ElectromAnia to Ania Zielińska - skrzypaczka, absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu, ciekawa i wszechstronna postać muzycznego świata. Mimo młodego wieku osiągnęła tyle, że można by długo wymieniać... Ale miało być o występie.
To był najbardziej kameralny koncert, jakiego dane mi było wysłuchać. W Entropii zgasły światła i na salę weszła Ania. I wtedy właśnie zaczęły płynąć najbardziej progresywne dźwięki, jakie można sobie wyobrazić. Założeniem projektu ElectromAnia jest zaprezentowanie brzmienia skrzypiec w zestawieniu z dźwiękami elektronicznymi, toteż po każdym utworze Ania zmieniała płytę z "podkładem" - raz były to przetworzone dźwięki skrzypiec, a raz zmiksowane inne odgłosy, na przykład (miejscami zaraźliwego) śmiechu. Należy tu dodać, iż repertuar wieczoru to dzieła młodych polskich kompozytorów (Jakub Sarwas, Katarzyna Taborowska) oraz znanych szerszej publiczności zagranicznych twórców (Kuba - Viamontes, Holandia - Hans Van Eck, Niemcy - Tobias Giesen). Niektórych z nich Ania nie zna nawet osobiście, ale i tak piszą specjalnie dla niej.
I wcale im się nie dziwię. Dane mi było niedawno przekonać się, że gra na skrzypcach nie należy do najłatwiejszych na świecie, ale to, co ta dziewczyna wyprawiała ze swoim instrumentem, sprawiało, że szczęka opadała coraz niżej. Muzyka współczesna nie jest najłatwiejsza w odbiorze. Ale podobało mi się mieszanie liryczności klasycznych skrzypiec z dzikością, którą raczej zwykłam kojarzyć wyłącznie z ciężkimi gitarowymi riffami. Nie dało się nudzić na tym koncercie - zmiany tempa, zmiany nastroju. A dookoła ciemność i na środku przed oczyma Ania, z której widownia nie spuszczała wzroku. A w zasadzie z jej rąk, które momentami jak szalone ruszały się, by w ciągu milisekund zagrać dźwięki z dosłownie dwóch przeciwległych "końców" skrzypiec. Coś jak Satriani (czy inny "wymiatacz"), tylko na czterech strunach i (nie zawsze) ze smyczkiem.
Gdzieś w połowie koncertu nastąpił wyjątek. Na kilka minut zniknęła Electrom, a została sama Ania. Z utworem swojej mamy, Lidii Zielińskiej, wybitnej kompozytorki muzyki współczesnej. Ciągle jeszcze w uszach pobrzmiewa mi temat tego kawałka - niesamowity, skojarzył mi się ze zbieganiem ze schodów w pośpiechu...
Szkoda, że tylko godzina. Szkoda, bo było to nowe i bardzo ciekawe doświadczenie w mojej "karierze" słuchacza. Szkoda, że nie mogłam zostać chociaż paru minut po koncercie, bo oprócz tego, że ma talent, Ania jest niesamowicie sympatyczną dziewczyną.