ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

wywiady

16.09.2009

„Cały czas nie wierzę, że to my gramy” - wywiad z Mirkiem Gilem i Karolem Wróblewskim z warszawskiego zespołu Believe

Kilka dłuższych chwil po spotkaniu z fanami w jednym z łódzkich empików, muzycy Believe, wygodnie rozsiadając się w czerwonych fotelach otoczonych rzędami książek, udzielili mi całkiem długiego wywiadu. Chociaż... lepiej pewnie byłoby go nazwać sympatyczną pogawędką.

ArtRock.pl: Gratuluję bardzo fajnego koncertu, który pokazał przede wszystkim, że jednak… gracie progresywnego rocka! Bo to ponoć muzyka, do której nie da się klaskać! Kawałek „Beggar”, przy którym świetnie się Mirku bawiłeś, gdy publiczność traciła rytm, dobitnie to pokazał (śmiech)…

Mirek Gil: (śmiech). Nie no, myślę, że da się klaskać, tylko…

Karol Wróblewski: …tylko nogami i uszami (śmiech)!

MG: Tylko są to tak zwane rytmy nieregularne…

ArtRock.pl: …czyli tak jak w progrocku (śmiech)!

KW: Ostatnio Leszek Adamczyk w „Trójce” zapytał nas: wiecie panowie, co to jest prog – rock? I odpowiedział, że jest to rock, tylko… osiem razy dłużej.

ArtRock.pl: Bardzo dobra definicja (śmiech)!

MG: (śmiech)… piękna, po prostu piękna!!

ArtRock.pl: Przejdźmy zatem do sedna. Każdy artysta zapowiadając swoją następną płytę mówi, iż z pewnością będzie to materiał mocniejszy. Wy poszliście pod prąd i nagraliście album bardziej delikatny i nastrojowy, choć oczywiście niewolny od mocniejszych szarpnięć…

MG: Dokładnie. Wiesz, myślę, że to jest kwestia pewnej koncepcji każdego artysty. Tutaj nie było żadnych założeń. Spotkaliśmy się, usiedliśmy i zaczęliśmy to robić razem. I po prostu tak nam to wyszło. Nie było założenia, że będzie to na przykład album mocniejszy. Zresztą nigdy tak wcześniej nie mówiłem. I podobnie, gdybyś zapytał nas o następną płytę Believe – też w tej chwili nikt z nas nie wie, jaka ona będzie. Zobaczymy. Myślę, że w takiej twórczości po prostu tak to jest.

ArtRock.pl: Czy praca nad tą płytą różniła się zatem od pracy nad poprzednimi krążkami?

MG: Tak. Różniła się. Pojawiła się przede wszystkim większa kreatywność – tu ukłon w stronę Karola. Wcześniej tak z Tomkiem (Różyckim – przyp. MD) nie mogłem pracować. Z Karolem tymczasem było tak, iż grałem jakiś riff gitarowy a on układał czterdzieści różnych melodii. Wybieraliśmy tę lepszą, ja coś podpowiedziałem, coś dopowiedział ktoś inny. Była to zatem praca kolektywna, która według mnie jest bardzo fajna. Mnie osobiście bardzo rozwija. Wielu myśli, że za wszystko odpowiada lider – Mirek Gil. Tymczasem nie jest to prawdą. Mam oczywiście „największe zdanie” i… tak dalej jest, ale bez pozostałych muzyków, po prostu to by się nie udało. Dlaczego Peter Gabriel pracuje z takimi muzykami, a nie innymi? Dlaczego jest z nim Tony Levin? Dlatego, że on wie, iż takie brzmienie, które jemu odpowiada, Tony mu „zrobi”.

KW: Tak samo – dlaczego jest z nim Manu Katche? To też nie jest przypadek.

