Miałem nie lada dylemat. Startujący właśnie na BBC (polska edycja Knowledge) TopGear sezon 10, czy długo wyczekiwany występ Openspace. Wybrałem koncert. Jako że to była „Wolna środa” czyli wstęp za darmo, koncerty od 21. Chwila przed 9 zespół się jeszcze stroił, ale już wtedy było słychać że coś tam drzemie „pod maską”. Chwila po 9 wystartowali.
Wulkan. No może lekka przesada. Ale było ostro, ciekawie. Zmordowany byłem obowiązkami codziennymi, wiele rzeczy uszło mojej uwadze, ale nie dało się nie zauważyć profesjonalnego podejścia kapeli ... i niedyspozycji głosowej wokalisty. Marcin Korzeniewski obstawiony klawiszami miał dość trudne zadanie, ale pomimo wyraźnych problemów głosowych, na pozostałym polu radził sobie wyśmienicie. Szacunek koledzy, mało który klawiszowiec potrafi śpiewać i grać jednocześnie. A dodam że Marcin jest bardzo dobrym operatorem przycisków. Ma to swoje wady – jednak oczekuje się by wokalista poderwał tłum, w tym wypadku chyba jedynie dewastacją instrumentu ale nie o to chodzi :) Pewnie solidny wokalista by im się przydał, ale nie patrząc na scenę i nie zwracając uwagi na zwierzę sceniczne, można powiedzieć że jest ok.
Pomimo walki z jakimiś dolegliwościami, chłopak dał z siebie wszystko, by tego wieczoru zaprezentować zespół z jak najlepszej strony.
Zestaw utworów to płyta + 2 kawałki, 2 – ale jakie. Konkretne, mocno inspirowane wczesnymi floydami. Co mi przeszkadzało? To co na płycie – Marcin śpiewał w Lengłydżu. Po angielsku brzmiałoby to znacznie lepiej. Ale taka już nasza słowiańska językowa uroda. Znaleźć dobrego wokalistę śpiewającego po angielsku to sztuka. Generalnie już wokalistę znaleźć graniczy z cudem :). To co było najciekawsze to praca zespołu. Nad wyraz skromny ale bardzo dobrze zgrany z instrumentem Rafał Szulkowski. Instrument posłuszny, pałeczki - mógł ich nie używać. Zestaw zdawał się sam grać, nawet wpadka, dość poważna - została przez publikę potraktowana jako element improwizacji – w pewnym momencie zespół wszedł arytmicznie do perkusji, tak świetnego wyjścia nie słyszałem. Żadne tam „Sorry, chłopaki to jeszcze raz” - wyszło znacznie lepiej i ciekawiej niż na płycie, Rafał doskonale poradził sobie z zamaskowaniem wpadki i wyprowadzeniem reszty do rytmu. Od tego momentu mocniej przyglądałem się reakcjom publiczności.
Klub Od Zmierzchu Do Świtu to bardzo specyficzne miejsce. Dobra akustyka samego klubu zachęca do grania, scena nie za duża co może być kłopotliwe w przypadku przeładowanych instrumentami zespołów i grania z supportami. Ale takie rockowe brzmienia, z elementami bluesa, jazzu, progress są tu bardzo mile widziane. Ale fakt że są otwarci, zapraszają zespoły w wolne środy, jest bardzo dobrze odbierane przez osoby odwiedzające klub. Z tą większą radością obejrzałem bardzo dobrego występu zespołu Openspace. Także żywa była reakcja słuchaczy, którzy przyszli już obeznani z twórczością zespołu. Za to dwa nowe kawałki hmmmmm. Nie będę porównywał ich do „zagranicznych gwiazd”. Bardzo ciekawe, gdyby mieli wystąpić przed RPWL czy Ptree – obawiam się hasła „never more support band from Poland!”. Już kiedyś je słyszałem ale przy okazji innych zespołów. Te dwa kawałki rzuciły nowe spojrzenie na twórczość i przyszłą drogę zespołu, z efektami i slide'ami w stylu Wright/Mason czy S.Wilson. Szkoda, że nie załapali się na granie przed RPWL, mam nadzieję że uda się następnym razem. Na koniec bis. Zespół załapał się do grona tych, które w Wolną środę grają bisy. Na wyraźne wręcz żądanie publiczności powtórzyli jeden z utworów. Po koncercie, w poszukiwaniu karmy dla muzyków udaliśmy się na pobliski wrocławski Rynek. Nie powiem – chłopaki mieli dzień pełen wrażeń. Raz występ w takim klubie, dwa widok Placu Solnego, gdzie kwiatka dla lubej można kupić o dowolnej porze 365 dni w roku 24/dobę. Na szczęście w mieście Wratysława można kupić po północy kebaba, mamy dwie czynne kebabownie na rynku. Ja byłem zachwycony koncertem, zespół – iluminacją nocną Wrocławia. Jeżeli macie sposobność obejrzeć występ – polecam :)