ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 24.11 - Kraków
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

30.08.2016

AVANTASIA, NIGHTWISH, SABATON, PERFECT…, Czad Festiwal, Straszęcin, 25-28.08.2016

AVANTASIA, NIGHTWISH, SABATON, PERFECT…, Czad Festiwal, Straszęcin, 25-28.08.2016

Nie ukrywam, że na tegoroczny Czad Festiwal dotarłem głównie dla Avantasii - projektu Tobiasa Sammeta. I to przede wszystkim jej występu będzie dotykała ta relacja, niemniej w ciągu tych paru upalnych dni udało mi się zobaczyć w Straszęcinie kilka innych ciekawych koncertowych wydarzeń, o których też trochę słów tu padnie…

Występ Avantasii był wyjątkowy przynajmniej z kilku powodów. Projekt dotarł do naszego kraju po raz pierwszy w historii. Do tego koncert ten okazał się ostatnim na długiej światowej trasie koncertowej Avantasii obejmującej obie Ameryki, Europę i Azję, promującej ostatni, wydany w tym roku album, Ghostlights (dołączony do tegoż tournée nieco później, nie znalazł się niestety na T-shirtach Avantasii, które można było nabyć w Czad Shopie). Rolę tych faktów wielokrotnie podkreślał ze sceny sam Tobias Sammet. Żeby tego było mało scenę przygotowano z ogromnym rozmachem ustawiając na niej kamienny, szary mur, nad którym górowały dwie stylowe arkady, a cały jej tył wypełniała ogromnych rozmiarów grafika z płyty. Najważniejsze jednak, że lider przywiózł ze sobą do Straszęcina absolutnie gwiazdorską obsadę. Wśród trzynastu osób na scenie pojawili się Jorn Lande (ex-Masterplan), Bob Catley (Magnum), Eric Martin (Mr Big), Michael Kiske (ex-Helloween), Ronnie Atkins (Pretty Maids), czy Sascha Paeth współpracujący między innymi z Edguy, Gamma Ray, czy Kamelot. Jedyną występującą panią była natomiast Brazylijka Marina La Torraca, która zastąpiła Amandę Somerville. No i najważniejsze - koncert, który oficjalnie miał się odbyć w sobotę między 21:30 a 23:00 rozrósł się do dwóch godzin będąc chyba najdłuższym występem festiwalu.

Ten rozpoczął słynny fragment dzieła Richarda Straussa Tako rzecze Zaratustra (wykorzystany w filmie 2001: Odyseja kosmiczna Stanleya Kubricka), który tylko podgrzał atmosferę. Przy entuzjazmie publiczności na scenie systematycznie pojawiali się kolejni instrumentaliści i wokaliści odpowiadający za dodatkowe wokale. Emocje sięgnęły jednak zenitu, gdy na centralnie zbudowanych schodach pojawił się sam Tobias Sammet, rozpoczynając otwierający ostatni album Mystery Of A Blood Red Rose, w którym zresztą dołączył do wokalisty Ronnie Atkins. Następne kompozycje przynosiły kolejne wyjątkowe momenty, bowiem Sammet z wielką pompą zapowiadał kolejne gwiazdy. W Invoke The Machine pojawił się Michael Kiske, w The Great Mystery Bob Catley, w The Scarecrow i Promised Land Jorn Lande a w Dying For An Angel Eric Martin. Kapitalną wokalną formą imponował Jorn, wcale nie ustępowali mu jednak witalnością Atkins i Kiske ubrany w czerwoną skórzaną kurtkę. Bardziej statecznie prezentował się natomiast (choć w lanserskiej niebieskiej marynarce, dżinsach I trampkach) mocno nadgryziony upływem czasu Catley. Niemniej jego zmęczony głos, tak znany z płyt Magnum, brzmiał bardzo stylowo. Repertuar mógł zadowolić fanów, bowiem wybrzmiały jeszcze choćby Ghostlights, Avantasia, Lost In Space czy zaśpiewany finalnie przez wszystkich na scenie Sign of the Cross / The Seven Angels. Choć nie był to koncert, który zgromadził największą rzeszę fanów podczas festiwalu, muzycy mieli znakomite przyjęcie i na twarzach ich, a szczególnie Sammeta, widać było zadowolenie. Ten z dużą atencją podsumowywał trasę i przedstawiał muzyków oraz wokalistów (wiadomo, każdego w stylu „one and only” :) ). Wrażenia dźwiękowe pominę, bowiem cały występ spędziłem pod samiuteńką sceną. A tam wcale najgłośniej i najselektywniej nie było. Przetrenowałem to na kilku innych koncertach. No ale… coś za coś.  Cóż, historyczny występ Avantasii w Polsce można zaliczyć do bardzo udanych, kto go odpuścił, może tylko żałować.