MG: Tak. Podobnie jest z nami. Akurat tak się dobraliśmy, że ta praca wyglądała dla mnie o wiele łatwiej i przyjemniej. Było kreatywnie, bo Karol się czegoś uczył, ja uczyłem się od niego, bez względu na to, co tutaj wszyscy podkreślają: wiek, wiek, wiek! A przecież to nie ma kompletnego znaczenia! Podobnej muzyki słuchamy i podobnie ją odczuwamy.

KW: Faktycznie. Podczas naszego pierwszego spotkania okazało się, że obaj kochamy muzykę Gabriela. Tak – ważne w tym wszystkim jest to, co mówi Mirek, iż muzyka łączy pokolenia. Piękne było przy tworzeniu tej płyty wszystko. Nie tylko nagrywanie, ale głównie atmosfera. Najzwyczajniej bratasz się z ludźmi i… tworzy się rodzina, więź, czasem coś więcej niż sama muzyka. Przez to ta płyta jest emocjonalna. Tak mi się wydaje.

MG: Wiesz, uważam, że to jest w sumie bardzo intymna rzecz, gdy ludzie się zbierają, by tworzyć wspólnie muzykę. Rodzi się wtedy wręcz pewien… rytuał. Są emocje, są radości, są smutki. To wszystko się głęboko przeżywa aż wreszcie po nagraniu płyty (przynajmniej w moim przypadku) przyszedł taki moment…, że ja tej płyty przestałem słuchać. Nie słuchałem jej parę miesięcy i właściwie dopiero teraz zacząłem odkrywać ją na nowo. To jest niesamowite uczucie, gdy biorę płytę do rąk, oglądam książeczkę, wkładam płytę do odtwarzacza i… cały czas nie wierzę, że my to gramy.

KW: Pamiętam, że tuż po miksie katowałem wręcz tę płytę. Każdy utwór miał z… sześćdziesiąt odtworzeń.

ArtRock.pl: Z tego co mówicie wyłania się obraz płyty w istocie nad wyraz zespołowej. W tworzeniu materiału uczestniczyli oprócz ciebie Mirku, także Karol i Przemek Zawadzki…

MG: Oczywiście, że tak! Plus Satomi, której pomysły, to trzeba wyraźnie podkreślić, są na wszystkich płytach. To nie jest tak, że my jej piszemy jakieś nuty. Ona po prostu przychodzi, łapie klimat i ma mnóstwo propozycji.

KW: Jest za mądra na to, żeby jej coś napisać.

MG: O właśnie, świetnie powiedziałeś! Ona jest za mądra na coś takiego. Jeśli chodzi o taką percepcję muzyczną i wiedzę – dużo się od niej uczymy. Już nie chcę mówić o jej szerokim wykształceniu, bo to jest niepodważalne…

KW: … tak jak jej japoński temperament i talent. To wszystko gdzieś się w niej kumuluje.

MG: Z całym szacunkiem dla naszych polskich skrzypaczek, ale mentalność Satomi bardzo na nas wpływała i wpływa. Ona mocno nas mobilizuje i my też się przy niej mocno zmieniamy, ponieważ wprowadza taką dyscyplinę muzyczną, że nie ma czasami chwili na przerwę, czy odpoczynek. Satomi ogromnie dużo wnosi. Bez niej, naprawdę, byłoby nam ogromnie ciężko. I uważam, że ona wykreowała w dużej mierze nasz styl. Teraz, już po trzeciej płycie, mogę to powiedzieć. Zresztą jeden z recenzentów w Stanach Zjednoczonych to właśnie zauważył.

KW: Dodam jeszcze do tego, że Satomi na tej płycie miała chyba najwięcej miejsca dla siebie, z tego względu, że odeszły klawisze i… autentycznie nas zaskakiwała! Chciała dla przykładu mniej efektu na skrzypcach, w przeciwieństwie do klasycznych skrzypków, którzy „mają dużo pogłosu”.

