ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 07.11 - Kraków
- 08.11 - Opole
- 09.11 - Bielsko-Biała
- 10.11 - Zabrze
- 11.11 - Łódź
- 15.11 - Gniezno
- 16.11 - Kłodawa Gorzowska
- 17.11 - Zielona Góra
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 08.11 - Warszawa
- 09.11 - Kraków
- 08.11 - Sosnowiec
- 09.11 - Pszów
- 10.11 - Częstochowa
- 09.11 - Warszawa
- 10.11 - Siedlce
- 10.11 - Końskie
- 16.11 - Bydgoszcz
- 11.11 - Wrocław
- 11.11 - Kraków
- 11.11 - Warszawa
- 17.11 - Kraków
- 19.11 - Kraków
- 20.11 - Warszawa
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 24.11 - Warszawa
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Warszawa
 

koncerty

27.11.2007

CETI, Gutter Sirens, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007, godz.19.00

CETI, Gutter Sirens, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007, godz.19.00 Dziwny jest ten świat…, chciałoby się zaśpiewać za Czesławem Niemenem, rozpoczynając relację z kieleckiego koncertu CETI. No bo dziwny był to wieczór, dziwne miejsce i dość dziwne okoliczności… Z tych „dziwów” wróciłem jednak spełniony i uzbrojony w przekonanie, że dobra muzyka zawsze się obroni, a profesjonalizm muzyków wychodzi w najtrudniejszych dla nich chwilach.

Do rzeczy, panie… do rzeczy! Zacznę od miasta, gdyż kolejna biała plama na mojej koncertowej mapie została zaczerniona. Pierwszy raz bowiem dotarłem do Kielc, aby lekko stępić mój słuch ciężkimi dźwiękami. Nie pamiętam czy redakcyjni koledzy „nadawali coś z Kielc”. Mniejsza o to. Artrock.pl w każdym bądź razie dociera nie tylko do Warszawy, Bydgoszczy, Krakowa czy Wrocławia ale także i tam, gdzie… diabeł mówi dobranoc. To ostatnie powiedzonko, mające jak wiemy swoje przenośne znaczenie nabrało tego dnia dosłowności. Otóż klub, w którym odbywała się impreza nosi nazwę „Mefisto”!!! Pomieszczony na czwartym piętrze wielkiego domu towarowego w centrum miasta, przekonuje całkiem klimatycznym i diabelskim wnętrzem. Szkoda tylko, że nie ma w nim piekielnych temperatur… ale o tym może za chwilę.

Tym razem mocno powątpiewałem w prawdziwość znanego z dosłowności stwierdzenia „piździ jak w Kieleckiem” (przepraszam urażonych ale myślę, że dosadność powiedzonka jest wszystkim znana). Czysta i sucha jak lustro droga nie zwiastowała niczego niedobrego. Tymczasem 15 kilometrów przed Kielcami rozszalała się taka śnieżna kurzawa, że samochodowy prędkościomierz natychmiast zaczął pokazywać inne…, niższe wartości. Tymczasem powiedzonko, nawet po wejściu do klubu, zaczęło żyć własnym życiem. Takiej zimnicy w rockowym klubie dawno nie spotkałem. Nawet założona pośpiesznie, świeżo zakupiona przy fajnie zaopatrzonym w ciężko-metalowe płyty sklepiku, koszulka nie zapewniła mi termicznego komfortu.   

Ukazanie się „(…) perfecto mundo (…)”, ostatniego krążka CETI mocno mnie zelektryzowało, co zresztą wyraziłem poprzez wysoką recenzyjną notę. Mimo, iż na co dzień pasjonują mnie nieco inne dźwięki, album skutecznie zachwycił moją skromną osobę swoją potęgą, bogactwem i światowością, dawno nie widzianą na polskim rynku w tej muzycznej, metalowej lidze. Poprzysiągłem sobie, że gdy tylko CETI ruszy w trasę z promocją owego krążka, także i ja na niej się pojawię.

No i się pojawiłem. Ze sporym, prawie godzinnym poślizgiem, jako pierwsza na scenę wyszła podlaska grupa Gutter Sirens. Mający już na swoim koncie dwie bardzo udane płyty kwintet zaserwował kawał melodyjnego i klasycznego powermetalu. Choć na świecie mamy zalew takiej muzyki, w Polsce, panowie z Białej Podlaskiej mają śladową konkurencję. Ponieważ ich ostatni krążek „Horror Makers” ujrzał światło dzienne w ubiegłym roku, nie dziwiło oparcie pięćdziesięciominutowego występu na tym właśnie materiale. Pojawiły się zatem „Towards The Dark Eternity”, „The New Horizon”, “The Power Of Inspiration” czy tytułowy „Horror Makers”. Panowie na scenie prezentowali się bardzo rzetelnie (zresztą do takiej muzy przeciętne umiejętności to za mało) i solidnie, machając kiedy trzeba piórami. Szkoda tylko, że coś się stało akustykowi. Podwójna szkoda, że tym czymś były… uszy. Staliśmy czasami w tym samym miejscu i miałem wrażenie, że słuchamy innego koncertu. Było masakralnie za głośno, co przy szybkich utworach zaaranżowanych na dwie gitary, klawisze i galopujące stopy musiało tworzyć jedną, mało selektywną masę dźwiękową. Lepiej było, gdy panowie zwalniali. Ślicznie zabrzmiała przejmująca ballada „The Death Of The Day”, w której na krążku gościnnie zaśpiewał nie byle kto, gdyż sam Goran Edman. Pod akustyczną gitarkę „podłączył się” Mariusz Czarnomysy, a Doman – wokalista zespołu, ubrany stosownie w bluzę Savatage – poinformował słuchających, że tym razem z kawałkiem będzie musiał zmierzyć się sam. I choć w wyższych rejestrach nie zawsze było czysto (może ze względu na panujący ziąb), klimat kawałka pozostał. Ostatnim utworem Gutter Sirens oddali hołd swoim mistrzom ze Stratovarius wykonując jeden z jego rozbudowanych kawałków.