To jednak nie jedyne atrakcje, które dane było mi zobaczyć wciągu tych kilku sierpniowych dni. Piątkową gwiazdą Dużej sceny był fiński Nightwish, z którym bliższy kontakt zakończyłem na poziomie ostatniego albumu z Tarją. No i trochę mi tu jej brakowało, choć Floor Jansen jak najbardziej dawała radę. Zgromadzili liczniejszą publikę, niż wspomniana Avantasia, mieli też entuzjastyczne przyjęcie, jednak skończyli zaskakująco wcześnie, 10 minut przed planowanym czasem.  Zagrali między innymi Storytime, Elan, Ever Dream, czy Nemo. Tego samego wieczoru, tuż po koncercie Finów, wpadłem na występujący na Małej scenie Myslovitz. Mimo że panowie grali prawie hit za hitem koncert – przynajmniej mnie – rozczarował, szczególnie pod względem brzmienia.

Przepiękny natomiast koncert w niedzielę dał Perfect. Może bardziej stonowany, choć było i fajne bluesowanie i rockowanie, ale też i nieco improwizacyjnego luzu. Prym wiodły oczywiście ich największe utwory: Autobiografia, Kołysanka dla nieznajomej, zagrany niejako w prezencie za wyjątkowe przyjęcie Niewiele ci mogę dać, wykrzyczane przez publiczność Chcemy być sobą, w którym Markowski przedstawił zespół oraz na bis obowiązkowi i magiczni Niepokonani. Klasą dla siebie był Markowski, kapitalnie panujący nad głosem. Jakby lekko zadumany, aż nadto ułożony jak na rockowca, zapowiadający kompozycje od słów „Proszę państwa”, choć też i wzbudzający dużo sympatii w słowach „Drogie dzieci” skierowanych do stojącej u jego stóp rzeszy ludzi. Tuż po Perfekcie, lecz na Małej scenie, godzinny koncert zagrała z zespołem Mela Koteluk. W stojącym niedaleko Cafe Barze zakupiłem sobie kawę, która smakowała wybornie podczas jej naprawdę przemyślanego i ujmującego występu.

No i jeszcze Sabaton. Wiem, wiem, dla niektórych metalowy kicz i obciach. Ale na żywo po prostu wgniatają w ziemię i rozwalają system. Miażdżąco selektywne brzmienie, moc, sceniczny ruch, fantastyczny kontakt z publiką, dziesiątki słupów ognia buchających w górę… To musiało robić wrażenie. I jeszcze zagrany po raz pierwszy na żywo, właśnie w Polsce, Winged Hussars z ostatniej płyty. Numer o polskiej husarii spod Wiednia.

To oczywiście tylko drobny wybór kilku wydarzeń spośród ogromnej liczby Czadowych koncertów. Sam festiwal prezentował się bardzo sympatycznie, bogate miasteczko, spora oferta gastronomiczna, i nienachalna ochrona (wychwalona zresztą ze sceny przez samego Grzegorza Markowskiego). Z frekwencją mogłoby być niekiedy nieco lepiej, ale to jeszcze młody fest…

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.