Bokka zauroczyła mnie nie tylko wydanym w 2013 roku krążkiem tytułowym, ale także świetnym koncertem na wrocławskim NextPop Festiwal.
Choć wtedy zobaczyłem ich niejako przy okazji, to nie odmówiłem sobie przyjemności wysłuchania koncertu do końca. Tym razem już na swoim terenie postanowiłem ponownie skosztować tej niezwykłej mieszanki tajemnicy, damskiego wokalu i wariacji na temat elektroniki i rocka. Ponownie nie żałuję.
Koncert w Palladium wieńczył trasę koncertową Bokki. Zanim jednak zamaskowany skład pojawił się na scenie, oczekiwania na gwiazdę wieczoru umilać miał Baasch. Wcześniej nie miałem okazji zapoznać się z twórczością tego sympatycznego jegomościa, a po koncercie mam naprawdę mieszane uczucia. Odniosłem wrażenie, że trafiłem do alternatywnej rzeczywistości, bo kiedy ciągle wydawało mi się, że coś w tym wszystkim nie gra, to słyszałem entuzjastyczne reakcje niemałego już tłumu. Warstwa muzyczna miała okazję się obronić, choć na tle kilku innych, podobnych duetów scenicznych, które widziałem w ostatnim czasie, wypadła raczej średnio. Jednak obraz tego występu – niestety - psuł wokal. Jest to tym bardziej dziwne, że podczas premierowego wyświetlenia teledysku do singla Baascha, który wieńczył koncert, wokal wypadł naprawdę dobrze. Trudno powiedzieć, czy zadecydowała dyspozycja dnia, czy jeszcze inne czynniki zewnętrzne. Baascha jednak nie odrzucam i z chęcią posłucham całego albumu w wersji studyjnej.
Bokka w piękny sposób udowodniła, że muzyka przesiąknięta elektroniką nie musi brzmieć w sposób prosty, powtarzalny, czy tandetny. Mimo wszechobecnych, syntezatorowych wyziewów dobrze wypadły brudne, gitarowe rozwiązania, perkusja oraz przyjemnie pracujący bas. Całość zatrybiła jak dobrze naoliwiona maszyna, której niestraszne są żadne okoliczności. Do muzyki sprawnie dopasowano wizualizacje, które na nietypowym ekranie rewelacyjnie uwypuklały kosmiczny nastrój panujący w Palladium. W planie koncertu - oprócz świetnej formy muzyków - pojawiły się także pozostałe, obowiązkowe elementy występu, wśród których warto wymienić chociażby dwie wersje utworu Town of Strangers, Reason, kilka nowych dźwięków, kilka starszych, ale wciąż nieopublikowanych, a do tego konwersację ze słuchaczami za pomocą napisów wyświetlanych na ścianie. Pojawił się też element nieoczekiwany! Koncert wieńczył trasę, więc prawdopodobnie z tego tytułu z balkonu Palladium, wypadła pokaźna ilość baloników, które przy pomocy uniesionych dłoni zmierzały w stronę sceny, by ostatecznie przerodzić się w serię wybuchów.
Kiedy słucham projektów pokroju Bokki, Baascha, czy nawet opisywanych niedawno Sleep Party People, to czuję wewnętrzny niepokój. Jeszcze nie tak dawno zaklinałem się w duchu, że nie jestem w stanie tolerować tego typu rozwiązań muzycznych, a z czasem nie tylko wzrosła moja możliwość ekspozycji na ten czynnik, ale sam zacząłem sięgać po muzykę nasyconą elektroniką. Baasch pokazał, że ma dużo do powiedzenia, a Bokka potwierdziła swoją niesamowicie wysoką formę koncertową. Czego chcieć więcej?