Bydgoska formacja Ananke, w ramach promocji swojego nowego singla, po raz pierwszy przybyła do Łodzi. Przed nią zaprezentowała się warszawska Archangelica.
Trochę smutny był to wieczór, bowiem zarówno jedną, jak i drugą kapelę chciała niestety oglądać tylko garstka zapaleńców gustujących w bardziej progresywnych dźwiękach. Archangelica zagrała trwający trzy kwadranse set zdominowany materiałem z wydanego w tym roku debiutanckiego krążka Like A Drug. Zaczęli zresztą od pełniącego rolę intro Into Unknown, a skończyli na When All Is Gone. Ich rock z domieszką progresywnego metalu, okraszony ciekawym klimatem, wypadł tego wieczoru przekonująco, czemu sprzyjało bardzo solidne i selektywne nagłośnienie.
Muzycy z Ananke mieli niestety trochę pecha, bowiem już po zagraniu inaugurujących koncert Obietnic musieli na kilka minut przerwać występ. Powodem była awaria gitary Michała Sokoła a potem i wiosła Karola Oparki. Śpiewający Adam Łassa, choć – jak sam przyznał – obiecał sobie, że nie będzie tego wieczoru zbyt dużo mówił, został niejako zmuszony do przydługiego monologu, a niekiedy i konwersacji z zebranymi. Szkoda, tym bardziej, że kolejna przerwa nastąpiła po drugim w zestawie Gniewie (artysta zaraz po jego wykonaniu celnie nawiązał do tego numeru twierdząc, że jego… gniew coraz bardziej narasta).
Problemy techniczne na szczęście ustąpiły i muzycy mogli już spokojnie prezentować materiał ze swoich dwóch dotychczasowych albumów - Malachitów i Shangri-La. Poleciały zatem między innymi Fatima, Luna, Mayday, Asyż, Sara, Shangri-La, Nostalgia, Eden i na zupełny koniec podstawowego koncertu, Lustra. Między nimi muzycy powrócili na moment do zamierzchłej przeszłości prezentując Abraxasowy Gdy wydaje niemożliwym się pamiętać. Sam występ zakończyli promowanym tym koncertem singlem Cantarella w polskojęzycznej wersji. Najmocniejszy moment? Oczywiście rozimprowizowane lekko Lustra z mocarnym, transowym wręcz zakończeniem.
W porównaniu do widzianego przeze mnie kilka miesięcy temu konińskiego występu artyści jeszcze mocniej postawili na animacje filmowe prezentowane na dużym ekranie. Sam Łassa tradycyjnie nie stronił od rekwizytów. Był zatem habit asasyna w Asyżu oraz różne maski w Sarze i Cantarelli. W tej ostatniej muzyk ubrany w czerwony płaszcz trzymał symboliczny kielich czerwonego wina. Mimo wspomnianych problemów, które niewątpliwie wpłynęły na tempo koncertu, ten wypadł bardzo profesjonalnie. Gdyby jeszcze zaangażowanie artystów chciało docenić więcej, niż kilkadziesiąt osób…