ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 15.10 - Kraków
- 16.10 - Warszawa
- 15.10 - Warszawa
- 16.10 - Poznań
- 17.10 - Gdańsk
- 18.10 - Warszawa
- 19.10 - Kraków
- 17.10 - Katowice
- 17.10 - Kołobrzeg
- 18.10 - Szczecin
- 18.10 - Warszawa
- 19.10 - Chojnice
- 20.10 - Toruń
- 25.10 - Wrocław
- 26.10 - Wschowa
- 27.10 - Poznań
- 01.11 - Kraków
- 19.10 - Poznań
- 19.10 - Wrocław
- 20.10 - Warszawa
- 21.10 - Kraków
- 22.10 - Gdańsk
- 19.10 - Łódź
- 20.10 - Kraków
- 23.10 - Gdańsk
- 21.10 - Warszawa
- 23.10 - Warszawa
- 24.10 - Gdańsk
- 25.10 - Łódź
- 26.10 - Kraków
- 27.10 - Wrocław
- 27.10 - Kraków
- 28.10 - Kraków
- 29.10 - Warszawa
- 28.10 - Wrocław
- 30.10 - Warszawa
- 31.10 - Kraków
- 01.11 - Poznań
- 31.10 - Kraków
- 01.11 - Poznań
 

felietony

19.11.2010

"Zapominamy jaką muzyka ma wartość" - JEAN MICHEL JARRE, konferencja

Jest to zapis konferencji prasowej, która odbyła się na dzień przed koncertem muzyka w Gdańsku/Sopocie. Pomimo sporej liczby uczestników i chętnych do zadawania pytań, udało mi się zadać jedno. Powiecie, że tylko jedno... okazało się ono jednak dla Jarre’a bardzo ważne…

(Z uwagi na specyficzne warunki, które są nieodzowne dla konferencji, oraz stres wielu pytających pozwoliłem sobie na drobne korekty językowe w kilku miejscach. Nikt z pytających nie przedstawił się, dlatego, oprócz mojego pytania, resztę przypisałem X-om)


Jean Michel Jarre: Wiecie państwo z pewnością, że mam głęboką więź emocjonalną związaną z Gdańskiem, właśnie w wyniku tego ogromnego wydarzenia, które miało miejsce tutaj z okazji dwudziestej piątej rocznicy utworzenia Solidarności. Z pewnością był to jeden z najbardziej poruszających, najważniejszych koncertów w moim życiu. Mówię to z przyczyn osobistych, ale również z przyczyn sięgających daleko poza moje pobudki osobiste, ponieważ to, co zrobiła Solidarność i czego była początkiem przyczyniło się do zmiany Europy, zmiany świata i my mamy Polakom niezwykle wiele do zawdzięczenia. Dlatego też z wielkim entuzjazmem przyjąłem propozycję bycia ambasadorem Gdańska w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Szczególnie z tego powodu, że miasto Gdańsk ubiega się o ten tytuł z hasłem „Wolność kultury, kultura wolności” i to jest dla nas ważne. Jest to ważne dlatego, że tworzy połączenie między przeszłością a teraźniejszością i to wszystko, co zawdzięczamy Solidarności również sprawia, że Gdańsk może być platformą do mierzenia się z tymi wyzwaniami, które przynosi nam przyszłość. I rozpoczynając tutaj moje działa w roli ambasadora, cieszę się, że jestem w Gdańsku inaugurując ten polski tydzień, który jest częścią projektu, którego realizację planowałem już od dłuższego czasu. Istotą tego przedsięwzięcia jest sprowadzenie magii, jaką dają koncerty plenerowe, na przykład taki, jaki dałem tutaj w Stoczni nieopodal, do bardziej kontrolowanych przestrzeni, do dużych obiektów sportowych na całym świecie. Żeby móc dzielić się wrażeniami koncertowymi z dala od deszczu, wiatru, czy innych niesprzyjających czynników, a również dlatego, żeby ludzie z całego świata nie musieli przebywać setki kilometrów na koncert, ale żebym mógł dzielić się moimi wrażeniami muzycznymi w lokalizacjach na całym świecie. Dla mnie właśnie ten polski tydzień jest najważniejszą częścią tej światowej trasy, którą realizuję od początku roku. Jest to dla mnie niezwykłe przeżyciem, że będę mógł zagrać tu cztery koncerty i podzielić się moją muzyką z publicznością. Będę mógł nadać unikalny charakter każdemu z tych koncertów. Mógłbym tak godzinami opowiadać o Gdańsku i o Polsce, ale chyba już czas, żebym przestał i pozwolił państwu zadawać pytania.