Po kwadransie, równiutko o 21, zaczęły wybrzmiewać pierwsze dźwięki „(…) intra nost est” czyli symfoniczno-operowego intro rozpoczynającego ostatnią płytę Grzegorza Kupczyka i jego CETI. Pozostało już tylko czekać na uderzenie kolejnego w zestawie „Deja Vu”, które „zgodnie z planem” nastąpiło. Zrobiło się miluchno, gdyż głównie na dźwięki z „(…) perfecto mundo (…)” czekałem! Tymczasem męska część kapeli okraszona rodzynkiem w postaci grającej na klawiszach Marihuany nie zwalniała tempa. Powermetalowy „Stolen Wind” zatrząsł ścianami niewielkiego klubu. Inna sprawa, że pan akustyk ponownie postanowił wystąpić w głównej i mało chlubnej roli. Bębenki w uszach chciało rozerwać, a i słyszalność poszczególnych instrumentów pozostawiała wiele do życzenia. Szkoda, że piękne gitarowe solówki Bartiego Sadury zostały na tyle skutecznie „schowane”, że czasami musiałem się ich domyślać, tym bardziej, że niekiedy zostały zagrane zupełnie inaczej niż w wersjach studyjnych. Imponował za perkusyjnym zestawem Mucek. Już wychodząc na scenę w niebieskiej koszulce z obciętymi rękawami wywoływał we mnie trwogę. Arktyczne temperatury wprawiały mnie, ubranego na cebulkę, w dreszcze. On tym czasem zabrał się za robotę tak intensywnie, że już po paru minutach nie dziwiłem się skąd u niego takie skromne wdzianko. Wróćmy jednak do setlisty. Z „(…) perfecto…” usłyszeliśmy jeszcze „Ride To Light”, „The Gardens Of Life 1” i urzekającą balladę “Paradise Lost”. Jej wykonanie było dla mnie najpiękniejszym fragmentem koncertu. Były też i rzeczy starsze, takie jak „Pieśn pustyni”, „I Know” czy zagrane na koniec „Życie i tron”. Czas na słowo o osobowości tego koncertu. Trudno zliczyć na ilu płytach Grzegorz Kupczyk – bo o nim mowa – imponował swoim głosem. Chęć usłyszenia „Tego Głosu” na żywo i zetknięcia się – nie boję się tego powiedzieć – z legendą naszej metalowej sceny, była dla mnie silnym magnesem. I co? I nie zawiodłem się. Choć wspomniany pan akustyk skutecznie wszystko chciał popsuć (faktycznie momentami zrozumienie tekstów śpiewanych przez wokalistę CETI graniczyło z cudem), nie udało mu się zniszczyć autentycznej szczerości jaka biła od pana Grzegorza. I widać to było na każdym kroku. Choć tego wieczoru „Mefisto” odwiedziło, delikatnie mówiąc, niewielu fanów, specjalnie przywdział metalowy uniform (rozpięta koszula z szarego atłasu i obowiązkowe skórzane, czarne spodnie), angażował się w każdy utwór (choć dla wielu frontmanów byłoby to trudne), to stając jedną nogą na odsłuchach, to imitując grę gitarzysty równolegle z Sadurą. A już zupełnie mnie urzekł, gdy tuż po zakończeniu koncertu podziękował wszystkim, którym chciało się przyjść i przekazał im swój ogromny szacunek. Wiem… trochę słodzę, ale taka skromność cechuje nielicznych z takim bagażem scenicznych doświadczeń.

Nie był to koncert moich marzeń. Niska frekwencja, takoważ temperatura w klubie i nagłośnienie pozostawiające wiele do życzenia smuciły, a jednak… gdzieś ten wieczór pozostanie we mnie na długo. Może dlatego, że w tych trudnych dla ambitnego grania czasach (bo przecież nie dla dysko-techno sieczki), mimo wszystko zwyciężyła muzyka? Pewnie tak. I dobrze, że mimo wielu przeciwności są jeszcze tacy, którym chce się ją grać.

 

Zdjęcia:

CETI, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 Grzegorz Kupczyk (Kielce 2007) CETI, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 Grzegorz Kupczyk (Kielce 2007) CETI, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 CETI, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 Gutter Sirens, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 Gutter Sirens, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 Gutter Sirens, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 Gutter Sirens, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007 Gutter Sirens, Kielce, klub „Mefisto”, 15.11.2007
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.