MG: Tak. Ona takie rzeczy rozumie i wyczuwa. Jak końcówka dzisiejszego koncertu (muzycy wykorzystali podczas niej megafon – przyp. MD)

KW: Ona lubi eksperymentować…

MG: Wiesz, jak posłuchasz Bacewicz (Grażyna Bacewicz – polska skrzypaczka i kompozytorka – przyp. MD) to jest taki odlot, że zmieścić się w tym muzycznie jest sztuką!

KW: Przy okazji powiemy ci w tajemnicy, że Satomi w swoim futerale ma zdjęcie Bacewicz!

MG: Tak, to jest jej guru.

ArtRock.pl: Było sporo o roli Satomi ale zatrzymajmy się przez chwilę przy… Karolu. Jednym z wyróżników muzyki Believe jest jej niezwykła melodyjność. Wielokrotnie Mirku, podpytywałem cię o to. Wiem, że to w większości twoja „sprawka”, jednak czy czasem nie jest tym razem tak, że za melodie w sporej części odpowiedzialny był Karol? A może się mylę?

MG: Nie do końca to tak wygląda, bo tak naprawdę jest to działanie wspólne. Mi wystarczy, że zaśpiewam Karolowi dwie nutki i jego wyobraźnia i możliwości głosowe powodują to, że on do tego dołoży sto innych nut. I to jest ważne, bo w tym momencie mi to bardzo pomaga, gdyż ja tego nie wyśpiewam nigdy. Nie mam takich możliwości.

KW: I dodam tu coś, co było bardzo istotne. Robert Sieradzki, który uczestniczył w nagrywaniu wokalu, oprócz tego, że jest genialnym tekściarzem, to jest również genialnym uchem. I podpowiadał: tutaj jest za dużo, zmień to, śpiewaj mniej…

ArtRock.pl: Czyli jego rola nie ograniczała się tylko do napisania tekstu ale również do jego interpretacji.

MG: Tak. Miał na to duży wpływ. Wiesz, Robert jest minimalistą. Bardzo lubi muzykę ascetyczną. Często mówi do mnie: Gil, przecież ty możesz tylko grać z gitarą i wokalem! I to by mu wystarczyło… Przysłuchując się naszej pracy mówi: i znowu te aranżacje! (śmiech). I to jest niesamowite. Bo to nigdy nie była jego muzyka, a teraz się tak wkleił w to wszystko, że sam powiedział po wczorajszym koncercie w warszawskim Empiku, iż nie spodziewał się, że tak mocno w to wszystko się wgryzie.

KW: To jest dla nas komplement, gdyż jest to człowiek strasznie zapracowany…

MG: … a potrafi się tym bawić, zresztą tak jak my.

ArtRock.pl: Przy okazji. Twoja interpretacja jego tekstów jest niezwykle sugestywna. Ma się wrażenie, że jesteś z nimi zespolony. Czy masz może swój ulubiony tekst?

KW: Bardzo lubię utwór „Mother”, bo to rzecz niezwykle osobista, i to nie tylko dla mnie. Robert napisał uniwersalny… hymn. Wiesz co mam na myśli. Hymn o matce. Strasznie lubię dwójkę, to jest „Tales From Under The Tree”, bo historia tam stworzona to tak, jakby Andersen napisał nową baśń. Rozumiesz? Nie bajkę, tylko baśń. Drugi kawałek jest o wisielcu, który jedną nogą jest w niebie i wyznaje miłość swojej kobiecie, życząc jej szczęścia. Robert potrafi tak to wszystko budować, że.. sami się wzruszaliśmy tym podczas nagrywania, gdy nam interpretował te teksty. I to jest tak - niby mogłem to nagrać jak chciałem, ale tak naprawdę nie mogłem tego zrobić, bo skoro Robert jest autorem tekstów, musiałem dokładnie wiedzieć, co on miał na myśli. A on wydobywa esencję z muzyki, dobiera słowa idealnie i tak naprawdę jest niewidzialnym na scenie… członkiem zespołu.