X: Kiedy pojawiła się idea tworzenia muzyki elektronicznej na twórczej drodze artysty i czy na tę drogę miały wpływ dokonania innych muzyków, którzy w tej dziedzinie już działali od kilku, kilkunastu lat?


Jean Michel Jarre: Moje zainteresowanie muzyką elektroniczną jest właściwie kwestią przypadku, ponieważ dorastałem z muzyką klasyczną, grałem też w lokalnych grupach rockowych, ale spotkałem człowieka na mojej drodze, mistrza Pierre’a Schaeffera, który był dyrektorem centrum muzycznego w Paryżu. To było jedyne wówczas miejsce, w którym można było studiować ten właśnie rodzaj muzyki. Wówczas po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że muzykę można tworzyć nie tylko przy pomocy nut, czy znajomości harmonii, ale również przy pomocy dźwięków, które mogą w jakimś sensie przypominać gotowanie, kuchnię ekologiczną, gdzie można od podstaw tę muzykę tworzyć. Za to moje inspiracje pochodzą od szerokiej rzeszy muzyków, a gdybym miał wybrać jednego muzyka z Polski byłby to Fryderyk Chopin. On oczywiście nie tworzył muzyki elektronicznej, ale gdyby dzisiaj żył najprawdopodobniej by to robił.


ArtRock.PL: W 1983 roku wydał pan album „Music for the Supermarkets” w jednej kopii. Chciał pan tym zwrócić uwagę na to, że muzyka jest sztuką. Czy dzisiaj, w dobie Internetu, uważa pan, że ta sytuacja się zmieniła, czy ciągle jest tak samo?


Jean Michel Jarre: To bardzo ciekawe pytanie. Dziękuję, że pan je zadał. W roku 1983 rzeczywiście wydałem album „Muzyka dla supermarketów”. Płyta ta została wydana i sprzedana w jednym egzemplarzu na aukcji. Wówczas przyszedł ten etap w historii muzyki, w którym zaczęto sprzedawać muzykę na płytach kompaktowych, co miało miejsce oczywiście po erze sprzedawania muzyki na płytach analogowych. W moim odczuciu była to zapowiedź niebezpiecznych zmian w relacji muzyki z rynkiem, bo obawiałem się, że muzyka może zacząć być sprzedawana tak jak pasta do zębów. I niestety to przeczucie okazało się prawdziwe. W tej chwili żyjemy w czasach, w których każdy tak naprawdę może słuchać muzyki, ale jednocześnie zapominamy jaką muzyka ma wartość. Szczerze mówiąc to ja nie widzę różnicy pomiędzy twórczością Fryderyka Chopina, Beatlesów, czy Picassa, ale widzimy oczywistą różnicę pomiędzy ceną obrazu, a ceną muzyki i uważam, że jest to dysproporcja, którą powinniśmy wyrównywać w XXI wieku. Więc chyba dobrze by było, żebym wydał „Music for the Supermarkets II”. Biorąc pod uwagę, że teraz w supermarketach sprzedaje się muzykę, to sytuacja jest jeszcze gorsza, niż kiedy wydawałem pierwszą płytę.


X: Najbliższe dwa koncerty, które teraz będzie pan grał, zostaną zagrane w całkowicie nowych halach. Czy traktuję pan granie w nich jako nowe doświadczenie (nie była w nich jeszcze sprawdzana akustyka), czy jako pionierstwo jeśli chodzi o koncerty?


