzÄ…cy za bÄ™bnami Kenny Grohowski, którego prymarne ciÄ…goty, szlifowane zapewne w deathmetalowej grupie Hung, w jakiej uprzednio graÅ‚, przenikaÅ‚y do rytualnego żydowskiego rocka XXI wieku, bÄ™dÄ…cego istotÄ… twórczoÅ›ci kwartetu, jak gÅ‚os zmarÅ‚ych dawno wielkich kompozytorów do pokolenia dzisiejszych melomanów. Na drugi dzieÅ„ po inwazji rocka przyszÅ‚oÅ›ci na jazzowej scenie Hipnozy wystÄ…piÅ‚a brytyjska Troyka. Jej lider, Chris Montague, opowiadaÅ‚ komiczne historie o znalezionych nad brzegiem morza martwej mewie i wodorostach, na skutek których padÅ‚ ofiarÄ… ornitofobii. To wÅ‚aÅ›nie ów chorobliwy lÄ™k przed ptakami byÅ‚ przewodnim motywem terapeutycznego dla niego samego, jak i publicznoÅ›ci Hipnozy wystÄ™pu King Crimson generacji epoki iPoda. Trio zaprezentowaÅ‚o materiaÅ‚ z najÅ›wieższej „karmazynowej” pÅ‚yty Ornitophobia zainspirowanej powyższym doÅ›wiadczeniem z wczesnego dzieciÅ„stwa Montague’a. Wszyscy zakochani w „zdyscyplinowanych” akordach gitarowych musieli poczuć siÄ™ jak na dworze Karmazynowego Króla po kolejnej z rzÄ™du wymianie Å›wity.
Obok umiejÄ™tnie rozÅ‚ożonych akcentów jazzowych i jazz-rockowych podczas czwartej edycji festiwalu pojawili siÄ™ również artyÅ›ci majÄ…cy niewiele wspólnego z powyższymi konwencjami muzycznymi. Mowa o swatajÄ…cych muzykÄ™ elektronicznÄ… z klasycznÄ… twórcach: Volkerze Bertelmannie vel Hauschka i Jeffreyu Zeiglerze (Kronos Quartet). Toteż wcale nie dziwi mnie fakt, iż w trzeci dzieÅ„ jazzowego Å›wiÄ™ta impreza przeniosÅ‚a siÄ™ do koÅ›cioÅ‚a ewangelickiego, gdzie „sakramentalne tak” dla tej maÅ‚o medialnej odmiany muzyki, jakÄ… jest szeroko pojmowany ambient, wypowiedziaÅ‚y osoby siedzÄ…ce w po brzegi zapeÅ‚nionych Å‚awach, bÄ™dÄ…ce pod ogromnym wrażeniem niespotykanych eksperymentów dźwiÄ™kowych Niemca. GrajÄ…cy na fortepianie preparowanym Hauschka, pomagajÄ…cy sobie ustawionym tuż obok „wypchanej” różnymi parafernaliami Yamahy mikserem, erygowaÅ‚ na oczach wyznawców sztuki przez wielkie „S” katedrÄ™ niespokojnych, awangardowych dźwiÄ™ków. Bardziej przystÄ™pny, choć równie ponury jak UmierajÄ…cy marynarz Å‚odzi podwodnej Andrew Lilesa koncept wydanej w 2014 roku pÅ‚yty Abandoned City, byÅ‚ przedmiotem adoracji w Ewangeliku przez niespeÅ‚na póÅ‚torej godziny. WystarczyÅ‚o odwoÅ‚ać siÄ™ do wÅ‚asnej wyobraźni, o co zabiegaÅ‚ nieustannie mistrz introspekcji, aby dostrzec architektoniczne zrÄ™by Elizabeth Bay, Prypeci i innych miast-widm sportretowanych dźwiÄ™kami Yamahy na w/w krążku. W przeddzieÅ„ finalnego klapsa tego ambitnego jazzowego przedsiÄ™wziÄ™cia scenÄ™ Prokultury nawiedziÅ‚ byÅ‚y wiolonczelista Kronos Quartet Jeffrey Zeigler. Zsynchronizowawszy siÄ™ z pÅ‚ynÄ…cymi z gÅ‚oÅ›ników odgÅ‚osami miasta, ten ochrzczony przez New York Times mianem „wyÅ›mienitego wykonawcy o niewymuszonej prostocie gry i piÄ™knej tonalnoÅ›ci” muzyk zinterpretowaÅ‚ na żywo m.in. utwory autorstwa Gity Razaz, Philipa Glassa i Johna Zorna. Nie omieszkaÅ‚ też wpleść do rozbitej na pięć odrÄ™bnych części „Something of Life” motywu sonaty księżycowej Beethovena. Nie pamiÄ™tam już jak dÅ‚ugo trwaÅ‚ ów performens, wiem tylko tyle, że jego autor tak, podobnie jak znikÄ…d pojawiÅ‚ siÄ™ na scenie, tak nagle zwinÄ…Å‚ manatki i sobie poszedÅ‚, co byÅ‚o naturalnie wpisane w Jeffrey Zeigler one-man show.
