- Wstęp -
Są takie chwile w życiu kiedy dostrzegamy prawdziwe piękno piękne niczym Kleopatra, które niezmącone i zupełnie czyste, często przemawia do nas
brylantowym głosem. Są takie chwile, chwile w życiu, które sprawiają, że cały świat nabiera barw cudnych i robi się
różowo-żołto-pomarańczowo-zielony jak owoce cytrusowe z Boliwii! Są w końcu takie chwile w życiu, które sprawiają, że chce się żyć... Oczywiście
zdarzenia te, wyjątkowe niczym pelikan nad południowym Madagaskarem, dziwne jak anzug ze skóry goryla, jedyne w swoim rodzaju, które poruszają
człowieka do jego głębi bardzo głębokiej, wytykające bezsens dotychczasowego życia i brak autentycznego, magicznego szczęścia połączonego z
wszechogarniającym przecudownym pięknem, zdarzają się niebywale rzadko. Rzadko, za rzadko, tak!!!
Ale są marzenia, marzenia do spełnienia, bezsensu zaciemnienia, co pozwalają żyć bez biadolenia. Tak!!! Marzenia się spełniają, zaprawdę
powiadam wam, one są!
Tak też było w moim przypadku. Poznałem go jakiś czas temu, sam nie wiem czemu. To było jak grom w Wigilię, jak bomba z Trypolisu. Powiem od
razu, bez owijania w bawełnę (od owiec): uwiódł mnie jego głos, głos tak jasny i piękny, tak cudny, że gdyby sikorka mogła płakać to zapłakałaby
pewnie rzewnie. Tak, to ten GŁOS! I like Syntetic...
The Syntetic, Miszcz Pawarotti - to jest wokalny cudotwórca, bardzo wspaniały. Copperfield mikrofonu to dobre określenie, wręcz idealne,
rzekłbym nieskromnie. Artysta ten, prawdziwy Człowiek Widmo, twórca eteryczny i nieprawdopodobny, zupełnie nieprzewidywalny w swym magicznym
geniuszu, od lat prezentujący ludzkości nowe podejście do muzyki... Jednak Miszcza nie można rozpatrywać jedynie jako genialnego muzyka i
didżeja - on jest przede wszystkim genialnym POETĄ, który swymi syntetycznymi wytworami hipnotyzuje nas niczym Kaszpirowski. Poezja to
nowoczesna jak komputer, cała postmodernistyczna i wspaniała, jak czarna mała...
Postać Miszcza Pawarottiego jest na tyle nieprawdopodobna, że ten kto raz skosztuje jego wytrawnej wokalnej kuchnii ten zapewne zastanawia się
czy nie jest ona naprawde syntetyczna, czy nie jest tworem wielkiego Komputera nowoczesnego jak poezja. Ale w końcu nadszedł dzień, w którym
wszystko stało się jasne, on istnieje!!! Zobaczyłem plakat i okazało się, że The Syntetic nam zagra w MEGA CLUBIE! Zobaczyłem nazwę - to ta
Nazwa! I like Syntetic...
- Zakończenie -
15 stycznia 2005 roku, dzień inny od każdego innego przeze mnie przeżytego. Późnym wieczorem po wejściu do mrocznego Mega Clubu w Katowicach
czułem się jak przed ponownym narodzeniem, jak przed totalną przemianą... Dreszcze, rozedrgane ciało, zmiany biochemiczne zachodzące w
organizmie z prędkością bolida Michaela Schumachera, lomoczace serce, ofity pot pod pachami. Z każdego rogu klubu, z każdego najmniejszego
zakątka wyzierała na mnie magia. Otaczali mnie ludzie, czy to byli owi słynni ludzie Gershwina? Sam nie wiem, nie pamiętam już tego dokładnie,
bowiem byłem wtedy niemal omdlały z podniecenia... Przed sceną wielka kupa ludzi, różnorako ubranych, umalowanych, z różnymi fryzurami - to też
było niesamowite, czułem się zupełnie jak w Nowym Jorku na Wall Street. Atmosfera była już bardzo duszna, wszyscy czuliśmy zbliżającą się północ
i początek najwiekszego show XXi wieku. W rytmie house'owych beatów na chwilę poszedłem odpocząć podświadomie przeczuwając kroki Miszcza, które
powoli sięgały schodów tuż przy schodach... Jeszcze moment, jeszcze chwila i tak! To ten bit, to ta melodia - I love Syntetic!
