Ponad 30 lat od powstania, jedni z twórców progresywnego metalu, amerykańska formacja Fates Warning, wreszcie zawitała do naszego kraju. I choć tak naprawdę z oryginalnego składu pozostał w niej tylko Jim Matheos, duch legendy stylu unosił się gdzieś nad głowami wszystkich obecnych tego wieczoru w krakowskiej Fabryce.
Bo kapelę tworzą spore muzyczne osobowości, które z niejednego pieca chleb jadły i na niejednej płycie się pojawiły. Bobby Jarzombek, Ray Adler, czy Joey Vera to postaci znane i cenione w świecie metalu… Pewnie, że trochę szkoda, iż współczesna ikona progmetalu, również amerykański Dream Theater, przyciąga kilkutysięczne tłumy, podczas gdy panowie z Connecticut zapełniają sale niezbyt wielkich klubów. Cóż, takie są bolesne prawa muzycznego rynku. Te wszystkie okoliczności nie przeszkadzały jednak w zupełności w cieszeniu się obecnością tej zasłużonej kapeli w grodzie Kraka. Tym bardziej, że ta dała w Krakowie naprawdę świetny gig.
Zaczęli zgodnie z planem kwadrans po 20 i zostali na scenie do 22. W tym czasie zagrali bardzo przekrojowy i reprezentatywny materiał z wszystkich albumów, na których zaśpiewał Ray Alder (oznacza to, że nie usłyszeliśmy staroci z pierwszych trzech płyt, na których frontmanem był John Arch). Były zatem The Ivory Gate of Dreams: IV. z No Exit, Part of the Machine, Through Different Eyes i Nothing Left to Say z Perfect Symmetry, Life In Still Water, We Only Say Goodbye, The Eleventh Hour i Point of View z Parallels, Pale Fire i Monument z Inside Out, części III i XI z A Pleasant Shade Of Gray, One z Disconnected oraz Simple Human i Wish z FWX. No i były oczywiście rzeczy z najnowszego, wydanego po 10 latach przerwy, naprawdę udanego Darkness In A Different Light. Od niego zresztą zaczęli odpalając gorąco przyjęte One Thousand Fires. A później poleciały jeszcze I Am i promujący album Firefly, do którego muzycy nakręcili oficjalny klip.
I choć panów jakaś wielka energia na scenie nie rozsadzała – praktycznie tylko ruchliwy Ray Alder i bujający się ze swoim basem Joey Vera robili „zamieszanie” w przeciwieństwie do statycznych i skupionych na swojej grze Jima Matheosa i Michaela Abdowa – od początku zebrani zaatakowani zostali naprawdę potężną dawką soczystego i mocarnego klasycznego progmetalu, pełnego ciężkich riffów fajnie wpasowujących się w wyrafinowaną i precyzyjną grę sekcji rytmicznej Vera – Jarzombek. Swoje robił Alder, który z charakterystycznego wokalu o wysokiej skali nic nie stracił i najzwyczajniej dawał radę. Bardzo licznie zebrana publika każdy kawałek przyjmowała niezwykle ciepło a prawdziwe apogeum nadeszło wraz z zagranym na bis „hiciarskim” Point of View. Kapela była tak ujęta entuzjastycznym przyjęciem, że postanowiła wyjść na kolejny bis (czego na pierwszych kilku koncertach trasy nie czyniła) i zagrać We Only Say Goodbye.
Cóż, ci, którzy tak długo na nich w Polsce czekali, nie mogli narzekać. Bo oprócz udanego koncertu mogli zrobić zakupy w sklepiku z koszulkami, bluzami, płytami, winylami i torbami a po koncercie spotkać w klubie, zupełnie pozbawionych gwiazdorstwa, muzyków.
Przed Fates Warning nie pojawił się zapowiadany wcześniej Headless, który ponoć miał problemy z wjazdem do naszego kraju. Włochów zastąpiła nasza krakowska załoga Heart Attack dając energetyczny, trwający trzy kwadranse set, mocno jednak stylistycznie odmienny od muzyki gwiazdy wieczoru.