MG: Do tego to człowiek ogromnej skromności…

ArtRock.pl: Zrobiło się troszkę poetycko, zatem zapytam was może tak. Gdybyście mieli porównać w jakiś sposób wasze dotychczasowe trzy płyty i przyporządkować je do… trzech żywiołów, to która płyta byłaby wodą, która ogniem, a która wreszcie powietrzem? Np. „Hope To See Another Day” to… ?

MG: (śmiech) Ja myślę, że wszędzie jest powietrze (śmiech).

ArtRock.pl: …czyli dużo przestrzeni!? I nie ma ognia?!

KW: Wiesz co, gdy byliśmy w Radiu Dla Ciebie, ktoś fajnie nazwał nasz album i powiedział, że jest to płyta melancholijno – fiordowa. My fiordy lubimy, bo są piękne…

MG: I widziałem je z okien samolotu, gdy leciałem do Ameryki (śmiech). Ale to faktycznie cudowne określenie.

ArtRock.pl: Dobrze. Zejdźmy na ziemię. Teraz bardziej konkretne pytanie. Ta płyta to także wreszcie intensywna, zauważalna promocja w sieci, prasie. W tej chwili trwają spotkania z fanami w Empikach, w październiku i listopadzie czeka was najdłuższa trasa koncertowa w historii. Jakiś komentarz do tej zauważalnej zmiany?

KW: Staramy się!

MG: Myślę, że to ma przede wszystkim związek z pojawieniem się Karola. Jest energia, są chęci. Poza tym musi być jakiś bodziec. Wiem, ze to nieskromnie przy nim mówić…

KW: … słuchaj, odkryliśmy siłę Internetu!

MG: To Karol, to wszystko Karol!

ArtRock.pl: Jest bardziej „młodzieżowo”!!

MG: Tak, jest „młodzieżowo” (śmiech) ale ja lecę torem bardziej rock’n'rollowym i mówię: panowie musimy troszeczkę po empikach pojeździć, wyjechać w trasę koncertową…

KW: …tymczasem młodzież preferuje spotkania wirtualne w cztery oczy!

MG: (śmiech) Ale dużo jest w tym prawdy. Jestem już z pokolenia, któremu trudno się jest przestawić… Jestem oczywiście w sieci, zasuwam…

KW: Jest hakerem! Hakujesz banki?

MG: Nie, jeszcze mi się nie udało, ale pracuję nad tym (śmiech)! Ale wracając do pytania i promocji. Fajnie, że to zauważyłeś. Mam nadzieję, że od tej chwili będzie już tak zawsze. To są – w niektórych sytuacjach - nasze pierwsze doświadczenia. I już wiemy, że musimy tutaj następnym razem być. Wiemy, że na przykład w Warszawie było bardzo przyjemnie.

KW: Wiemy również, że musimy mieć swój sprzęt…

MG: …bo tutaj było okej, ale w stolicy był sprzęt, który przestał grać po trzech minutach…

KW:… i musieliśmy polecieć totalnie na żywo!

MG: A byli jeszcze Satomi i Przemas. Zatem oni zeszli, a my z Karolem, tak jak przy ognisku, bez mikrofonów, po prostu zagraliśmy.

ArtRock.pl: Ale to też pewnie miało swój klimacik…

MG: Z jednej strony pewnie tak. Ale wiesz, to tylko tak się ładnie mówi – a teraz postaw się w takiej sytuacji!

ArtRock.pl: Jasne. Ale zauważyłem, że potraficie sobie doskonale radzić w takich chwilach. Dziś przecież też dwa razy gitarka „nawaliła” i było jeszcze bardziej naturalnie i spontanicznie. Ale, ale… do tej beczki miodu, dorzucę także łyżkę dziegciu. Otóż do tej pory bardzo brakowało mi u was promocji poprzez klipy, teledyski. Czy możemy zatem liczyć na zmiany i na tym poletku?

MG: Tak! Będzie klip a odpowiednie materiały, osoba która to zrealizuje, już dostała. Karol, powiedz może któż to jest!