Zaczęło się! Zajebiste bity, magiczne światła, wielkie tłumy ludzi podskakujących tak, że aż kurz leci!!! Wszyscy klaszczą, uśmiechają się
pięknie jak Marylin Monroe... I wtedy ON, on pojawił się! Witały go gromkie brawa, radosne okrzyki i biesiadne śmiechy. Przed mymi przymkniętymi
powiekami, które nie zwykły ogłądać tak wyrazistego geniuszu, ukazał się sam Miszcz w czarnych okularach, peruce, specjalnej czapce, płaszczu i
wielkim krawacie. Wyszedł i nam zaśpiewał w Mega Clubie!
Zaczęło się od samego "Człowieka Widmo", tego nowego hymnu współczesnej młodzieży i ludzi starszych, którego moc może być porównywalna tylko z
Międzynarodówką. Power osobowości Miszcza oczywiście pociągnęła za sobą tłumy! Chóralne śpiewy, brawurowo wykonany refren przez całą salę długo
jeszcze zalegał między pomniejszymi uliczkami miasta Katowic. Jakież to było wzruszające - NIGDY NIE WIDZIAŁEM JESZCZE CZEGOŚ TAKIEGO, TAKIEGO
SHOW! To był istny SHOW przez duże SH... Piękne i niepojęte. A we wszystkim Miszczowi pomagał jakże utalenotwany i genialny DJ 5:CET. Potem
naszych uszu dotarł "Nagi Szopen", "Willem Wallace" w turbo mixie z "Niewidzialnym Templariuszem" i totalnie zakręcony wersja "Hlanta Namera" z
nowym, zupełnie odlotowym bitem! To tu The Syntetic przedstawił swój nowy imydż zakładając niebywałe sombrero szerokie jak Kanał Lamancz i
zapalił cygaro jak Dziul James... Och, co wtedy się nie działo! Totalna fiesta, mańana! Radość jak podczas świąt wielkanocnych pod Pampeluną...
zabrakło tylko prawdziwych bykuf! I kiedy wszyscy zdarli już sobie garła, stanęli zmęczeni po wyśmienitej zabawie przy "Hlanta Namerze", kiedy
wydawało się, że wymagają odpoczynku i że nic już ich nie porwie wtedy Miszcz błysnął geniuszem, a geniusz był to jasny jak halogen! Z głośników
posączył się soczysty riff, piękne nuty jakich nikt z nas jeszcze nie słyszał, a Miszcz zaczął swój totalnie nowy, zupełnie nieznany przebój,
zatytułowany jakże patetycznie "KULTURYŚCI"! Jakże rozradowało się moje serce, jakież rzewne łzy zalały me piękne oczęta! Nigdy nie słyszałem
aby mój idol śpiewał z takim przejęciem, zaangażowaniem, z takimi emocjami... i ten REFREN! Znów wszyscy razem śpiewali, spokojnie falowali
rękoma, w górze jaśniały zapalniczki powolnie kołyszące się w rytm gitarowej solówki i genialnego głosu naszego tenora! Takiej atmosfery nie
było jeszcze nigdzie i nigdy, brak słów, brak gestów, brak symboli, aby przedstawić choć w ułamku ten niebywały moment, który bez wątpienia
odmienił życie słuchaczy, który nareszcie pokazał, kto zastąpi Trzech Wielkich Tenorów, przed kim może się schować Robbie Williams i Ozzy
Osbourne! JEDNAK TO NIE BYŁ KONIEC PRZEDSTAWIENIA! Po tak wzniosłym utworze SZOŁ MUST GO ON!