Jean Michel Jarre: Jako zespół artystów, muzyków, techników wkładamy ogromny wysiłek w przygotowanie każdego koncertu. To znaczy zawsze jeździmy do obiektu, w którym będziemy ten koncert wykonywać. Badamy to miejsce, przeprowadzamy tam próbę. Tak się dzieje od początku roku na tej trasie, żebyśmy mogli zoptymalizować występ, biorąc pod uwagę to, że występujemy w różnych obiektach. Mój zespół techniczny i muzycy często skarżą się, narzekają, że tak naprawdę gramy dwa koncerty dziennie, bo w dniu występu mamy dwu albo trzygodzinną próbę. Często trwa to dłużej, niż sam koncert, ale uważam, że tak właśnie trzeba robić. W dobie kryzysu jeżeli ktoś już podejmuje ten wysiłek, że kupuje bilet i przyjeżdża na koncert, to my musimy dać z siebie wszystko, żeby być wobec tych ludzi w porządku.


X: Jaka jest ulubiona przez pana metoda wytwarzania dźwięku? Czy to były dawne syntezatory typu minimoog, sampling, czy może w miarę upływu czasu i wytwarzania nowych maszyn pana preferencje zmieniały się?


Jean Michel Jarre: Jak pan bardzo słusznie zauważył, muzyka elektroniczna przeszła ogromne przeobrażenia od momentu powstania, od początku XX wieku, bo tak naprawdę pierwsze próby tworzenia muzyki elektronicznej i instrumentów mają ponad sto lat, gdyż pochodzą z lat 1910, czy dwudziestych ubiegłego wieku. Od tego czasu, jak wszyscy wiemy, technologia rozwijała się właściwie z prędkością światła. W związku z tym teraz mamy do czynienia z całkowicie różnymi kontekstami i sprzętem, który jest dostępny. Z drugiej strony jednak, gdybyśmy zapytali jakiegokolwiek skrzypka na jakim instrumencie chciałby grać, to jego marzeniem byłoby grać na Stradivariusie, instrumencie, który powstał w wieku siedemnastym. I to pokazuje, że w muzyce pojęcie jako takiego postępu nie istnieje, bo gdzieś w historii zdarzały się osoby, które miały tak głęboką wiedzę i posiadły takie arkana techniki tworzenia instrumentów, że są cenione do dziś. Taka sama sytuacja ma miejsce również w przypadku instrumentów elektronicznych. Przebieg historii wyglądał tak, że pierwsza generacja instrumentów elektronicznych to były syntezatory analogowe. One funkcjonowały stosunkowo krótko. Ich produkcję zakończono w latach 80., ponieważ wtedy nastąpiła wtedy eksplozja ery komputerowej. Dla mnie te instrumenty są częścią mitologii muzyki elektronicznej, te właśnie z XX wieku, bo to, że właśnie byli ci rzemieślnicy-geniusze, którzy potrafili stworzyć instrumenty tak bardzo dotykowe, fizyczne. To doprowadziło do sytuacji, w której muzyk mógł sam stać się rzemieślnikiem. To trochę tak jakby Chopin mógł naprawiać własne fortepiany. Dlaczego te instrumenty są do tej pory niezrównane? Jeżeli chcemy korzystać z orkiestry symfonicznej, to nie będziemy jej zastępować komputerem, tylko użyjemy tych skrzypiec, czy innego instrumentu. W sposób analogiczny możemy popatrzeć na to jakie miejsce mają wśród instrumentów syntezatory analogowe. One mają swoiste ciepło, takie unikalne cechy, które są nie do podrobienia, niezrównane i są na tyle ważne i wciąż na czasie, że wszelkie plug-iny, programy komputerowe, które są tworzone na ich podstawie wręcz naśladują nie tylko ich dźwięk, ale też wygląd wizualny, czyli wszelkie pokrętła. Ale nie brzmią tak dobrze jak te oryginalne instrumenty analogowe. W chwili obecnej wciąż produkuje się skrzypce, klarnety, gitary, natomiast nie ma już producentów syntezatorów analogowych i to, że używamy tych instrumentów to nie jest kwestia nostalgii. W moim odczuciu te instrumenty są niezbędnym elementem naszej przyszłości i uważam też, że przyszłość muzyki to jest konieczna interakcja między muzyką analogową, a muzyką cyfrową. Weźmy na przykład ten przedmiot, iPhone’a. Jest to coś, co jest rewolucją, ale nie cyfrową, tylko rewolucją techniki analogowej. Jesteśmy zwierzętami. Jak wszystkie zwierzęta staramy się zawsze nawiązać relacje z otoczeniem, środowiskiem. Jest wiele różnych urządzeń, ale ten przedmiot jest o tyle ważny, że nikt nie musi mieć iPhone’a, ale każdy chce go mieć, bo jest to coś fizycznego, namacalnego. Szalenie ważne jest to, żebyśmy my, ludzie, muzycy, twórcy mieli ten kontakt, namacalną relację. Ta fizyczność świata będzie dla wszystkich inspiracją i tak musi pozostać. Takie jest moje przekonanie.


