ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

felietony

10.11.2007

JEDEN SAMOTNY GŁOS

Biografia Raya Wilsona, część VII

VII Odkurzyć stary szyld

Wilsona ciągnęło w stronę cięższej muzyki. Pomijając może kilka fragmentów „The Next Best Thing” można zaryzykować stwierdzenie, że jego dwie studyjne płyty były raczej lekkie, co w perspektywie całej kariery jest trochę mylące. Ray zawsze dobrze czuł się w mocniejszych odmianach rocka, co potwierdzały przecież albumy „Minds Eye” i „Millionairhead”. Skoro więc „Change” i „The Next Best Thing” były zdominowane przyjemnym, melodyjnym i zwykle balladowym graniem, przyszedł czas, żeby Wilson pokazał znów bardziej zdecydowanie swoje hardrockowe oblicze. Wokalista już w 2005 roku zapowiadał powrót w cięższe rockowe rejony, ale stwierdził, że nie będzie nagrywał nowego materiału pod własnym nazwiskiem i sięgnie raczej po szyld Cut, albo po niefunkcjonującą od ponad dziesięciu lat nazwę....Stiltskin.
Pierwszym, bardzo ważnym elementem nowej układanki był niejaki Peter Hoff, niemiecki producent pracujący w studiu Benztown w Stuttgarcie. Ray poznał Hoffa podczas pracy nad drugim solowym albumem. Niemiec jest autorem remixu kompozycji „These are the changes” i Wilson pamiętając rezultat tamtej pracy Hoffa był przekonany, że przy nagrywaniu hardrockowego materiału ten właśnie producent będzie odpowiedni.
Niebawem zmaterializowały się także zapowiedzi reaktywacji starego szyldu. Ray sięgnął jednak, ku sporemu zdziwieniu fanów, po nazwę Stiltskin, co początkowo nie bardzo podobało się założycielowi tego zespołu, Peterowi Lawlorowi. Wilson opowiadał o całej sytuacji: Peter nie miał już praw do szyldu, nie odnowił ich, więc ja je po prostu odkupiłem. Na początku był trochę zły, ale później pogadaliśmy i powiedziałem mu, że jeśli chce może dołączyć do zespołu i będziemy pracować razem. Dobrze nam się rozmawiało, ale on jednak nie chciał w tym uczestniczyć.
Ray chyba odetchnął wówczas z ulgą gdyż pod koniec 2006 roku tak mówił o możliwości ponownej współpracy ze starym składem Stiltskin: To byłby koszmar. Z resztą to był koszmar kiedy graliśmy ze sobą oryginalnie. Koncerty byłyby dla mnie czymś bardzo stresującym. My nigdy nie byliśmy wielkimi przyjaciółmi.
Wokalista w celu skomponowania materiału na nowy album Stiltskin, planował podjąć współpracę z kilkoma gitarzystami, ale skoro autor większości materiału z płyty „Minds Eye” nie był zainteresowany, Ray musiał szukać kogoś innego. Drugim ważnym elementem nowej układanki stał się więc niemiecki gitarzysta Uwe Metzler, mający w swojej biografii m.in. współpracę z Turntablerocker, zespołem z którym Szkot w 2002 roku nagrał piosenkę „Love Supreme”. Skład dopełnili starzy znajomi- klawiszowiec Irvin Duguid, perkusista Nir Zidkyahu i basista Alvin Mills.
Największy udział w skomponowanym materiale, obok Raya, miał Uwe Metzler, którego nazwisko figuruje aż przy dziewięciu kompozycjach z albumu. Niemiecki gitarzysta napisał sporą część muzyki. Ray, jak to ma w zwyczaju, wymyślił większość melodii i stworzył w całości jeden utwór („Show Me The Way”). Spore piętno na całości odcisnęli także Hoff i Spence.
Podczas ostatnich koncertów 2005 roku Ray wykonywał już nową piosenkę napisaną z myślą o Stiltskin- „Lemon Yellow Sun”. Tak miał też brzmieć tytuł całego albumu, ale Szkot później porzucił ten pomysł i płytę zatytułował „She”.
Pełną tracklistę nowego wydawnictwa świat poznał już pod koniec stycznia, a internetowa premiera „She” wypadła 31 marca 2006 roku. Wilsona nie obowiązywała już umowa z InsideOut, więc wydanie i dystrybucja płyty spoczęły na jego głowie. Problem dystrybucji rozwiązano w ten sposób, że od 31 marca można było cały album ściągnąć w formie mp3 ze strony internetowej, lub zamówić za pośrednictwem specjalnego formularza, także dostępnego na oficjalnej witrynie. Wilson w formie promocji i zachęty podarował słuchaczom jedną darmową mp3- nagranie singla „Lemon Yellow Sun”. Normalną, sklepową premierę „She” zaplanowano dopiero na październik.