KW: To Tomek Bagiński (nominowany do Oskara za krótkometrażowy film „Katedra” – przyp. MD)

ArtRock.pl: O! Niesamowita postać!

MG: I jest szansa ogromna, że zrobi nam animacje!

ArtRock.pl: Czy wiadomo już do jakiej kompozycji byłby to obraz?

MG: Wydaje mi się, że będziemy brać pod uwagę dwie kompozycje: „Darkness” i „This Is Life”.

KW: Z tego co wiemy, to lubi on takie mroczne klimaty.

ArtRock.pl: No tak – „Darkness” jest taki jak najbardziej ale „This Is Life” jest chyba waszym najbardziej optymistycznym numerem. Przyznam się szczerze, że gdy go słucham, mam wrażenie, iż wszystko wokół nie ma najmniejszego znaczenia.

MG: Tak. Dokładnie.

KW: Jest to chyba takie powietrze…

MG: To jest utwór sprzed… O rany Boga!! Ośmiu lat? To od tego utworu razem zaczęliśmy z Karolem. Ale wracając do klipu. Wszystko zależy od czasu Tomka Bagińskiego. Nie ukrywajmy - jest rozrywany. Teraz jedzie do Wenecji ze swoim filmem. Zatem fakt, że już chce spróbować, jest odlotem. No a poza tym, jak wszystko się doskonale łączy! Otóż okazało się, że on pracował przy „Wiedźminie”, w którym jest nasz utwór. Skontaktował mnie z nim mój kolega, który od paru lat mnie zna i grał ze mną na gitarze a teraz jest producentem telewizyjnym. Dostał naszą płytę i stwierdził: nie no Gilu, ja teraz muszę coś z tym zrobić. Dam to Tomkowi i postaram się z nim to załatwić. Zatem… można to rozpatrywać w kategorii marzenia.

ArtRock.pl: No i będzie także „młodzieżowo”, wszak Tomasz Bagiński jest jeszcze stosunkowo młodą osobą…

KW: Zgadza się. Przy tej okazji jeszcze coś ci powiem. Szkoda, że dzisiaj podczas występu nie udało się puścić tej animacji, gdyż wykonała ją Karolina Jacewicz – świetna młoda artystka, pochodząca z mojego Bielska Podlaskiego i mieszkająca teraz w Berlinie. Zrobiła animacje z elementów naszego blogu, kawałków z sesji nagraniowych i zdjęć. Szkoda, że nie mogliśmy dziś tego zobaczyć.

ArtRock.pl: Karol, skoro mowa o twojej osobie. Wielokrotnie byłeś pytany o to, jak trafiłeś do Believe. Wiem, że przyszedłeś do studia Mirka coś zarejestrować i… stało się. Mógłbyś jednak powiedzieć coś więcej, o tym, cóż wtedy chciałeś zarejestrować i jak w związku z tym wyglądały Twoje wcześniejsze doświadczenia muzyczne?

KW: Jasne! Przede wszystkim przyszedłem zarejestrować utwór Georga Michaela „Patience”…

ArtRock.pl: Ale, przepraszam, że tak wpadam ci w zdanie. Przy okazji czegóż to była ta rejestracja?

MG: To było w ramach lekcji u Tadeusza Konadora. To osoba będąca takim „uchem” zespołu Maanam. Właśnie Kora Jackowska oraz Kayah to jego wielkie uczennice, które w tzw. show-biznesie osiągnęły dużo.

