Rok 2005 to bezwzględnie rok zespołu Quidam. Powrót na scenę ze "świeżą krwią" w składzie, bardzo dobry album, promocyjny koncert na ogólnopolskiej radiowej antenie czy wreszcie dobrze przyjmowane występy na zachodzie Europy. Po tych, radujących wszystkich miłośników ich twórczości, atrakcjach przyszedł czas na pierwszą od długiego czasu trasę koncertową obejmującą kilkanaście miast w całym kraju. I tu kolejny fakt potwierdzający niezwykle prężną działalność zespołu. Już na samym początku trasy w Katowicach, grupa zarejestrowała pierwsze w swojej karierze DVD. Choć jak przyznali w rozmowie ze mną muzycy, iż było to dla nich niezwykle stresujące doświadczenie, jestem przekonany, że niebawem ukaże się wartościowa płytka wizyjna, na którą fani już powinni oszczędzać ciężko zarobione złotówki....
..no ale miało być o koncercie. 17 listopada grupę gościła łódzka "Dekompresja" – niezwykle sympatyczny i klimatyczny klubik znajdujący się niedaleko dworca "Łódź Kaliska". Zanim jednak Quidam pojawił się na deskach tegoż klubu, na scenie zaprezentowała się łódzka grupa Leafless Tree. Zespół z 30-minutowym poślizgiem, wynikającym z problemów dźwiękowych, rozpoczął swój prawie godzinny set. Zupełnie nie znałem przed koncertem twórczości grupy i muszę stwierdzić, iż grupa zaprezentowała się naprawdę z bardzo dobrej strony. Melodyjne kompozycje z pogranicza rocka, popu i klimatów artrockowych, dobry wokalista wspomagany w drugiej części koncertu żeńskim głosem i porządnie podchodzący do swoich obowiązków muzycy sprawili, iż oczekiwanie na gwiazdę wieczoru zupełnie się nie dłużyło. Szczerze powiem, iż z miłą chęcią posłuchałbym zaprezentowanego podczas koncertu materiału z oficjalnie wydanej płyty...
O 21 na scenę zawitał Quidam. Panowie rozpoczęli bardzo energetycznie od "Hands Off" z ostatniej płyty, który to utwór doskonale sprawdza się jako "opener". Zresztą dwie ostatnie płyty grupy były najliczniej reprezentowane w koncertowej setliście. Były zatem przebojowe "Surrevival" i "Not So Close" (ten drugi utwór zagrany jako ostatni, na bis) oraz dłuższe i rozbudowane "The Fifth Season" (zadedykowany przez Bartka...swojej kobiecie), "Everything’s Ended" i Queen Of Moulin Rouge" z "Surrevival" (w "Queen..." jak zwykle porażała niesamowita, ciężka i zagęszczona końcówka) oraz chociażby "Credo" i "Jesteś (w labiryncie myśli)" z płyty "Pod niebem czas". Intrygująco wypadały szczególnie te starsze kompozycje, tak silnie utożsamiane z poprzednią wokalistką grupy Emilią Derkowską, interesująco interpretowane wokalnie przez Bartka Kossowicza. Nie były to oczywiście jedyne wycieczki w przeszłość. Obowiązkowo pojawiło się niezniszczalne "Sanktuarium" z pięknego debiutu oraz zgrabny, instrumentalny "Medley" zawierający wątki z dawnych kompozycji. Czasami zespół wplatał fragmenty kompozycji innych wykonawców jak miało to choćby miejsce w wypadku "Not So Close", do którego muzycy "wcisnęli" "Hush" Deep Purple. Jednym słowem było pięknie... Gdy dodamy do tego świetne solo perkusyjne Maćka Wróblewskiego na perkusji, tak rzadko dziś oglądane na koncertach rockowych, obraz profesjonalnego występu będzie gotowy. Niestety koncert miał jeden "drobny" minus... Nie dopisała niestety publiczność lecz to oczywiście nie była wina zespołu. Sam niezwykle cieszyłem się, że bliska mojego miejsca zamieszkania Łódź na dwa dni stanie się stolicą "pejzażowej" muzyki (dzień wcześniej w Łodzi wystąpili Porcupine Tree i Oceansize), tymczasem koncert Quidamu pokazał, iż to włókiennicze miasto nie do końca wywiązało się ze swojej zaszczytnej roli. Ci którzy nie przybyli niech żałują. Florek, Meller, Kossowicz, Ziółkowski, Wróblewski i Zasada (w takim składzie wystąpił Quidam) z szacunkiem potraktowali zebranych. Bartkowi udało się nawet poderwać publiczność do wspólnego klaskania i...zaśpiewów!! A propos Bartka Kossowicza. Podczas koncertu widać było jak doskonale wpasował się do zespołu a zadanie miał wszak niełatwe. Staje się frontmanem "pełną gębą"! Warto jeszcze wspomnieć o obecnym podczas koncertu quidamowym.... sklepiku, w którym przybyli mogli się zaopatrzyć w płyty zespołu oraz jednego z projektów jego muzyków (After – Endless Lunatic – przy okazji zdecydowanie polecam, świetna płyta), gustowne koszulki i ładne fotografie.
Cóż...pozostaje mi zaprosić tych wszystkich, którzy w swoich miastach będą gościć muzyków aby stawili się na koncertach...bo naprawdę warto.