X: Jeżeli miałby pan wymienić jeden instrument, wystarczy symbol, bez którego nie wyobraża pan sobie życia, to jaki by to był?


Jean Michel Jarre: To jest trudne pytanie dlatego, że odpowiedź będzie niezrozumiała dla wszystkich, gdyż wygląda na to, że jest pan fachowcem w tej dziedzinie, ale był to syntezator VCF3, pochodzący z Anglii. Wtedy byłem jeszcze za biedny, żeby pozwolić sobie na syntezator ze Stanów Zjednoczonych. Przypominał on bardziej pudełko na buty, ale nawiązałem z nim taką intymną relację.


X: (…) Czy pozbywa się pan starych instrumentów, kupując nowe? Martin Gore z Depeche Mode tak zrobił i teraz próbuje je odkupić na aukcjach internetowych (śmiech).


Jean Michel Jarre: To rzeczywiście był wielki błąd Martina Gore’a (śmiech). Ja wciąż mam moje instrumenty z dawnych czasów, a kiedyś zdarzyło się, że ja, Moby i jeszcze jeden muzyk licytowaliśmy na Ebayu ten sam instrument. nie wiedzieliśmy o tym. Chyba w końcu Moby wygrał tę licytację.


X: Jest pan osobą koncertującą na całym świecie. W czasie koncertów pojawiają się zawsze jakieś motywy lokalne. Muzyka którego kręgu kulturowego albo instrumentu najbardziej pana inspirowała wtedy, gdy pan decydował się o wprowadzeniu elementów folklorystycznych? I muzyka którego kręgu kulturowego będzie obecna na pana kolejnej płycie?


Jean Michel Jarre: Na przykładzie tej trasy, którą realizuję obecnie mogę powiedzieć, że nie wożę ze sobą instrumentów regionalnych, ponieważ ta trasa wiąże się z podróżowaniem po całym świecie. Często przemieszczamy się z kraju do kraju co tydzień i logistycznie byłoby to bardzo trudne, żeby wozić ze sobą różne instrumenty, należące do różnych kultur. W czasie tej trasy setlista składa się z tych najbardziej znanych utworów oraz z utworów, które są nowe. Tak wygląda to właśnie w tym projekcie. Korzystam nie z instrumentów należących do kultur lokalnych, ale z tych instrumentów, które mam, bądź te, do których rozwoju się przyczyniłem. Na przykład używam harfy laserowej, która daje mi nowe możliwości jako wykonawcy i jest to też wizualna więź z dźwiękiem. Przyświeca to występom na mojej trasie, że każdemu utworowi towarzyszy jakiś motyw scenograficzny. Natomiast od czasu do czasu nadarza się taka, niezwykła okazja… Kilka tygodni temu jedna taka okazja miała miejsce w Budapeszcie. Spotkałem tam na ulicy muzyka, który grał na takiej metalicznej perkusji i zaprosiłem go do występu. Był to dla niego niewątpliwie szok, ponieważ najpierw grał dla widowni czteroosobowej, a za pięć godzin pewnie dla piętnastotysięcznej. Drugi przykład pochodzi z lipca ubiegłego roku, kiedy grałem koncert w Santiago de Compostela. W Galicji gra się na takich samych kobzach, jak w Szkocji. Tam właśnie też na ulicy, jak widzicie państwo dużo czasu spędzam na ulicy, spotkałem kobziarza, który był bardzo dobrym muzykiem i zaprosiłem go na koncert, otwierał on ze mną ten koncert. Zobaczymy co nadarzy mi się na ulicach Polski w nadchodzącym tygodniu.


