ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 15.11 - Gniezno
- 16.11 - Kłodawa Gorzowska
- 17.11 - Zielona Góra
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 15.11 - Szczecin
- 16.11 - Grudziądz
- 17.11 - Łódź
- 20.11 - Wrocław
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 16.11 - Piekary Śląskie
- 16.11 - Bydgoszcz
- 17.11 - Kraków
- 19.11 - Kraków
- 20.11 - Warszawa
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
 

koncerty

09.04.2015

STEVEN WILSON, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015

STEVEN WILSON, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015
Wśród migających świateł, na tle przemykających obrazów wyświetlanych na ekranie z tyłu sceny wyzuty z butów, lecz nie z pomysłów artysta wspólnie z kolegami po fachu dał, jak zwykle, popis autentycznego kunsztu i niewiarygodnego szwungu, angażując się tak bardzo w to, co się działo na scenie, że nie przedstawił publiczności sekcji rytmicznej własnego zespołu.

„Niekwestionowany symbol współczesnego rocka progresywnego, spełniony artysta i pracoholik” Steven Wilson - jak pisze o nim brytyjski „Guardian” - zawitał w miniony poniedziałek wraz ze swoim zespołem do Krakowa, aby następnego dnia dać koncert w nowoczesnej sali ICE. Trwający ponad dwie godziny występ założyciela i likwidatora Porcupine Tree rozpoczął się od nieokrojonej lektury audio-wideo Hand.Cannot.Erase - rzecz jasna - na żywo. Materiał z albumu, zainspirowanego niesamowitą historią zmarłej z niewiadomych przyczyn Joyce Carol Vincent (corpus delicti odkryto dopiero po trzech latach od zgonu w jej garsonierze), wypełnił większą część rockowego wieczoru. Wśród migających świateł, na tle przemykających obrazów wyświetlanych na ekranie z tyłu sceny wyzuty z butów, lecz nie z pomysłów artysta wspólnie z kolegami po fachu dał, jak zwykle, popis autentycznego kunsztu i niewiarygodnego szwungu, angażując się tak bardzo w to, co się działo na scenie, że nie przedstawił publiczności sekcji rytmicznej własnego zespołu - Nicka Beggsa (ex frontman Kajagoogoo) i Marco Minnemanna (niedoszły perkusista Dream Theater). Prężąc wątłe muskuły, zdzierając gardło i struny doświadczony tytan prog-rocka dzielił się z nami historyjkami o przemijaniu, poczuciu straty i tęsknocie za dzieciństwem, które, dzięki niebanalnym animacjom Lasse Hoilego, otrzymały drugie życie.

Oprócz wyśpiewywania historii zawartych w słowach piosenek, Wilson zabawiał widownię mniej lub bardziej wyszukanymi opowiastkami. Zwłaszcza ta mówiąca o zbójeckim wizerunku medialnym Tony’ego Blaira i anielskim obliczu jednego z synów premiera, który to junior uczęszczał do tej samej szkoły (The Cardinal Vaughan Memorial School - przyp. red.), z której wywodzi się chłopięcy chór, wykonujący partie wokalne na ostatniej płycie niespełnionego konferansjera, okazała się arcyśmieszna. Z kolei waloru edukacyjnego nie zabrakło nie mniej dowcipnej zapowiedzi utworu „Harmony Korine”, który, zdaniem maestra, zdradza jego odwieczną słabość do muzyki pokolenia artystów lat 80., takich jak Cocteau Twins czy My Bloody Valentine - wykonawców z kręgu tzw. shoegazerów (wstydliwych gwiazd, wpatrujących się we własne buty - przyp. red.). Ponieważ nie było widać cienia strachu w scenicznym obyciu „starego” wygi Wilsona, odnotować można, że najwyraźniej nie jest on, w przeciwieństwie do jego inspiracji z młodzieńczych lat, przykładnym żywicielem tremy.

Obok pojedynczego akcentu z Insurgentes, mieliśmy przyjemność posłuchać esencjonalnego fragmentu płyty Grace for Drowning, utworu „Index”, który z chóru a capella przerodził się w przytłaczającą ścianę dźwięku. Ograny „Lazarus” natomiast dał się poznać jako najsłabsze ogniwo w programie koncertu, w przeciwieństwie do soczystego klasyka Porcupine Tree „Sleep Together”, po odegraniu którego zawieszona wcześniej kurtyna poszła w dół, co jednak nie oznaczało, że dobiegliśmy do mety. Wspomniane dynamiczne zakończenie płyty Fear of a Blank Planet, a także dwa inne, zamykające trzeci krążek solowy Wilsona utwory „The Watchmaker” i „The Raven That Refused to Sing” posłużyły za bisy. Mówiąc językiem kuchty, trudno o bardziej ekspresyjną dokładkę po pełnokrwistym daniu głównym, co znajduje potwierdzenie w wypowiedzianych przez muzyka w pierwszych minutach występu słowach o rock’n’rollowym charakterze jego twórczości. Steven Wilson to faktycznie, jak mówią, „artysta na każdą porę roku”, którego zawsze słucha się z nieukrywaną radością, a który chyba całkiem nie przypadkiem został nazwany w jednym z wywiadów „patriarchą prog-rocka”.

 

Zdjęcia:

Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015 Steven Wilson, Kraków, Sala Audytoryjna ICE, 07.04.2015
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.