Ray zadbał o to, żeby już pierwszy zamieszczony na płycie kawałek uzmysłowił słuchaczom, że nie mają do czynienia z jego trzecim solowym albumem. Najpierw chaotyczne klawiszowo- gitarowe dźwięki i około trzydziestej sekundy zdecydowane uderzenie ciekawego riffu gitary Metzlera i bębnów Nira Zidkyahu. Gdy po chwili dołączy do tego jeszcze świetny zaśpiew Raya otrzymujemy w sumie bardzo obiecujące otwarcie płyty. Drugi w kolejności „Taking Time” to jakby druga twarz „She”. Tu nie jest już tak ostro, nie ma ciętego riffu, ale nadal jest ciężko, a to za sprawą znakomitego wokalu, rytmicznie pracujących gitar i wyraźnego klawiszowego tła.
I taki jest cały album. Albo bardziej cięte granie w stylu „Fly High”, albo ciężkie, powolne jak w „Taking Time”. Do tej pierwszej grupy należy zaliczyć jeszcze, przywodzący nieco na myśl dokonania kapel nu-metalowych, „Sick And Tired”, w którym gościnnie udzielił się raper Adonis Star i „Wake Up Your Mind”. Z drugiej grupy utworów znakomicie brzmią „Constantly Reminded” i „Summer Days”. Ten ostatni ma dość typową dla Raya melodykę, ale ubrany jest w zdecydowanie mocniejsze dźwięki.
Ciekawie brzmi kawałek tytułowy, w którym Ray śpiewa trochę pod Davida Bowie. Singlowy „Lemon Yellow Sun” niezbyt pasuje do reszty albumu, podobnie jak „Show Me The Way”, zrobiony trochę pod Coldplay. Nie zmienia to jednak faktu, że są to solidne propozycje, niezaniżające dobrej oceny całej płyty.
Jeszcze przed opublikowaniem „She”, Wilson, także w formie mp3, udostępnił kolejną płytę „na żywo”. To nie było już regularne wydawnictwo, a jedynie ciekawostka dla najwierniejszych fanów. Szkot wpadł na pomysł, żeby uwydatnić znaczenie historii, którymi już od dłuższego czasu ubarwia swoje solowe koncerty. Dlatego na płytkę „An Audience And Ray Wilson” trafił zapis akustycznego występu z radiowej trójki z 2003 roku, a każdą z piosenek poprzedza krótka opowiastka.
Mimo prac nagraniowych i wydawniczych Wilson nie zaniedbywał swoich fanów i ciągle bardzo dużo koncertował. Na początku roku z akustycznymi recitalami odwiedził Szwajcarie, Austrie i tradycyjnie Niemcy, a w maju ruszył już z pełnym zespołem w pierwszą od wielu lat dużą trasę po Wielkiej Brytanii. Na przestrzeni maja i czerwca grupa Wilsona, w której po raz pierwszy zabrakło brata Steve, zagrała prawie trzydzieści koncertów, odwiedzając m.in. Glasgow, Burnley, Cardiff, Milton Keynes i rodzinne miasto braci MacMillan, Dumfermline.
Tournee było sukcesem, mimo że Wilson miał pewne obawy. Promotor trasy reklamował koncerty fullbandu Raya jako „world of Genesis”, co niezbyt odpowiadało wokaliście, który chyba miał pewne wątpliwości, czy brytyjska publiczność przyjmie go ciepło, jako „spadkobiercę” repertuaru Genesis: nie chciałem tego robić pod szyldem „world of Genesis”, ale ostatecznie poszedłem na kompromis. Gdy ruszyliśmy z koncertami okazało się, że ludzie reagują pozytywnie. Ostatecznie podzieliłem repertuar pół na pół, pięćdziesiąt procent Genesis i pięćdziesiąt moje kompozycje i ludzie byli z tego zadowoleni. Piosenka „Change” wypadła zadziwiająco dobrze. Myślę, że zdobyłem kilku nowych fanów”.
