Reunion w pełni tego słowa znaczeniu. Zupełnie jak feniks - z popiołów. Po pożodze, jaka przeszła kilka lat temu w stosunkach wewnątrz nie zapowiadało się, aby kiedykolwiek mieli powrócić na scenę. No ale - jak to mówił klasyk "nigdy nie mów nigdy". Kolaże zakopali topory wojenne, wypalili fajkę pokoju i postanowili raz jeszcze wspólnie zrobić to, co im wychodziło najlepiej - zagrać. Piorunem pewnym sierpniowym popołudniem przeszła informacja po sieci - "Collage powraca". Wrodzony sceptycyzm nakazywał jednak spojrzeć na aktywność zespołu z ostatnich 15 lat - wiele solowych projektów, echa jakichś sporów, Robert Amirian realizujący się w zupełnie innej sferze - nie, to niemożliwe - powiedziałem. Ale z dnia na dzień przyrastała ilość informacji, plakaty, telefony ... znowu Karol? Mało Mirkowi udziału Karola w Believe, Mr.Gil - w końcu zwątpiłem, czy aby zespół faktycznie przymierzał się do powrotu? Ostatnie wydawnictwo Mr.Gil jednak było pewnym nowym doświadczeniem, doskonale pamiętam Łódzki koncert, w którym to nie Mirek grał pierwsze skrzypce, ale właśnie Karol Wróblewski. Ze skromnego - jak pamiętam debiut Believe we wrocławskim klubie "Od Zmierzchu Do Świtu", schowanego za mikrofonem i wystraszonego wyewoluował w prawdziwego lwa scenicznego, któremu bliżej do legendy Michaela Hutchence niż znanego nam z występów w Collage Roberta Amiriana. Karol okazał się wręcz idealnym wyborem na wokalistę Collage. Kiedyś zapytałem Mirka Gila, czy rozważa reaktywację - "Tak, jeżeli znajdę człowieka, który jest w stanie uciągnąć ten materiał, ale jak na razie takiego nie spotkałem". A jak to wyglądało na scenie? Genialnie. Tak, to była pewnego rodzaju niespodzianka dla publiczności - zespół przygotował dosyć przeglądowy zestaw utworów, odwołując się do swoich najbardziej rozpoznawalnych utworów - ale także właśnie pozwalających Karolowi Wróblewskiemu pokazać swoje możliwości w roli wokalisty odrodzonej legendy.
Grzmotnęło ze sceny Heroes Cry - otwierającym najgłośniejszą produkcję - Moonshine, zespołu, która otworzyła im możliwość występu na Castle Party, aby przejść poprzez Baśnie, Zmiany oraz Safe - z którego jednak usłyszeliśmy najmniej materiału. Karol nie gwiazdorzył, ale znający ostatnie występy w Believe doskonale wiedzą, czego można się spodziewać ze sceny. Żywiołowe ruchy, dobra moderacja słuchaczy, w końcu pytania o albumy i utwory zespołu, które miały zabrzmieć tego wieczoru. Przypadł mi do gustu zwłaszcza sposób zaangażowania widzów, Karol nie szczędził środków zachęcających do wspólnego śpiewania - właśnie na tym polega rola frontmana. Momentami śpiewał podobnie do S. Hogartha - jego interpretacja utworów dotąd wykonywanych przez Amiriana, Różyckiego czy Zawadzkiego nabrały zupełnie innego brzmienia. Bardzo ciepłego.
Nie byłem nastawiony na nowe utwory - i takich zespół nie zagrał. Za to wspaniale przypomniał o swojej udanej przeszłości, sięgając właśnie do mojego ulubionego albumu "Zmiany". Prawdę mówiąc nie należałem nigdy do wyznawców Kolaży, doceniam jako zespół i ciężką pracę, jaką włożyli w materiał, jednak ostatnia płyta nie przypadła mi do gustu. Heroes Cry otwierające występ przywołało w pamięci koncert przed Fishem w 1996 r., po albumie Moonshine ciężko było przeskoczyć tak wysoko podniesioną poprzeczkę. Ale publiczność przybyła tego dnia do klubu była nastawiona całkowicie na to, aby jeszcze raz ich po latach zobaczyć razem . I z tej perspektywy muszę to powiedzieć - naprawdę, udało im się.
Baśnie - oj, to właśnie jest en kawałek, który wzbudził najwięcej emocji. Tytułowy Moonshine, aż w końcu - na bis - coś, chyba na co wszyscy czekali ... Tak tak, zagrali Living in the Moonlight. Pościelówa jak nic, która powtórzyła w naszym kraju sukces Marillionu - Kayleigh, trampolina do komercyjnego sukcesu Collage, niedawno zresztą wydana na składance "Zapnij mnie".
War is over - kiedy Karol śpiewał, Mirek z Mintayem obściskiwali się i stukali toast wodą mineralną. Wojna się skończyła. War is over. Znów są razem - Krzysztof Palczewski, Mirek Gil, Piotr Witkowski, Wojtek Szadkowski i Karol Wróblewski - pomimo niewysokiej frekwencji zadowoleni z udanego i bardzo ciepło przyjętego występu. Nie bójcie się iść na ten koncert - to będą najprzyjemniejsze wspomnienia z przeszłości, zaś dźwięki ze sceny was zaskoczą. Miło było zobaczyć ekipę znów razem i posłuchać na żywo.
Po koncercie zapytałem Mirka - co dalej? Co po trasie? Plany mają dosyć rozległe, ale zapowiada się powtórka z 1995 r. Prócz występów na tej trasie, planują wyskoczyć do USA - o czym już wszyscy pewnie wiedzą, ale jest kilka fajnych dużych festiwali w Polsce, na których na pewno będzie można podziwiać odrodzonych Kolaży.
Playlista:
Heroes Cry
Ja i Ty
Kołysanka
One of Their Kind
Safe
Baśnie
The Blues
Eight Kises
Jeszcze jeden dzień
Moonshine
War is over
Living in the moonlight