ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

28.04.2010

PROGRESSIVE SPRING TOUR 2010: QUIDAM, ACUTE MIND, DIANOYA, Warszawa, Progresja, 25.04.2010

Trochę posypało się koncertowe życie w naszym kraju po tragicznych wydarzeniach sprzed kilkunastu dni. Zmiany dotknęły także długo zapowiadany „Progressive Spring Tour”. Trasa zasłużonego Quidamu i debiutującego Acute Mind dotarła jednak wreszcie i do Warszawy…

Być może to organizacyjne zamieszanie wpłynęło na fakt, że różnie bywało z frekwencją podczas koncertów tej trasy. W stolicy, choć tłumy się nie zjawiły, było naprawdę przyzwoicie, szczególnie podczas występu kończącego całość Quidamu. Gdyby jednak spojrzeć na reakcje zebranych i gorącą atmosferę na sali, imprezę wypadałoby zaliczyć do absolutnie udanych.

Z dość znacznym opóźnieniem, jako pierwsza na scenie, zameldowała się warszawska Dianoya. Zagrała półgodzinny, mroczny set, oparty o numery z debiutanckiego albumu „Obscurity Divine”. Znany już z singla „Severance”, czy równie długa „Sepia”, pokazały ciemne i doprawdy ciężkie oblicze tej inteligentnej formacji, w której muzyce można usłyszeć echa Opeth, Tool, My Dying Bride, czy Porcupine Tree.

Dianoya pojawiła się w charakterze gościa, występujących podczas tournee formacji Acute Mind i Quidam. I to właśnie lubelska grupa zagospodarowała drugą cześć wieczoru. Ich setlista nie dziwiła. Podczas pięćdziesięciominutowego występu zaprezentowali bowiem cały swój, wydany w tym roku, debiutancki krążek, zaczynając od „Grief And Pain” a kończąc na „Prophecy”. Wszyscy przybyli tego wieczoru do Progresji otrzymali jednak jeszcze niespodziankę, w postaci kompozycji „Beyond Belief”. Jak wypadli lublinianie? Myślę, że nie rozczarowali tych, którym do gustu przypadła wspomniana płyta. Zagrali ją z dużym pietyzmem, oddając precyzyjnie choćby fajne harmonie wokalne i nie gubiąc tego, co w ich muzyce najmocniejsze: melodii i klimatu. I zupełnie nie przeszkadzało to, że Markowi Majewskiemu głos odmawiał trochę posłuszeństwa w „Garden”, bo on sam miał dobry kontakt z zebranymi, którzy bardzo ciepło przyjęli muzyków. Jeszcze przed rozpoczęciem koncertu miałem okazję porozmawiać z gitarzystą Acute Mind, Arkadiuszem Piskorkiem. Zapis tej ciekawej rozmowy już niebawem znajdziecie w naszym serwisie.

Quidam wyszedł na małą scenę Progresji parę minut przed 22. I od razu zaskoczył. Przynajmniej mnie. Bo rozpoczął od mocnego, granego do tej pory pod koniec występów, „…But Strong Together”. Niespodzianek było zresztą więcej, gdyż artyści zrezygnowali z, wydawałoby się, pewniaków: niezniszczalnego „Sanktuarium” oraz coveru Floydów „Wish You Were Here”, zawsze przyjmowanego ciepłymi oklaskami przez fanów grupy. Biorąc pod uwagę to, iż inowrocławianie promowali tym występem swoje DVD, „Strong Together”, którego ozdobą są te kawałki, niektórych mogło to smucić. Choć z drugiej strony, muzycy zrekompensowali ten brak czymś jeszcze bardziej intrygującym. Zupełnie premierowymi, dwiema kompozycjami, zagranymi jedna po drugiej. Jaki zapowiada się ten nowy Quidam? Nooo… bardzo klasowy, a przede wszystkim chyba lekko eksplorujący inne dla siebie muzyczne rewiry. Pierwsza z zagranych kompozycji, niezbyt długa, w pierwszej części urzekała swoją onirycznością, w końcówce nabierając nieco rockowego żaru i patosu. Drugi z zaprezentowanych utworów pokazał odmienności i to zarówno w sferze rytmiki, jak i wykorzystania instrumentów klawiszowych. Długi, prawie dziesięciominutowy numer miał dwa oblicza. Pierwsze mocniejsze, drugie, następujące po wyciszeniu, bardziej transowe, psychodeliczne, mogące być bazą do gitarowej improwizacji. Pozostałe rzeczy dziwić nie powinny – raczej obowiązkowy zestaw z dwóch ostatnich albumów grupy z cytatami z klasyków, znanymi ze wspomnianego DVD. Nie dziwiła też forma muzyków, jak zwykle bez zarzutu. Wyróżniać nie ma kogo, bo wypadałoby pisać już same truizmy. No chyba, że wspomni się o Tyldzie Ciołkosz, która uwodziła nie tylko grą ale i całą swoją powierzchownością. Widać, że coraz fajniej jej z Quidamem, a i z pewnością panom z nią sympatycznie. W "We Are Alone Together" muzycy nie usiedli tym razem na scenie, jak to pięknie uczynili podczas konińskiego występu. Bo i pewnie scena za mała a i takie wyjątkowe chwile trudno co wieczór powtarzać.

Półtorej godziny zleciało szybko. Artyści wywoływani gorąco na kolejny bis, wyszli raz jeszcze lecz… nic nie zagrali. Kossowicz zaintonował tylko „trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść” i… tak to się wszystko skończyło…

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.