Ponieważ w życiu piÄ™kne sÄ… tylko chwile, jak przekonujÄ… nas od lat sÅ‚owa piosenki Ryszarda Riedla, te spÄ™dzone z artystami i publicznoÅ›ciÄ… 4. Katowice JazzArt Festiwalu pozostanÄ… niezatarte jeszcze przez dÅ‚ugi czas. Podobnie jak w minionym roku, tak i tym razem byÅ‚o sporo niespodzianek, do których zaliczyÅ‚bym w pierwszej kolejnoÅ›ci wystÄ™py Hauschki, Jamesa Cartera, Blumenkranz Abraxas, Marii João oraz Jeffreya Zeiglera. Na wyróżnienie zasÅ‚uguje też, grajÄ…cy niczym Dick Heckstall-Smith na dwóch saksofonach jednoczeÅ›nie, Aleksander Papierz z nu-jazzowego projektu Cuefx. Szeroka zaiste byÅ‚a skala wydarzeÅ„ w tegorocznej edycji festiwalu. OsobiÅ›cie daleki jestem jednak od wyznaczania jasnych granic, kto powinien zagrać na takim festiwalu jazzowym, jak ten katowicki, a kto nie. Cieszy mnie natomiast fakt, że jego nieustraszeni promotorzy nie ugiÄ™li siÄ™ pod krytykÄ… skostniaÅ‚ych, jazzowych purystów z kraju, wytykajÄ…cych im zbyt daleko idÄ…cÄ… otwartość w doborze artystów. Nie biorÄ…c sobie zbytnio do serca przesadnie konserwatywnych opinii w kwestiach dotyczÄ…cych obsady imprezy, dyrektorzy festiwalu chyba nie zamierzali zmieniać gruntownie jego idei, a co za tym idzie - nazwy na Katowice Orthodox JazzArt Festival. PoniekÄ…d rozumiem zarzuty krytyków wobec autorów projektu, choć nie podzielam ich wcale, gdyż nawet jeÅ›li niektóre z zaproszonych na tegoroczny JazzArt Festival gwiazd nie miaÅ‚y de facto wiele wspólnego z muzykÄ… o synkopowanym rytmie, to już na pewno nie można byÅ‚o im odmówić swobody wypowiedzi i otwartoÅ›ci na improwizacjÄ™. A to wszak otwartość byÅ‚a mottem opisywanego tutaj eventu. Jeżeli prawdziwy jazz ma wiÄ™c wyglÄ…dać, zgodnie z opisanym przez Toma Callaghana w 1994 roku, sztywnym schematem „temat-solo-solo-solo-powtórzenie tematu”, to obraz, jaki wyÅ‚ania siÄ™ po czwartej edycji katowickiego festiwalu musi być zgoÅ‚a odrealniony. W przeciwieÅ„stwie do zeskorupiaÅ‚ych poglÄ…dów poniektórych recenzentów, w niczym nie odzwierciedla on skrajnie kiepskiej kondycji tytuÅ‚owego odszczepieÅ„ca z opowiadania Samotnika z Providence, który byÅ‚ przecież za życia poruszajÄ…cym siÄ™ o wÅ‚asnych siÅ‚ach trupem.