X: Słyszałam, że pragnieniem pana jest zagrać koncert na Księżycu. Jakie emocje, zdarzenia były impulsem do takiego marzenia?


Jean Michel Jarre: To są właśnie niebezpieczeństwa Internetu (śmiech). Jednego dnia dziennikarz zadaje pytanie gdzie chciałby pan zagrać następny koncert i następnego dnia cała prasa aż huczy, że „Jarre zwariował i chce grać na Księżycu”. Jest to również echo tego, co miało miejsce w mojej rozmowie z moim przyjacielem, Arthurem C. Clarkiem, który jest autorem „2001: Odysei kosmicznej”. On mówi: „Wiesz co, ja myślę, że ty zagrasz na tym księżycu”. A ja na to: „Coś ty zwariował?!”. „No wiesz, ja jestem za stary, żeby tego doczekać, ale wróżę ci, że tak się stanie”. Pożyjemy, zobaczymy. Taka jest moja odpowiedź.


X: Od lat siedemdziesiątych istniała w Polsce audycja o muzyce elektronicznej, która właśnie w tym roku w jednej radiofonii ogólnopolskiej została zlikwidowana. Co pan sądzi o tym, że klasyczna muzyka elektroniczna znika z mediów i czy podpisał by pan petycję w tej sprawie?


Jean Michel Jarre: Jeśli chodzi o tę pomoc, to bardzo chętnie pomogę każdemu, kto będzie chciał zyskać publiczność dla swojej muzyki. Wesprę każdą osobę w takich staraniach. Oblicze branży muzycznej, generalnie mediów zmieniło się radykalnie. Pojawiły się nowe możliwości, czyli w tej pozycji sprzed jakiegoś okresu czasu, kiedy wytwórnia płytowa wydawała jakiś album i zakładała, że publiczność to świat, czyli celem wytwórni było sprzedanie tej płyty do każdego miejsca na całym świecie. Dlatego też radio i telewizja były ukierunkowane w tę stronę, na taką promocję. W tej chwili branża muzyczna stoi przed dużym problemem - ściąganiem muzyki z Internetu, ale pojawiły się nowe możliwości. Możemy korzystać z portali społecznościowych, gdzie może trudno jest zaczynać początkującym, ale każdy może tam wybrać pewną grupę fanów i założyć profil. Malarz, pisarz, czy inny artysta. Muzyk może tam gromadzić osoby, które korzystają z twórczości, niezależnie od tego czy ta muzyka jest grana w radio. Jeśli chodzi o mnie, to od samego początku mojej kariery mało grano mojej muzyki w radio. Czy to w Polsce, czy we Francji, Stanach Zjednoczonych. Muzyka instrumentalna jest zawsze trudnym gatunkiem muzyki dla radia. Za każdym razem, kiedy wydawałem nową płytę ludzie mnie pytali: „A dlaczego ty nie zaśpiewasz? A może zaśpiewaj!”. Ale jak dotąd tego nie zrobiłem i tak zostanie.


X: Czy wie pan, że jutro zagra w dwóch miastach jednocześnie?


Jean Michel Jarre: Dlaczego? (tutaj cała sala wybuchła śmiechem)


X: Ponieważ ta hala jest częściowo w Sopocie, a częściowo w Gdańsku.


Jean Michel Jarre: Aaaa! (śmiech) Spróbuję równomiernie się rozprzestrzenić na prawą i lewą stronę sceny.


[pytanie zadał: Roman Walczak]


Natomiast po konferencji i podpisywaniu płyt, udało mi się jeszcze uwiecznić siebie przewracającego się na zejściu ze sceny i Jeana pomagającego mi utrzymać równowagę (patrz: zdjęcie poniżej). Rozbawiła go trochę ta sytuacja, ale i tak chętnie stanął do zdjęcia…
 

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.