I rzeczywiście, Miszcz nie zawiódł swych fanów. Najpierw brawurowo wykonał "Hollywood", potem pojawił się kosmiczny mix, którego tryumf jest
notabene wielki niczym KOSMOS, w którym raz jeszcze śledziliśmy przygody Starej Baby, Czarnego Kźyża, Potworów, Gumowych Ludzi i Jeźdźców...
Jakież to było niesamowite i nieprzewidywalne, bo nagle... na scenie pojawiła się STARA BABA! Ale jakby tego było za mało, Miszcz zatańczył ze
Starą Babą, ale heca! Mówię wam! Jednak i tak nie mógł skończyć się szoł, nie mogło zabraknąć "Kleopatry"!!! Naszej ukochanej, naszej wspaniałej
Bestii i Muchy! Och, ileż znów ekspresji, jaka gestykulacja, jakie emocje! Nikt nie leżał, nikt nie siedział, nikt nie stał spokojnie! Wszyscy
dawali upóst drzemiącym w nich emocjom, wszyscy dawali do zrozumienia jak ważny to utwór dla całej współczesnej muzyki! I wtedy stała się rzecz
straszna... Miszcz zniknął z oczu widzów!!! Czy to koniec? Czy nie zobacze cię już, Synteticu?! Na sali słychać głośne "Syntetic! Syntetic!
Syntetic!". Rozlega się płacz matek, szloch kochanek, ujadanie starych mężów! Wszyscy pragnął zobaczyć go jeszcze raz... Nie wiadomo co się
dzieje, parę minut niepewności. Miszczu Pawarotii, GDZIE JESTEŚ?!
TU JESTEM! - i pojawia się w całej swej okazałości, ale jakiś piękniejszy i wspanialszy niż zwykle! Och, ach, wow! Tak, Miszcz Pawarotii
specjalnie dla nas objawił się w nowym stroju robotnika, w którym wyglądał niczym robotnik! I tak zapodał nową, lepszą wersję "Człowieka Widmo".
Tu nie mogło być już niczego innego, emocje sięgnęły zenitu! Wielki, wspaniały koniec, ale też pewna niewyrażalna tęsknota, świadomość, że
kończy się to magiczne widowisko, na które czekałem całe życie!
I stało się, to rzeczywiście był koniec, a może początek?! Może to nareszcie początek światowej kariery Miszcza, która będzie wielka jak wieża,
nieprzebrana jak pustynia! Chciałbym, aby świat nareszcie docenił wysiłki Miszcza, człowieka, który tworzy muzykę dla nas wszystkich - dla ludzi
wszelkich płci, wszelkiego wieku, wszelkiego statusu społecznego, światopoglądy wszelkiego! The Syntetic to ZJAWISKO przez duże Z, to coś, co
pokazuje raz jeszcze, że również w naszym kraju rodzi się geniusz, nawet w takim mieście jak Świętochłowice! O miarze popularności tego cudnego
młodzieńca w średnim wieku może świadczyć fakt zapłnienia Mega Clubu i długotrwałego oblegania go przez fanów żądnych autografów i zdjęć! The
Syntetic to nowa ikona kultury Polskiej, a już wkrótce zapewne nowa ikona kultury alternatywno-popowej XXI wieku. TO TEN GŁOS, TO TA MELODIA...
WE LOVE SYNTETIC!
---
Jeśli ktoś z was jeszcze nie zna Miszcza, nie zna jego geniuszu może to uczynić pod tym adresem :
http://www.seleecta.wic.pl/dload.php?action=category&id=4" target="_blank
(po zalogowaniu będzie mieli do swej dyspozycji cały album Miszcza!).
Jeśli jeszcze nie masz tego krążka nie czekaj - Człowieku, zmień swoje życie już teraz. Kto nie słucha The Syntetic ten nigdy nie bedzie Leonardo da Vinci!!!