ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

17.10.2008

PENDRAGON 30th Anniversary Tour

PENDRAGON 30th Anniversary Tour Warszawa, klub Progresja, 10/10/08

Równo tydzień temu o tej samej porze, o której teraz rozpoczynam pisanie tego tekstu, z całą chyżością kierowałem swoje kroki do warszawskiego klubu Progresja na koncert jednej z moich niegdyś ukochanych kapel progresywnych. Dodaje to niewielkie, ale jakże znaczące słówko „niegdyś”, gdyż od jakiegoś czasu przestałem słuchać Nicka Barretta i spółki z takim zapałem, jak przed laty. Po rocznicowym występie Pendragonu wiem natomiast, że będę ich słuchał dalej przez następne 30 lat.

W Progresji Brytyjczycy dali absolutnie niezapomniany show, prezentując najwartościowszą esencję ze swojego imponującego repertuaru. Poza tym, słuchaczy dostąpiła niespotykana przyjemność tego najbardziej cielesnego zintegrowania się z zespołem – objęcia, poklepywania, przybijanie „piątki”, etc. Pod koniec występu Barrett w przypływie miłości do warszawskiej publiki, szarpnął kablem od mikrofonu i zeskoczył ze sceny, udając się pośród tłum. Tam pozwolił ludziom się z sobą fotografować, podczas gdy sam namiętnie wyśpiewywał poruszające wersety z 2AM. Wspaniałe! Byłem już na niejednym koncercie w swoim życiu i często zdarzało się, że muzycy wychodzili w tłum, jednak tak daleko posuniętej symbiozy, jakiej doświadczyłem, gdy grali Pendragoni, wcześniej nie znałem.

Na pewno jesteście, Drodzy Czytelnicy, ciekawi, co też ci Pendragoni takiego zagrali, że nazywam to „najwartościowszą esencją” ich dotychczasowego dorobku. Przyznaję się bez bicia, że nie zanotowałem przykładnie całej setlisty w kajecie. Pozwoliłem się porwać tej fantastycznej opowieści, odbieranej tylko i wyłącznie jako MAGICZNA CAŁOŚĆ. Pojawiły się oczywiście wspaniałe wykonania utworów z najważniejszych płyt. Nie zabrakło The Voyager, We'll Go Hunting Deer, Breaking The Spell, Nostradamus, Paintbox, Shadow (obie części), Master Of Illusion i całkiem pokaźnej reprezentacji z przedostatniego krążka „Believe”. Na deskach bemowskiego klubu zabrzmiały również utwory premierowe, z nowej płyty „Pure”. Byłem tak zaaferowany całą aura tego wieczoru, że nie udało mi się ich dokładnie, na chłodno przeanalizować. Na pewno czuć w nich poooteżnego kopa. Z jakąż energią pałeczkami przebierał nowy perkusista zespołu. Gitara Barretta nie pozostawała mu dłużna. Już teraz mogę powiedzieć, że nowy album będzie zdecydowanie mocniejszy, bardziej rockowy, niż poprzednie. Moją szczególną uwagę z tego świeżutkiego repertuaru zwrócił utwór - It's Only Me. Mam nieodparte wrażenie, że właśnie on stanie się jednym z ulubionych na nowym wydawnictwie zespołu.

Mógłbym rozpływać się w zasadzie nad każdym elementem tego show. Wszystko zostało idealnie dograne a całość wypadła, jakby była not of this world. Koncert poruszył mnie do tego stopnia, że prawie straciłem rozum. Przerażony ulotnością tego pięknego, lecz krótkiego momentu, zacząłem nagrywać moim małym dyktafonikiem, wbudowanym w telefonie, co lepsze fragmenty koncertu!? Jeżeli ktoś nie uwierzy słowom tej recenzji, zwróćcie się do mnie mailowo – z chęcią udostępnię mój amatorski zapis koncertu. W końcu, jaka to radość odtworzyć sobie w autobusie So By Sowest!

Na zakończenie zaproponuje Wam jeszcze jedną refleksję recenzenta. W moich poprzednich relacjach koncertowych pamiętam, że również używałem słowa „niezapomniany”, jednak już dzisiaj wiem, że robiłem to trochę na wyrost. Czy relacjonując warszawski występ Pendragonu także brakuje mi jeszcze tego dystansu, który sprawia, że niezapomniane dzisiaj, staje się zapomnianym jutro? Wierzę, że tym razem używam słów bardziej świadomie. Jako jedyny dowód mogę przywołać swoje wspomnienia niekoniecznie związane ze słuchanie muzyki. Tym razem nie czułem żadnego strzykania w plecach – a przedstawienie trwało dwie i pół godziny, kiedy to wszyscy grzecznie stali. Nie spoglądałem nerwowo na zegarek – choć miałem w pamięci czekający na mnie autokar (po koncercie musiałem bardzo się spieszyć i zdążyłem ostatecznie dopiero minutę przed czasem). Nie zasychało mi w gardle, żebym musiał iść do baru po piwo; nie musiałem odwiedzać toalety. Mimo ścisku i drażniącego spojówki dymu, dusznej sali, własnego zmęczenia i świadomości kolejnych obowiązków tamtego wieczoru – mimo tego paskudztwa dnia codziennego, czułem się idealnie komfortowo. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek czuł się równie wspaniale na innym koncercie. Dlatego właśnie wierzę, że warszawski epizod Pendragon 30th Anniversary Tour pozostanie w mojej pamięci na długo. Chylę czoła!

 

Zdjęcia: Bartek Skotnicki

 

EDIT: Dzięki uprzejmości Bogdana Zaręby pełna setlista:

Walls Of Babylon/ Circus/ The Man Of Nomadic Traits/ Wishing Well: Sou`by
Sou` west, We Talked, Two Roads/ Eraserhead/ Nostradamus/ Learning Curve/
Breaking The Spell/ Shadow/ Freek Show/ Voyager/ It`s Only Me/ Encore 1 :
Masters Of Illusion/ Encore 2: King Of The Castle/And We`ll Go Hounting
Deer/ Paintbox/ Encore 3: 2 AM

 

 

Zdjęcia:

Pendragon 10/10/08 Pendragon 10/10/08 Pendragon 10/10/08
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Mgławica Kalifornia - IC1499 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.