8 lat minęło od pierwszego koncertu Bokki, na którym byłem. W tym czasie zespół wydał kolejne trzy płyty, z których ostatnia to swego rodzaju ścieżka dźwiękowa do nieistniejącego filmu o zbliżającym się końcu świata. Niestety sprawy codzienne tak mnie pochłonęły, że kompletnie nieświadomy byłem, że przyszłoroczny koncert odbędzie się już za tydzień - tym większe podziękowania dla mieszczącego się pośrodku katowickiego ronda klubu Królestwo, który umożliwił uczestnictwo w tym wydarzeniu.
Przed zespołem Bokka wystąpił Decadent Fun Club. Lider zespołu, Paveu Ostrovsky, między utworami wyjawił swój perfidny plan na fanów - bo jak opowiedział, są trzeci raz w Katowicach. Na pierwszym koncercie było 4 fanów, na drugim 1 fan więc "podłączyli" się pod zespół Bokka, by zyskać nowych fanów. Co do drugiego koncertu to trochę naciągane, gdyż na ten koncert też się wybierałem ale z powodów pandemicznych został "zamknięty". Klasycznie występ rozpoczął się od utworu "How does it feel", w setliście znalazł się też cover Maanamu - "Paranoja jest goła". Jedynie zabrakło mi "Love Will Burn Us All", ale mimo tego była to bardzo miła rozgrzewka.
"Dobry wieczór Kato" usłyszałem. Zespół Bokka przemówił! Oczywiście głosem zniekształconym i przetworzonym ale to miła odmiana od suchych napisów z projektora, dzięki temu mieliśmy znacznie większą interakcję, usłyszeliśmy także opowieści wokalistki o historii powstawania płyty już od 2019 roku, poprzez pandemię i wojnę na Ukrainie. Mieszkańcom Ukrainy został zadedykowany utwór "Town of Strangers", wykonany w zupełnie odmiennej, spokojniejszej i spowolnionej wersji.
Dodatkowo czas koncertu zbiegł się z pełnią księżyca, tak więc oprócz olbrzymiej księżycowej kuli zawieszonej na scenie, także nasz naturalny satelita prześwitywał przez szczeliny w zasłonach okien.