ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

20.12.2015

FISH, LIZARD, Kraków, Klub Studio, 19.12.2015

FISH, LIZARD, Kraków, Klub Studio, 19.12.2015 Czyli ostatni koncert na trzydziestolecie „Mispaced Childhood”.

W jaki sposób dostrzega się w czymś doskonałość? Być może – nade wszystko – za sprawą wyobraźni. I wspomnień: coś, co pozostawiło po sobie dobre ślady, wraz z nawarstwianiem się kolejnych o tym myśli i zasłanianiem przez nie bezpośredniego odbioru często coraz bardziej zbliża się do osobistego ideału. Niekiedy, nie tak znowu rzadko, pozwala korzystnie odczuć, dla przykładu, koncert mniej lub bardziej powiązany ze skrawkami pamięci. Nic w tym dziwnego; wszak, jak podpowiedział jeden ze współczesnych badaczy myślenia, nie ma interpretacji niepoprzedzonej oczekiwaniami.

To jeden z powodów, które sprawiają, że Derek William Dick zwany Fishem, dwumetrowy, pięćdziesięciosiedmioletni Szkot, nie jest na straconej pozycji, kiedy głos najpierw mu się łamie, potem wraca do odpowiedniości, by wreszcie ponownie zapadać w niechciane brzmienie; nawet jeśli właśnie barwa owego głosu była niegdyś jednym ze sztandarowych przymiotów Fisha. Podobne właściwości można na przykład przypisać Bobowi Dylanowi: ze względu na wspólne obu muzykom kłopoty z wydawaniem dźwięków, usprawiedliwione historią dokonań, ale też – bo tak jest w przypadku i Szkota, i Amerykanina – dzięki mimice, wykazywaniu w śpiewie refleksji nad prawdopodobnym sensem słów czy wybitnej zdolności do porozumienia z publicznością. Tym razem łamliwość mogła wynikać nie tylko z trwałego uszkodzenia, lecz i niedawnej choroby, która listopadowy w zamierzeniu koncert przeniosła z Bielska-Białej w inny czas i miejsce; byłoby to jednocześnie wyjaśnieniem krótkiego – jak na Fisha – trwania, czyli mniej więcej godziny i czterdziestu minut, jeśli liczyć podwójne wyjście na bisy oraz, rzecz jasna, odegranie całości „Misplaced Childhood”.

Sporo do życzenia, przynajmniej w niektórych miejscach sali, pozostawiały wyniki pracy dźwiękowców (na marginesie: pomysł samych organizatorów czy też klubu Studio, żeby z dużą mocą przez cały czas hałasowały wywietrzniki, przy cichszych fragmentach utworów głośniejsze dla części widzów niźli muzyka, może budzić pewne wątpliwości). Co ciekawe, lepiej – czyściej – pod tym względem wybrzmiał support, Lizard; zresztą dobrze pasowali do Fisha, w odrobinę innej konwencji, ale również oparci na aktorstwie wokalisty, Damiana Bydlińskiego. Ci jednak, zacząwszy punktualnie o dziewiętnastej, prędko zakończyli, pozostawili więc wprawdzie jak najkorzystniejsze odczucia, lecz nie stali się raczej podstawą do oceny wieczoru.

A ta? Zamknięcie trasy z okazji trzydziestolecia „Mispaced Childhood” było najprawdopodobniej dla licznych obserwatorów przywiązanych do muzyka – a z pewnością dla mnie – satysfakcjonującą przyjemnością, biorącą się w dużej mierze z przypominania sobie tego, co w ten bądź inny sposób już się słyszało. Czy mogło robić wrażenie na kimś, kto nie zna dobrze dziejów Fisha? Na to już nie potrafię odpowiedzieć, zarazem pamiętając takie jego koncerty, jakie winny zachować się w pamięci nawet zupełnie przypadkowych widzów.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.