ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

21.05.2010

EVERGREY, POST-TRAUMATIC STRESS DISORDER, EDGEND, Warszawa, Progresja, 17.05.2010

Nie mam szczęścia do wizyt Evergrey w naszym kraju. Ostatni raz Szwedzi gościli u nas w październiku 2008 roku, dając koncert w warszawskim Amfiteatrze Bemowo. Pamiętam, że wiało tego dnia niemiłosiernie i odpuściłem sobie z nimi to spotkanie pod gołą chmurką… Tym razem, Polska powitała ich, panującymi od kilku dni, ulewnymi deszczami. I ponownie zacząłem myśleć o rezygnacji z koncertu…

Ponieważ czytacie tę relację, wniosek jest prosty. Tym razem nie zdezerterowałem. Czy dobrze zrobiłem? Hmmm… odpowiedź na to pytanie nie może być jednoznaczna, bowiem wydarzeń z tego wieczoru oraz… nocy, długo jeszcze pewnie nie zapomnę.

Brzmi tajemniczo i sensacyjnie? Nieprzypadkowo. No bo co powiecie na fakt, iż gwiazda wieczoru rozpoczęła ten warszawski koncert prawie (wiem, że ten wyraz robi wielką różnicę) w dniu… koncertu krakowskiego. Nie sprawdzałem, o której muzycy wyszli na scenę krakowskiego Loch Ness, ale wygląda na to, że tak naprawdę, 18 maja zaliczyli dwa występy. Krótko mówiąc - odpalili swoją muzę warszawiakom dopiero 10 minut przed północą, a zakończyli ją prezentować 30 minut przed drugą w nocy!

Długo by pisać o tym, co się do tego czasu działo w stołecznym klubie. A przyjemnie nie było. Wszystko ponoć wzięło się z faktu zbyt późnego przybycia do stolicy muzyków Evergrey. Ci, choć pojawili się na Bemowie jako ostatni, jako pierwsi mieli zaszczyt zrobić próbę dźwięku. A że skończyli ją już po właściwym czasie rozpoczęcia koncertu, dwóm supportom pozostało się stroić przy wpuszczonej na salę publiczności. W nerwowej atmosferze, pośród ciągłych dyskusji na różnych liniach (dźwiękowiec - zespół, zespół – organizator) udało się wreszcie wystartować parę chwil przed 22.

Przyznam otwarcie, że mój poziom irytacji i znużenia był wtedy już tak znaczny, że koncerty rozgrzewaczy zupełnie mnie nie porwały. Izraelski Edgend, który w ostatniej chwili wskoczył na tę trasę zastępując Flashback Of Anger, zaproponował poprawnie zagrany, standardowy i niestety przeciętny powermetal. Dobrze, że grali tylko pół godziny, gdyż coraz częściej zacząłem zerkać na zegarek. Z występem Post-Traumatic Stress Disorder wiązałem większe nadzieje. Ciężki metal w wykonaniu Włochów, niejednorodny, poszukujący i trudny do jednoznacznego sklasyfikowania mógł intrygować. Z pewnością lepiej kopał tyłki, niż muzyka wcześniej występującej kapeli. Artyści oparli swój występ na kawałkach z jedynego swojego albumu "Burepolom" robiąc przyzwoite, aczkolwiek nierzucające na kolana wrażenie.

No ale przybyłem na Evergrey i czas najwyższy było przerwać, coraz mocniej dające się we znaki, ziewanie i mimo godziny duchów, zmobilizować się do przyjęcia muzyki Szwedów, z właściwym dla ich dorobku szacunkiem. A propos… Smutek ogarnia, a nóż w kieszeni się otwiera, gdy widzi się, że tak zasłużony dla ciężkiego grania band (debiutancki album wydał wszak 12 lat temu!!) musi grać dla setki ludzi. Z drugiej strony i tak możemy być dumni, gdyż inaugurujący tę trasę koncert w Hamburgu – dosłownie dzień wcześniej – obejrzało ponoć około 30 osób.

Tymczasem muzycy, nie oglądając się na nieprzychylne im liczby, wyszli na scenę i bezapelacyjnie dali czadu! Jeśli jeszcze komuś na sali chciało się spać, szybko musiał zweryfikować swe plany. Dlaczego? Szwedzi przygotowali się do swojego gigu bardzo profesjonalnie, poczynając od wystroju sceny, a na dźwięku kończąc. No i zaprezentowali genialną wręcz setlistę. Niby było bez zaskoczeń, bo znalazły się w niej rzeczy ostatnimi czasy często przez nich odgrywane (ci, którzy mają ich jedyną koncertówkę „A Night To Remember” dostali z niej aż jedenaście numerów). No ale skoro były to same hiciory (!!!), nikt chyba nie narzekał. Zresztą zabójczy „Blinded” na sam początek, mroczny „Rulers Of The Mind” gdzieś w środku, prawie stadionowy „Masterplan”, musiały ruszyć każdego. A na bis poleciał jeden z najbardziej przejmujących w ich wykonaniu utworów „When The Walls Go Down”, dopełniony wykrzyczanym przez publikę „Recreation Day”, pędzącym „Broken Wings” i znakomitym „Touch Of Blessing”. Inne plusy? Forma Toma S Englunda! Śpiewał doprawdy rewelacyjnie, a jedyna w swoim rodzaju barwa jego głosu nic a nic nie straciła w stosunku do tej znanej ze studyjnych krążków. Nieźle wywiązali się też ze swoich zadań nowi muzycy Evergrey. Zmiana trzech ogniw kapeli tuż przed rozpoczęciem trasy miała prawo niepokoić. Chyba niepotrzebnie, wszak panowie mają za sobą staż w takich formacjach jak Therion i Royal Hunt. Może podczas dorabiania chórków stwarzali pozory, jednak na swoich instrumentach łoili przyzwoicie. Sceptycy nie omieszkają wyrzucić na wierzch faktu, iż sporo elementów poleciało z przysłowiowej „taśmy”. To między innymi dzięki wsamplowanym żeńskim głosom, harmonie wokalne Englunda wyglądały imponująco. Po godzinie i czterdziestu minutach solidnie wykonanej – mimo późnej pory – roboty, Szwedzi zeszli ze sceny gorąco żegnani przez setkę wiernych fanów, którym chciało się dotrwać…

I w zasadzie – po tak fajnym występie - mógłbym zapomnieć o nieszczęsnych problemach organizacyjnych oraz ogromnym opóźnieniu. Mógłbym…, jednak tej nocy pech postanowił mnie dotknąć raz jeszcze. O trzeciej nad ranem, po pokonaniu prawie 100 kilometrów, komputer mojego samochodu kompletnie zwariował, najpierw zapalając wszystko to, co miał na desce rozdzielczej, potem czyniąc na niej zupełną ciemność. Eeech…, podczas holowania, nie mogłem nawet odpalić evergreyowej muzy…

Setlista:

1. Blinded
2. End Of Your Days
3. As I Lie Here Bleeding
4. Obedience
5. Soaked
6. Still In The Water
7. Monday Morning Apocalypse
8. Solitude Within
9. Nosferatu
10. Rulers Of The Mind
11. Mark Of The Triangle
12. The Masterplan
13. Words Mean Nothing
14. I'm Sorry
15. When The Walls Go Down
16. Recreation Day
17. Broken Wings
18. Touch Of Blessing 

Zdjęcia koncertowe: Mariusz Danielak
Zdjęcie muzyków z autorem: Joanna Łucja Ćwikła

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Mgławica Kalifornia - IC1499 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.