Miejsce Steve Wilsona w zespole zajął gitarzysta Ali Ferguson. Ray w lipcowym wywiadzie udzielonym fanklubowi „it” tłumaczył powody tej ważnej roszady: Niestety wydaje mi się, że nasza współpraca ze Stevem dobiegła końca. Wymagałem od niego więcej niż był w stanie mi dać muzycznie. Np. podczas brytyjskiej trasy chcieliśmy zagrać oryginalną wersję „Ripples” i potrzebowałem kogoś kto naprawdę potrafi zagrać tego typu rzeczy. To nie jest w stylu Steve’a, on gra bardziej bluesowo. Tak naprawdę nic się między nami nie zmieniło, ciągle kocham swojego brata, ale uważam, że będzie lepiej dla nas obu jeśli nie będziemy już współpracować.
Nieco inne powody rozstania przedstawił kilka miesięcy później dziennikarzowi „Teraz Rocka” Michałowi Kirmuciowi: Ja i Steve jesteśmy braćmi, kochamy się i jednocześnie walczymy. Jeździliśmy ze sobą w trasy i w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że odbija się to na naszych relacjach rodzinnych. Nie mogę powiedzieć, że już nigdy nie będziemy ze sobą pracowali, bo pewnie wcześniej czy później do tego dojdzie, ale musimy od siebie odpocząć.
Ali Ferguson, następca Steve’a, trafił do zespołu dzięki znajomości z braćmi McMillan. Podobnie jak oni mieszkał w szkockim Dumfermline. W przeszłości współpracował m.in. z muzykiem folkowym Dougiem MacLeanem. Ray był zadowolony z pierwszych efektów współpracy z Fergusonem, porównywał nawet jego styl gry, z lirycznym, melodyjnym stylem Davida Gilmoura. Fani, którzy widzieli wiosenne, brytyjskie koncerty twierdzili, że Ali gra niektóre partie gitarowe starego Genesis, bardziej hackettowsko niż sam Steve Hackett.
Zmiana na stanowisku „wiosłowego” w zespole mogłaby sugerować, że koncerty stały się lżejsze, liryczne. Nic bardziej mylnego, bo choć styl gry Ali Fergusona porównywalny jest do brzmień spod znaku Davida Gilmoura, to jednak już latem 2006 roku coraz głośniej mówiło się o tym, że Wilson na żywo brzmi ciężej niż zwykle.
Tymczasem Szkot zapowiadał, że to początek brzmieniowych zmian: jesienne koncerty będą cięższe. Latem graliśmy cztery kompozycje z albumu Stiltskin, ale dopiero jesienią będziemy mieli w składzie Uwe Metzlera, to będzie dodatkowy „kop”. Prawdopodobnie trzy czwarte repertuaru będzie cięższa. Zagramy np. „Another Day” w wersji Cut- tak Ray reklamował jesienną trasę pod szyldem Ray Wilson and Stiltskin, która ponownie, oprócz kilkunastu miast niemieckich, miała obejmować wrocławski klub „Od zmierzchu do świtu”.
Trzeci występ Szkota we Wrocławiu diametralnie różnił się od dwóch poprzednich. Na scenie nie było tym razem Irvina Duguida i Steve Wilsona. W ich miejsce pojawili się gitarzyści Ali Ferguson i Uwe Metzler. Poważne zmiany zaszły też w repertuarze. Publiczność miała przyjemność usłyszeć na żywo olbrzymi fragment twórczości Stiltskin, zarówno tej premierowej z płyty „She”, jak i tej starej z „Minds Eye”. Hardrockowy materiał wypełnił większość setu.
Jako, że wrocławscy fani ponownie dopisali, wokalista zdecydował się ruszyć dalej w Polskę i już wiosną 2007 roku odwiedził Bydgoszcz, Poznań i Sopot.
W maju Ray miał szansę wystąpić przed liczniejszą publicznością. Dziesięć wieczorów rozgrzewał fanów The Cramberries i Dolores O’Riordan przed solowymi koncertami tej ostatniej.
W czerwcu znów przyjechał do Polski by zagrać w Warszawie, Gdańsku i Poznaniu. Szczególnie ten trzeci wieczór był symboliczny, gdyż tego samego dnia, 21 czerwca, w Chorzowie wystąpił reaktywowany zespół Genesis… Mimo tak potężnej konkurencji, na poznańskim występie publiczność dopisała.

….

Wilson ciągle intensywnie koncertuje, głównie w Niemczech. W 2007 roku być może przekroczy magiczną liczbę stu zagranych koncertów. W listopadzie lub grudniu ponownie przyjedzie do Polski.

Maurycy Nowakowski


(w tekście wykorzystano fragmenty wywiadów, recenzji i relacji pochodzących m.in. z gazet, pism i portali internetowych: „Teraz /Tylko Rock”, rockmetal.pl, artrock.pl)
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.