KW: I on powiedział mi, że Mirek Gil, gitarzysta legendarnego zespołu Collage…

MG: (śmiech)

KW: Jak to było? Mistrz świata gitary artrockowej (śmiech)… W każdym bądź razie powiedział mi, że Mirek Gil świetnie nagrywa wokal. A wokaliści mają oczywiście takie „zboczenie”, że wokal musi być świetnie nagrany. Więc poszedłem do Mirka z Tadeuszem, nagrałem to i on mi od razu zaproponował, żebyśmy coś razem zarejestrowali. Wtedy planował nagranie Mr.Gila. Natomiast jeśli chodzi o to, co robiłem wcześniej. No cóż, w moim mieście, w Bielskim Domu Kultury, ćwiczyłem z panią Justyną Porzezińską, która próbowała mnie nie tyle ukierunkować, ale dać bazę, do tego, żeby kiedyś ktoś mnie ukierunkował albo, żebym sam się ukierunkował. Jeździłem po różnych festiwalach muzycznych, tak jak większość wokalistów. Było tego strasznie dużo i to mi pomogło zdobyć jakieś doświadczenie. Oczywiście, z perspektywy czasu uważam, że to jest trochę niewygodne, gdyż bycie cały czas ocenianym na takich festiwalach trochę cię ogranicza. Okazuje się bowiem, że na tych imprezach musisz śpiewać perfekcyjnie. I w pewnym momencie przestało mi się to podobać. Może faktycznie, dobrze było przejść taki etap, który też ci daje doświadczenie, uczy ciebie jak śpiewać czysto, emisyjnie. Teraz jednak zrozumiałem, że najpierw są emocje. I to, żeby nie było przerostu formy nad treścią.

ArtRock.pl: Padła już dzisiaj nazwa Mr. Gil. Padła w wywiadzie, przed chwilą dosłownie ze sceny, padła też w niedawnym wywiadzie dla radiowej „Trójki”. No i jestem zaskoczony! Mr. Gil powraca z drugim albumem i to jeszcze w tym roku!

MG: Tak. Płyta będzie gotowa jeszcze w tym roku. Myślę, że będzie też w tym roku wydana przez firmę Oskar. Skład? Proszę bardzo: perkusja – Wojtek Szadkowski, wokal – Karol Wróblewski, gitara – Mirek Gil, bas – Przemas Zawadzki. Płyta będzie w języku polskim. Aaaaa… i będzie jeszcze syntezator gitarowy! I to ja na nim zagram.

ArtRock.pl: To może podbierzcie Geoffa Downesa z Asii, skoro mowa o tym instrumencie (śmiech)?

MG: (śmiech)

KW: A ja jeszcze bardzo chciałbym przemycić na tę płytę instrument o nazwie "hank drum". Chciałem ci to Mirek pokazać wcześniej tylko jakoś zapominałem. Wiesz co to jest (tu artysta zwrócił się do mnie)?

ArtRock.pl: Nie, absolutnie nie!

KW: Przyznam ci się, że ja też nie wiedziałem. Pokazał mi to kumpel z mojego miasta, który lubi taką muzykę. Wpisz „hank drum” w YouTube i zobaczysz, co to jest (niniejszym zrobiłem i polecam w tym miejscu)

MG: Też nie wiem, co to jest. Zobaczę (śmiech)!. W każdym bądź razie płyta będzie. Bardzo zaangażował się w nią Wojtek Szadkowski. Jego perkusja jest już zarejestrowana i ma świetny sound. Rejestrowaliśmy ją w studiu Winicjusza Chrusta – jak za dawnych czasów. To taki powrót do przeszłości. Tak bym powiedział o tej płycie. Taka ona będzie.

ArtRock.pl: Powoli zmierzamy do końca naszej rozmowy, ale dwie kwestie jeszcze mnie nurtują. Na limitowanej edycji albumu znalazł się bonusowy utwór, który jednak jest tak naprawdę zgrabnym miksem fragmentów kompozycji z „This Bread Is Mine”. Taką płytą w pigułce. Zatem po pierwsze: skąd pomysł na taką rzecz i po drugie: czy to oznacza, że zarejestrowaliście na ten album tylko 11 kompozycji i… żaden „przysłowiowy” odrzut wam nie został?

MG: (śmiech)

ArtRock.pl: (śmiech) Tu was mam!

MG: (śmiech) Sprytne to było…

KW: Pomysły były, tylko ich nie wykorzystaliśmy.

