ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

14.12.2017

KORTEZ, Łódź, Wytwórnia, 09.12.2017

KORTEZ, Łódź, Wytwórnia, 09.12.2017 Czasami jest tak, że jadąc na koncert jestem absolutnie wyciszona. Jakby ktoś wcisnął na odtwarzaczu rzeczywistości przycisk ‘Mute’. 9 grudnia przepływałam między ludźmi z poczuciem, że nikt nie może mnie dotknąć, że jestem zupełnie gdzieś indziej. Poza wszystkim, a jednocześnie bardzo w świadomości, że przemierzam chłodne, zabrudzone ulice Łodzi w konkretnym celu, którego jeszcze nie uchwyciłam. Póki co były fakty – Wytwórnia i wyprzedane wejściówki na Korteza.

Wszedł na scenę jak zwykły chłopak z bramy, choć wtórowały mu przy tym setki gardeł i gromkie brawa. Magia zaczęła się już od pierwszych dźwięków. Początkowo niektórzy jeszcze próbowali śpiewać wraz z artystą, jednak po kilku minutach zamilkli onieśmieleni emocjami emanującymi ze sceny. Choć tam, na pierwszy rzut oka nic się nie działo. Łukasz Federkiewicz był bardzo zachowawczy, usztywniony. Po krótkim „Dobry wieczór” po prostu robił swoje. Prawdopodobnie gdyby na koncert przyszło dziesięć osób, a nie cały klub, zachowywałby się identycznie. Całkowicie zanurzony w dźwiękach i przekazie. Jednocześnie był to swoisty performance, gdzie na pierwszym planie nie była osoba, tylko to, co ma do powiedzenia swoją twórczością. Światła dopełniały to w sposób wręcz fenomenalny. Dawno nie widziałam tak zgrabnej, intensywnej, ale jednocześnie nienachalnej i zwyczajnie ładnie dogranej oprawy koncertu. Pod kątem akustycznym również był to bardzo przyjemny koncert, brzmienie instrumentów było klarowne i otulające, a wokal utrzymywał się wyraźnie na froncie, dzięki czemu każde słowo wbijało się w słuchaczy drobnymi szpilkami, rozszerzając źrenice i powodując dreszcze wzruszenia.

Przez dwie godziny koncertu pojawiły się słynne już hity z debiutanckiej płyty Bumerang (2015), takie jak „Pocztówka z kosmosu”, „Od dawna już wiem”, „Zostań”, „Dla mamy” czy „Z imbirem”, ale też wiele utworów ze świeżo wydanego albumu Mój dom (premiera miała miejsce 3 listopada 2017). Można było usłyszeć „Pierwszą”, „Dobrze, że cię mam”, „We dwoje”, „Dobry moment”, „Trudny wiek” czy też „Wyjdź ze mną na deszcz”. Każdy z tych utworów poprzez przepiękne aranżacje bardzo delikatnie dobijał się do świadomości, przyciągając bliżej to co trudne, bolesne i raniące ostrymi krawędziami. Mimo że sala koncertowa była wypełniona po brzegi, Kortez wytworzył tam niesamowite poczucie intymności. Miałam wtedy taką myśl, że niektóre dłonie spotykają się tylko w ciemności, niektóre spojrzenia ocierają się o siebie tylko w oślepiającym rozbłysku świateł. Wszyscy zgromadzeni dostali własne kokony, w których mogli oglądać swoje emocje z każdej strony i przeżywać je wciąż od nowa. Powierzchnie oczu pękały, słone ścieżki na policzkach były jak najbardziej na miejscu. Staliśmy się sobie nagle bardzo bliscy, ze swoimi skrzętnie ukrywanymi bliznami, z tym wszystkim co straciliśmy, choć wierzyliśmy, że to zostanie z nami na zawsze, z zastygłymi na wargach słowami, które już nigdy nie padną.

Wychodząc z klubu w mroźną noc, w powietrze wypełnione resztkami papierosowego dymu i w tuman drobnego śniegu, zrozumiałam, że poszłam na ten koncert przede wszystkim w celu ponownego odszukania samej siebie w emocjonalnym chaosie. Chciałam zrozumieć swoje oderwanie, swoją przezroczystość i efemeryczność tego dnia, i to się udało poprzez zwykłe wzruszenie. Zburzenie muru. Odblokowanie czucia. Kortez dał jeden z najpiękniejszych koncertów na jakim dane było mi się znaleźć. Subtelny, dotykający, nieprzegadany, muskający, oczyszczający i scalający serca. Absolutnie fantastyczne doznanie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.