ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

22.10.2010

BLIND GUARDIAN, Steelwing - 19.10.2010, Warszawa (klub Stodoła)

BLIND GUARDIAN, Steelwing - 19.10.2010, Warszawa (klub Stodoła) Po prawie 25 latach kariery, polscy fani mogli zobaczyć niemieckich Bardów z Blind Guardian na żywo. Tym razem nie w Czechach, Niemczech, Estonii, na Węgrzech czy Słowacji, ale w warszawskiej Stodole.


Jest to swoisty fenomen. Jeden z najlepszych i najsłynniejszych zespołów power/heavy metalowych w Europie, po 24 latach kariery, po dziesiątkach tras i setkach koncertów na całym świecie, wydaniu 8 long playów, w końcu trafia do Polski. Miejsca, które do tej pory było białą, wstydliwą plamą na mapie Europy. Bardowie odwiedzili chyba wszystkie możliwe kraje, z wyjątkiem naszego. Co dziwniejsze, pochodzą przecież z Niemiec, a Polska od dawna nie jest przecież koncertowym wypizdówkiem. Co bardziej przerażające, polscy fani od lat należą do najbardziej licznych, świadomych, wiernych i entuzjastycznych zwolenników twórczości BG. Mamy jeden z pierwszych i bardziej prężnie działających fanklubów. Właściwie na każdym większym koncercie w Czechach, widać było pod sceną polskie flagi. Jaka była przyczyna tak długiej nieobecności? Nieudolność naszych organizatorów? Sprawy finansowe? Zapewne prawda leży gdzieś pośrodku.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Rok temu zespół premierowo odwiedził nas na Płockim Cover Festivalu, gdzie był główną gwiazdą. Fanów było co niemiara, ale należy wziąć pod uwagę, że koncerty były darmowe, dlatego też duża część osób była tam po prostu przypadkiem i z ciekawości. Warunki na „ten pierwszy raz” też były raczej średnie (grzęzneliśmy w piasku), a brzmienie takie sobie. Panowie też nie potraktowali nas jakoś wyjątkowo, ani konferansjerką, ani tracklistą. Z dużym niedosytem czekałem więc na pierwszy klubowy koncert Blind Guardian w Polsce.


Skłamałbym, jeśli powiedziałbym że Stodoła była wypełniona do ostatnich miejsc. Dało się zauważyć wolne przestrzenie, których, moim zdaniem, jakieś 6-7 lat temu by nie było. Można nawet wątpić, czy Stodoła by wtedy wystarczyła. Tak to już jest, że z gorszym materiał studyjnym (a niewątpliwie to, co od kilku lat nagrywa BG nie umywa się do starszych dokonań), liczba osób zainteresowanych koncertem, będących w stanie zrobić wszystko, aby tylko pojawić się pod sceną, będzie maleć. Tym bardziej, że średnia wieku obecnej widowni to ok. 20 lat. Może jestem trochę złośliwy, ale po latach niespełnionych obietnic koncertowych, „stara gwardia” sympatyków zaczęła się trochę wykruszać. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że jeszcze jakiś czas temu jednym tchem mógłbym wymienić 20 osób, które pojawiłby się na koncercie – dziś nie byli już tacy chętni. Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr.


Biorąc pod uwagę te wszystkie powyższe rozważania, bardzo cieszyłem się na normalny, klubowy koncert Bardów w Polsce, ale nie spodziewałem się jakiś szczególnych fajerwerków. Ot młodzieńcze marzenia zostały zabite przez bezwzględność koncertowych realiów. Trudno było się spodziewać, że stworzą dla nas jakiś zaskakujący set, różniący się od tego, co grają od kilku lat. Zwłaszcza że to zespół, który lubi trzymać się sprawdzonych, wypracowanych schematów. Kiedy już wydawało się, że będzie to „just another show on this tour”, do akcji wkroczyli polscy fani. To oni rozruszali zespół, który był widocznie zaskoczony postawą przybyłych – każdy tekst, każdą melodię śpiewały chóralnie setki gardeł. W mig łapaliśmy sytuacyjne scenki, jak celebracja urodzin basisty Olivera Holzwartha, kwiaty dla zespołu, czy „wymuszenie” okrzykami aby zagrali „Majesty” (co dziwne - udało się bez większych problemów). Wokalista zespołu, Hansi Kursch, niejednokrotnie dawał znać, że bardzo się cieszą z aż tak dobrego przyjęcia, wątpił czy na tej trasie ktoś pobije pod tym względem Polaków, nieoficjalnie zapewnił po koncercie, że powrócą już w kwietniu następnego roku.

Jeśli chodzi o chronologiczną relację z koncertu, to pierwszy na scenie zameldował się szwedzki Steelwing. Po krótkiej prezentacji „męskiego” oblicza heavy metalu, spod znaku gołych klat, jajogniotów i wysokiego C, na scenę wkroczyli Niemcy. Po krótkiej aklimatyzacji realizatora dźwięku, mogliśmy się cieszyć nienagannym brzmieniem, co ostatnio zdarza mi się doświadczać w Stodole coraz częściej. Oczywiście pojawiły się numery z nowej płyty (niestety dla mnie, aż 3) - w końcu to trasa promująca właśnie nowym album. Prawdziwym apogeum koncertu były jednak jak zwykle stare klasyki, na czele z tymi dynamicznymi, melodyjnymi i „chóralnymi”, jak nieśmiertelne „Welcome to Dying”, „Born In the Mourning Hall”, „Time Stands Still”, czy „Valhalla”. Wspomniałem już o „wybłaganym” „Majesty”, które zagrano w miejsce prześwietnego „Goodbye My Friend”. Żałuje tego niesamowicie, bo dosłownie każdy utwór z okresu 1990-1995, jest miodem na moje uszy. Głos większości rządzi się jednak swoimi prawami. Na koniec otrzymaliśmy oczywiście porcję bisów, która chyba nie zaskoczyła nikogo, kto miał styczność z tym zespołem – „Bard’s Song”, „Lord of the Rings”, czy np. „Mirror Mirror” – te tytuły zna każdy. Dodatkowo należy docenić formę wokalną Hansiego, który po kilkuletnim okresie kryzysu, wziął się za siebie – ściął włosy, zadbał o swój brzuszek, a przede wszystkim zaprzestał „oszukiwania” w każdym numerze, i z dość dużym powodzeniem odważnie stara się wyciągać wysokie i mocne partie, które wszyscy doskonale kojarzymy z materiału studyjnego. Reszta zespołu również bez zarzutu, choć sentyment do mechanicznej i niesłychanie „gęstej” gry Thomena Staucha pozostał (poprzedni perkusista grupy).


Zapewne nie istnieje osoba, która wyszła z tego koncertu nieusatysfakcjonowana. Łącznie z jakim malkontentem jak wyżej podpisany. Świetny występ i atmosfera w Warszawie dobrze rokują na przyszłość. Takie są fakty.
Tymczasem ja wracam do swoich młodzieńczych fantazji, w których Hansi ponownie łapie za bas, a Blind Guardian gra u nas prawdziwie metalowy koncert (albo kilka), katując tylko i wyłącznie stary materiał… Za tyle lat czekania nam się należy! 

 

 

 

 

foto:

Radosław Zawadzki (http://mordimer.wordpress.com)

 

Zdjęcia:

bg2 bg3 bg4 bg5 bg7 bg8 bg9 bg91 bg92 bg93 bg94 bg95 bg96 bg97 bg98
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Mgławica Kalifornia - IC1499 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.