ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

28.11.2009

Dianoya, Votum - 27.11.2009, Od Zmierzchu Do Świtu, Wrocław

367 dni dookoła krążka - Votum Live.

Wieczór zapowiadał się dość nieciekawie. Lekka gorączka, ból gardła, stan ogólnie ujmując „a może dam sobie spokój?”. Dobra – ile wytrzymam, może dotrwam do końca.  Kiedy się pojawiłem w klubie – na scenie już od dobrych dwóch kawałków można było zobaczyć prezentujący się kwintet Dianoya. Wschodzący zespół, który debiutował u nas krótkim, złożonym z dwóch utworów demo, prezentuje się całkiem ciekawie – dwie gitary, bas, klawisze z wokalem, instr. perkusyjne. Z tym, że gitarom troszkę brakuje mocy albo pomysłu, zabrakło mi mocniejszych solowych partii, podobnie z klawiszami. Jest nisko, jest nostalgicznie, kawałki przygotowane dobrze, prezentacja sceniczna – brak. Wyrobią się. Krótki materiał można wyjaśnić dopiero wejściem na scenę, ale niestety nie odnotowałem grania kowerów. Ta słuszna koncertowa tradycja zanika wśród dzisiejszych zespołów – a szkoda. Dianoya to młody zespół, cały świat i kariera przed nimi – po niespełna pół godzinie podziękowali, ustąpili miejsca bardziej doświadczonemu Votum.

O samym zespole i jego debiutanckiej płycie już miałem okazję wyrazić swój pogląd, ale chciałem to jeszcze usłyszeć na żywo. Materiał robi wrażenie, co prawda partie klawiszowe troszkę wydawały się uboższe od przedstawionych na albumie, jednak w muzyce Votum to nie klawisze są pierwszym planem. Rok temu miałem przyjemność zmierzyć się z materiałem na debiutanckim krążku „Time must have a stop” Od tamtego czasu zespół przygotował drugi krążek, wzbogacając swoją koncertową playlistę o kawałki z nadchodzącego zapowiadanego właśnie „Metafiction”. Jedno mogę powiedzieć – zaczynają nabierać wyrazu. Na scenie brzmią świetnie, rasowo, ale … tu dla jednych to duży plus, ale śpiewanie całych płyt po angielsku na pewno jest dobrze odbierane za granicą – wiadomo. W tym kraju nie ma obowiązku znajomości czy rozumienia tego języka. Maciej Kosiński doskonale sobie radzi w roli wokalisty – co potwierdził już na wspomnianym debiucie. Tu mogę powiedzieć szerzej – barwę głosu na żywo ma mocno podobną do Ozzy'ego Osbourne'a. Nie zmusza się do niepotrzebnego wysilania głosu, nie growluje, ma świetną emisję i dobrze dopasowany głos do charakteru muzyki zespołu.  Jednak cover-songa ani Black Sabbath ani innego zespołu - w sumie żadnego kowera się nie doczekałem. Jakby nie mówić, to po kowerach oceniamy umiejętności techniczne muzyków – znane kawałki mogą i przekonać do zespołu nowych fanów, także pokazać sceptykom „tak też potrafimy”. Muzycznie bezbłędnie. Dobre podejście, odtwórczo jednak, bez dodatków koncertowych. Wierne odtworzenie utworów z płyt i w sumie koniec. Nie był to jednak dla zespołu dzień do świętowania sukcesu. Tradycyjnie jak to Wrocław – frekwencja nie była powalająca. Czy to oznaka, że już był przesyt? Tego dnia w mieście było dużo imprez, nieopodal – w Katowicach swoje „pussy” prezentowało Rammstein, koniec tygodnia, studenci pojechali do domów, na mieście szaleją jakieś wirusy – zaczynam postrzegać miasto jako wybredne muzycznie. W klubie dosłownie garstka osób, ale pod koniec występu ładnie klub zaczął się zaludniać. Przypadkowi zgoła goście śmielej zerkali na scenę, rytmicznie kiwając się do muzyki Votum. Być może to przypadkowe spotkanie zakończy się później odwiedzinami podczas kolejnego występu we Wrocławiu? Co do samego opisu muzyki Votum odwołam do recenzji albumu. Jedno jest pewne – dla mnie to było poświadczenie, że nie tylko są zespołem tworzącym muzykę, ale potrafią ją także perfekcyjnie  zagrać. Zabrakło mi … no właśnie. W sumie grali niecałe półtorej godziny. Kowerów nie - i jak się okazało zespół nie przepada za nimi. Chcą być ambitni, nie będą grać kowerów. Czy to słuszna droga? Ja tam lubię posłuchać znane kawałki. Mogę dzięki temu ocenić, jak poszczególny zespół radzi sobie z materiałem kowerowanego utworu.

Wieczór, pomimo nie nastrajającego koncertowo preludium uznałem za udany. Pomimo oznak zbliżającej się randki z aspiryną, wytrwałem do końca. Na pewno warto odwiedzić kolejne miejsca, gdzie oba zespoły wystąpią razem na trasie. Choćby po to, aby porównać możliwości Votum - zespołu operującego na pograniczu konceptu, metalu, rockowego ambitnego brzmienia i chyba można tak powiedzieć - progresywnych ambicji. Bo z samą muzyką w znaczeniu progresywną nie mają za wiele wspólnego.

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Mgławica Kalifornia - IC1499 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.