MG: Przede wszystkim chciał to zrobić nasz realizator dźwięku, Włodzimierz Kowalczyk. Chciał się zabawić w taki miks i zaproponował nam to.

KW: Przemas Zawadzki zaproponował nazwę – „T.B.I.M.”, czyli tak naprawdę pierwsze litery każdego ze słów z tytułu płyty…

MG: … a my powiedzieliśmy – dlaczego nie! Mieliśmy nagrać inną kompozycję, którą mamy i myślę, że może się pojawić na następnej płycie. Bo to fajna i dosyć dziwna rzecz, ale stwierdziliśmy, że ten utwór bonusowy, jaki zaproponowaliśmy, będzie po prostu ciekawszy.

KW: Chcesz zasugerować, że często zdarza się, że rzeczy niewykorzystane daje się na bonus?

ArtRock.pl: No właśnie…

KW: No to pomyśl teraz, czy to jest sprawiedliwe wobec ludzi. Jeżeli do czegoś nie jesteś przekonany, po co to pokazywać?! Tymczasem Włodek zrobił to zgrabnie i… się „trzyma”.

MG: Wiesz, ten utwór jest też takim gestem w stosunku do niego. Informacją, że cały czas mu ufamy i nie wyobrażamy sobie, by nasza następna płyta była bez niego. Poza tym skoro o tym. Pewnie nagramy ją w moim studio, w studiu Winicjusza Chrusta, będzie też pewnie Andy Jackson… chyba, że uderzymy do kogoś w Stanach, gdyż mieliśmy stamtąd bardzo ciepłe sygnały. Wracając zaś na chwilkę jeszcze do wspomnianego Andy Jacksona. Wszyscy ostatnio nas pytają dlaczego właśnie on? To oczywiście nie oznacza, że u nas są gorsi realizatorzy, wręcz przeciwnie – też są świetni! Była najzwyczajniej taka możliwość, okazja i…

ArtRock.pl: …i fajnie w jednym z wywiadów mówiłeś o tym, że u nas nie ma absolutnie gorszych realizatorów, tylko są nieco inaczej myślący, mający inną filozofię.

KW: Tak. Andy Jackson ma swoją filozofię… Jak to się mówi? „Wojna głośności”? To takie zjawisko, w którym odpalasz płytę Metalliki, masz „5” na wyświetlaczu i już jest „na full”.

MG: A on robi to po brytyjsku.

KW: Sprzeciwia się kompresji.

MG: Wystarczy, żebyś włączył płyty Davida Gilmoura oraz Metalliki i zobaczysz, jaka będzie różnica. Gilmour będzie bardzo cichy, a Metallica da ci po uszach.

KW: Ale jak odpalisz głośniej Gilmoura - masz tę przestrzeń…

MG: …tę głębię. Dźwięk nieskompresowany. To jest naprawdę wielka filozofia i umiejętność, dlatego taki człowiek jak Jackson nie może tego zepsuć, bo czuje się odpowiedzialny za takie rzeczy. Zatem nie był to absolutnie jakiś chwyt marketingowy, tylko czysty przypadek i… fakt, że Karol lubi wędrować „po sieci”.

KW: A finansowo sprawa wyglądała dokładnie tak jak w Polsce!

MG: Jeżeli ktoś ma taką ochotę i chce to sprawdzić, niech wejdzie na naszą stronę MySpace i tam znajdzie link do Andy’iego.

ArtRock.pl: To jeszcze poproszę o coś na zupełny koniec. Coś luźnego i tak zupełnie od siebie.

KW: Hmmm… coś na zupełny koniec? To może przytoczę słowa Zbigniewa Preisnera, który kiedyś w „Trójce” powiedział, że słuchacza, trzeba najpierw odkryć w… sobie.

ArtRock.pl: I niech będzie to puentą naszej rozmowy. Dziękuję bardzo. 

[rozmawiał: Mariusz Danielak]

 

Zdjęcia:

Believe
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.