Po tym jak ostatnia trasa koncertowa Dream Theater, promująca album "Train Of Thought" ominęła nasz kraj, wszyscy fani Teatru Marzeń liczyli a to, iż w wypadku promocji kolejnego krążka sytuacja się nie powtórzy i nowojorczycy wreszcie po kilkuletniej przerwie zawitają do Polski. Te pragnienia i nadzieje były tak duże, że gdy tylko okazało się, iż Dream Theater wystąpi na jednym, jedynym koncercie w poznańskiej Arenie, wejściówki rozeszły się bardzo szybko i bileternie świeciły pustkami na długo przed datą koncertu....
Liczny i systematycznie gęstniejący tłum pod Areną, późnym, październikowym lecz słonecznym popołudniem faktycznie znamionował wydarzenie niemałej rangi...
...jeszcze tylko szczegółowa aczkolwiek uprzejma kontrola przy wejściu i wszyscy spragnieni muzycznych wrażeń mogli podziwiać ustawioną niemalże w sercu poznańskiego "okrąglaka" scenę z ogromnymi rusztowaniami, potężnym zestawem głośników i mnóstwem sprzętu generującego dźwięk.
Dokładnie dziesięć minut po dwudziestej przy ogromnym aplauzie kilkutysięcznej publiczności i wybrzmiewającym w tle intro na scenie pojawili się Oni czyli: Jordan Rudess, John Myung, John Petrucci, Mike Portnoy i James LaBrie.
Zaczęli potężnie, wręcz miażdżąco. "The Root Of All Evil" i "Panic Attack" z ostatniej płyty nie pozostawiły złudzeń, iż tego wieczoru nie będzie żadnych kompromisów. Może jeszcze nie wszystko dobrze zabrzmiało ale emocje i potęga przekazu już w pierwszych minutach pokazały klasę Amerykanów.
Podczas "Octavarium World Tour 2005" zespół postanowił podsumować i uczcić dwudziestolecie istnienia grupy, stąd materiał zaprezentowany w następnej kolejności miał charakter przekrojowy i ułożony był chronologicznie. Po "Panic Attack" pojawił się zatem najstarszy tego dnia "Another Won" (Majesty Song) zaś po nim "A Fortune In Lies", "Under A Glass Moon" i "Caught In A Web" . Równolegle z muzyką, na znajdującym się tuż za sceną ekranie, prezentowano daty oraz okładki albumów łączące się z wykonywanymi utworami. Po solidnej porcji wspomnień związanej z albumami " Images And Words" i "Awake" publiczność przeniesiona została do roku 1997, kiedy to światło dzienne ujrzała płyta "Falling Into Infinity". Z niej to muzycy zaprezentowali utwór "Peruvian Skies". Uczynili to jednak w sposób intrygujący wplatając do niego fragmenty "Wish You Were Here" Pink Floyd oraz "Wherever I May Roam" Metalliki. Szczególnie floydowska "wstawka" wywołała entuzjastyczną reakcję zebranych. "Fatal Tragedy" okazało się godnym reprezentantem albumu "Metropolis Pt.2" zaś "About The Crash" i "Loosing Time/Grand Finale" z płyty "SDOIT" w podniosły sposób zakończyły po godzinie i dziesięciu minutach pierwszą część koncertu. Po dwudziestominutowej przerwie musiały wybrzmieć utwory z "Train Of Thought" i tak też się stało. "As I Am" i "Endless Sacrifice" przypomniały miażdżący początek koncertu tym razem jednak z brzmieniem było dużo lepiej a i forma Jamesa LaBrie, który jak wiadomo z górnymi rejestrami radzi sobie "różnie" zdecydowanie uległa poprawie. Nie zmienia to postaci rzeczy, iż największą uwagę przykuwał John Petrucci, raz majestatycznie innym razem agresywnie ale zawsze perfekcyjnie odgrywający swoje kwestie. Wróćmy jednak do setlisty, gdyż przyszedł najwyższy czas na powrót do ostatniego dzieła grupy "Octavarium", z którego muzycy zaprezentowali przebojowy "I Walk Beside You", patetyczny "Sacrificed Sons" oraz opus magnum płyty czyli 24-minutową kompozycję tytułową. Rozpoczęło ją zresztą znakomite klawiszowe intro w wykonaniu Jordana Rudessa. Jego precyzyjnie "biegające" po klawiaturze palce wszyscy mogli podziwiać na dużym ekranie. On sam zaś niejednokrotnie zmieniał pozycję przy swoim "obrotowym" zestawie. "Octavarium" zakończyło zasadniczą część koncertu, jednak przy tak entuzjastycznie reagującej publiczności, często wspomagającej zespół wokalnie, nie mogło zabraknąć bisów. Na pierwszy z nich Dream Theater zaserwował "In The Name Of God" a na drugi piękny "The Spirit Carries On" oraz wykrzyczany przez wszystkich w refrenie "Pull Me Under" ze wstawką z "Metropolis Pt.1".
I to już niestety było wszystko. Niestety?! Nie przesadzajmy. Muzycy zeszli ze sceny po 3 godzinach i 10 minutach grania!!! Zdaję sobie sprawę, że zawsze znajdą się malkontenci narzekający na brak jakiegoś ukochanego kawałka w zestawie ale w wypadku zespołu z takim potencjałem doskonałych kompozycji nie może to dziwić. Jestem przekonany, iż nie było tego wieczoru osoby rozczarowanej. Muzycy (w każdym calu profesjonaliści jakich mało) dali doskonały, zaplanowany w szczegółach show, w którym znalazło się miejsce dla szalejącego Portnoya, wyrzucającego kolejne pałeczki do publiczności oraz skupionego na swoim basie Myunga.
Koncert roku? Zaryzykuję i odpowiem twierdząco.
Setlista:
The Root Of All Evil, Panic Attack, Another Won (Majesty Song), A Fortune In Lies, Under A Glass Moon, Caught In A Web, Peruvian Skies, Fatal Tragedy, About To Crash, Losing Time/Grand Finale, As I Am, Endless Sacrifice, I Walk Beside You, Sacrificed Sons, Octavarium
I bisIn The Name Of God
II bisThe Spirit Carries On, Pull Me Under (Metropolis Pt.1)