„Niekwestionowany symbol wspóÅ‚czesnego rocka progresywnego, speÅ‚niony artysta i pracoholik” Steven Wilson - jak pisze o nim brytyjski „Guardian” - zawitaÅ‚ w miniony poniedziaÅ‚ek wraz ze swoim zespoÅ‚em do Krakowa, aby nastÄ™pnego dnia dać koncert w nowoczesnej sali ICE. TrwajÄ…cy ponad dwie godziny wystÄ™p zaÅ‚ożyciela i likwidatora Porcupine Tree rozpoczÄ…Å‚ siÄ™ od nieokrojonej lektury audio-wideo Hand.Cannot.Erase - rzecz jasna - na żywo. MateriaÅ‚ z albumu, zainspirowanego niesamowitÄ… historiÄ… zmarÅ‚ej z niewiadomych przyczyn Joyce Carol Vincent (corpus delicti odkryto dopiero po trzech latach od zgonu w jej garsonierze), wypeÅ‚niÅ‚ wiÄ™kszÄ… część rockowego wieczoru. WÅ›ród migajÄ…cych Å›wiateÅ‚, na tle przemykajÄ…cych obrazów wyÅ›wietlanych na ekranie z tyÅ‚u sceny wyzuty z butów, lecz nie z pomysÅ‚ów artysta wspólnie z kolegami po fachu daÅ‚, jak zwykle, popis autentycznego kunsztu i niewiarygodnego szwungu, angażujÄ…c siÄ™ tak bardzo w to, co siÄ™ dziaÅ‚o na scenie, że nie przedstawiÅ‚ publicznoÅ›ci sekcji rytmicznej wÅ‚asnego zespoÅ‚u - Nicka Beggsa (ex frontman Kajagoogoo) i Marco Minnemanna (niedoszÅ‚y perkusista Dream Theater). Prężąc wÄ…tÅ‚e muskuÅ‚y, zdzierajÄ…c gardÅ‚o i struny doÅ›wiadczony tytan prog-rocka dzieliÅ‚ siÄ™ z nami historyjkami o przemijaniu, poczuciu straty i tÄ™sknocie za dzieciÅ„stwem, które, dziÄ™ki niebanalnym animacjom Lasse Hoilego, otrzymaÅ‚y drugie życie.
Oprócz wyÅ›piewywania historii zawartych w sÅ‚owach piosenek, Wilson zabawiaÅ‚ widowniÄ™ mniej lub bardziej wyszukanymi opowiastkami. ZwÅ‚aszcza ta mówiÄ…ca o zbójeckim wizerunku medialnym Tony’ego Blaira i anielskim obliczu jednego z synów premiera, który to junior uczÄ™szczaÅ‚ do tej samej szkoÅ‚y (The Cardinal Vaughan Memorial School - przyp. red.), z której wywodzi siÄ™ chÅ‚opiÄ™cy chór, wykonujÄ…cy partie wokalne na ostatniej pÅ‚ycie niespeÅ‚nionego konferansjera, okazaÅ‚a siÄ™ arcyÅ›mieszna. Z kolei waloru edukacyjnego nie zabrakÅ‚o nie mniej dowcipnej zapowiedzi utworu „Harmony Korine”, który, zdaniem maestra, zdradza jego odwiecznÄ… sÅ‚abość do muzyki pokolenia artystów lat 80., takich jak Cocteau Twins czy My Bloody Valentine - wykonawców z krÄ™gu tzw. shoegazerów (wstydliwych gwiazd, wpatrujÄ…cych siÄ™ we wÅ‚asne buty - przyp. red.). Ponieważ nie byÅ‚o widać cienia strachu w scenicznym obyciu „starego” wygi Wilsona, odnotować można, że najwyraźniej nie jest on, w przeciwieÅ„stwie do jego inspiracji z mÅ‚odzieÅ„czych lat, przykÅ‚adnym żywicielem tremy.
Obok pojedynczego akcentu z Insurgentes, mieliÅ›my przyjemność posÅ‚uchać esencjonalnego fragmentu pÅ‚yty Grace for Drowning, utworu „Index”, który z chóru a capella przerodziÅ‚ siÄ™ w przytÅ‚aczajÄ…cÄ… Å›cianÄ™ dźwiÄ™ku. Ograny „Lazarus” natomiast daÅ‚ siÄ™ poznać jako najsÅ‚absze ogniwo w programie koncertu, w przeciwieÅ„stwie do soczystego klasyka Porcupine Tree „Sleep Together”, po odegraniu którego zawieszona wczeÅ›niej kurtyna poszÅ‚a w dóÅ‚, co jednak nie oznaczaÅ‚o, że dobiegliÅ›my do mety. Wspomniane dynamiczne zakoÅ„czenie pÅ‚yty Fear of a Blank Planet, a także dwa inne, zamykajÄ…ce trzeci krążek solowy Wilsona utwory „The Watchmaker” i „The Raven That Refused to Sing” posÅ‚użyÅ‚y za bisy. MówiÄ…c jÄ™zykiem kuchty, trudno o bardziej ekspresyjnÄ… dokÅ‚adkÄ™ po peÅ‚nokrwistym daniu gÅ‚ównym, co znajduje potwierdzenie w wypowiedzianych przez muzyka w pierwszych minutach wystÄ™pu sÅ‚owach o rock’n’rollowym charakterze jego twórczoÅ›ci. Steven Wilson to faktycznie, jak mówiÄ…, „artysta na każdÄ… porÄ™ roku”, którego zawsze sÅ‚ucha siÄ™ z nieukrywanÄ… radoÅ›ciÄ…, a który chyba caÅ‚kiem nie przypadkiem zostaÅ‚ nazwany w jednym z wywiadów „patriarchÄ… prog-rocka”.