Dziś ma swoją premierę piąty studyjny album warszawskiej formacji Tides From Nebula zatytułowany „From Voodoo To Zen”. Wczoraj, w znajdującym się w nowej siedzibie przy Nowym Świecie 63, Studiu U22 odbył się przedpremierowy odsłuch albumu, na który tradycyjnie już przybyli zaproszeni dziennikarze ale też i goście zespołu…
Licznie zebrana publiczność miała okazję usłyszeć płytę absolutnie w całości (choć w czterech „rzutach”) i to we właściwej, albumowej kolejności. Audiofilski odsłuch przeplatany był rozmową z wszystkimi muzykami formacji (Maciejem Karbowskim, Tomaszem Stołowskim i Przemysławem Węgłowskim), którą przeprowadził Krzysztof Bienkiewicz z Noise Magazine.
Artyści przez godzinę (drugą zajął odsłuch płyty) opowiadali jakie emocje towarzyszą im wraz z premierą krążka, jaki wpływ na sam album miał fakt odejścia z zespołu Adama Waleszyńskiego (który nota bene także gościł tego wieczoru w Studiu U22 i został bardzo ciepło przywitany przez publiczność), jak wygląda proces nagrywania w zespole i jak długo w ich przypadku wygląda samo tworzenie płyty (pierwszy motyw, który znalazł się w kompozycji tytułowej powstał już w 2017 roku), jak powstał utwór tytułowy i co oznacza „From Voodoo To Zen” oraz skąd się wziął (to wszak najdłuższy tytuł w ich dyskografii, gdyż – jak zauważył Przemek Węgłowski – do tej pory byli w tym zakresie dosyć zwięźli). Opowiedzieli też w jaki sposób nadają tytuły swoim instrumentalnym wszak kompozycjom, jak powstał intrygujący teledysk do Ghost Horses (w którym zagrał aktor Paweł Deląg, o czym pierwotnie zespół kompletnie nie wiedział!) i czy teledyski dla nich mają promocyjne znaczenie. Muzycy stwierdzili też, że to ich najcięższa i najbardziej wymagająca w sensie emocjonalnym płyta a poza tym, pod koniec poopowiadali jak radzą sobie ze stresem na scenie i… nudą w trasie koncertowej (Tomek Stołowski jest ponoć absolutnym liderem w czytaniu książek!).
Cóż, teraz czas na słuchaczy i fanów oraz ich reakcje i wrażenia. Na recenzję przyjdzie jeszcze czas, ale już w tej chwili można powiedzieć, że to kompletnie inna muzyka niż do tej pory tworzyli warszawianie. Ciemniejsza, mroczna, bardziej elektroniczna i absolutnie niemająca wiele wspólnego z tradycyjnie pojmowanym post rockiem. Dość powiedzieć, że przez całe wczorajsze spotkanie ani razu nie padła nazwa tej muzycznej szuflady. Zaintrygowani? Polecam.