ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 26.11 - Warszawa
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 29.11 - Olsztyn
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 07.12 - Szczecin
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
- 07.12 - Dukla
- 07.12 - Warszawa
- 08.12 - Warszawa
- 11.12 - Katowice
- 18.12 - Wrocław
- 01.02 - Warszawa
- 04.02 - Kraków
- 09.02 - Warszawa
- 21.02 - Gliwice
 

koncerty

11.11.2004

Von Zeit, Legendary Pink Dots 5.11.2004, Klub "loch ness" Kraków.

Nie pamiętam juz ile razy The Legendary Pink dots odwiedziło Polske. Pewne jest to że robią to regularnie od 1995 roku. A ostatnimi czasy coraz częściej, dowodem jest choćby fakt że ostatnio byli niemal równo rok temu. Tym razem jednak wybrałem Karków na spotkanie z legendarna różową ekipą.

               Zanim o koncercie, parę słów o otoczce koncertu a mianowicie o miejscu i organizacji. Organizacja, jak już zdążyłem się przyzwyczaić, w przypadku Legendary Pink Dots jest karygodna. Nie dość że w nie wyjaśnionych okolicznościach wykreślono z trasy Gdańsk to jeszcze do tego niezdecydowanie klubów krakowskich w sprawie "u kogo zagrają ?". Do ostatniej chwili wymieniane były dwa kluby RE i Extreme, jednak ostatecznie okazało się że koncert odbędzie się w nijakim Loch Ness. Organizatorzy chyba specjalizują się wyłącznie w organizacjach wesel, bo jestem pewien ze nie wiedzieli kogo zapraszają a mianowicie na jaka publiczność mogą liczyć. Próbując złożyć rezerwacje biletów dowiedziałem się że organizator wcale nie jest zainteresowany publicznością z poza miasta Kraków odsyłając mnie do barmana pomimo że do Krakowa mam ponad 200 km ( a do barmana pewnie jeszcze więcej :-) ). Co do samego klubu to musze przyznać że jest spory w porównaniu z ś.p. Jazzgotem w którym to po raz ostatni widziałem "na żywo " Kropki. Cóż z tego, nagłośnienie było fatalne nie wspominając już o ochronie i cenniku i  menu za barem zupełnie nie pokrywającym się z tym co jest na stronie WWW. Poza tym brak szatni, ale to już mały problem bo na koncert zjawiło się ok. 100 osób i było dość sporo miejsca.
Gdy już byłem w środku od razu rzuciło się w oczy instrumentarium rozstawione przed scena plus jakieś wizualizacje plus jakąś germańska muzyka z płyty. Okazało się że organizator olał publiczność nie informując o suporcie. Czy tak ciężko dokleić na plakacie, choćby przed klubem, informacje ?????.

               Wieczór rozpoczął polski Von Zeit. Jako że nie wyobrażam sobie suportu przed Kropkami tak i ten koncert był jakaś pomyłką choć Von Zeit gra bardzo interesującą, hipnotyczną opatrzoną animacjami,  czerpiącą z końca lat 60-tych psychodeliczną muzykę. To był dobry koncert ale nie na ten wieczór. Zespół zagrał ok. 30-40 minut po czym zszedł z ... pod sceny.
               Dymy, światła, ambientowa muzyka pobudzająca wyobraźnie, jakieś odgłosy odliczania i.... oczekiwanie na główne danie. Pojawili się tuz po 21-ej by przyrżnąć obuhem w uszy zgromadzonej publiczności, nagraniem Black Zone z wydawało by się zapomnianej przez Edwarda płyty Tower. Zanim wyszłem z zaskoczenia nagranie dobiegło końca. Trochę za krótko ? Chyba tak, spodziewałem się jakiejś improwizacji...
Radości nie było końca jak wybrzmiał More It Changes z Golden Age. Tu po raz drugi i nie ostatni przeżyłem coś niesamowitego, po pierwsze wspaniała wersja po drugie było to moje pierwsze nagranie Legendary Pink Dots jakie usłyszałem. Ciary chodziły po plecach, a po raz kolejny wzmogły sie przy F E N O M E N A L N E J wersji True Love z Any Day Now. To był łabędzi śpiew tamtego wieczoru, i nie zapomnę długo tych dźwięków tej okoliczności w jakiej mnie zaskoczyli i rozłożonych rąk przy śpiewaniu słów : "All For Yoooooouuuuuuu".
Z uwagi że była to trasa promująca nową płyty LPd i solowe wydawnictwo Edwarda nie zabrakło nowych nagrań. Personal Monster i The Equaliser z Poppy Variation oraz chill outowy In Sickness And In Health w którym dym wolno unosił się z pod Ka-Spella niczym z monstrum na cmentarzysku podczas pełni oraz Soft Toy z legendarnym wyjściem do publiczności Nielsa Van Hoorna oba z płyty Whispering Wall. Być może były jeszcze jakieś fragmenty z tej płyty ale nie pamiętam.
Nie zabrakło monologów Edwarda. Były aż dwie kompozycje z których nie pomne, oszołomiony popisami lidera. Po jednym z takich wystąpień Edward pada na deski sceny, muzyka gra dalej, leży nie ruchomo po czym po raz kolejny unosi się dym z niego. Przypominało mi to scenę niczym z Hammer Filmu, scenę wyzionięcia ducha .... która piorunujące robiła wrażenie !
Set zasadniczy kończyło nagranie Blacklist i pomimo ze koncert zblizał sie do końca to zagrali to z taką lekkością a zarazem
niebywałym czadem i werwą. Kropy po raz kolejny udowodniły swoja klasę !!!
Bisy były dwa po dwa nagrania. Na pierwszy poleciało coś z Marii Dimension jak się nie mylę, i chyba było to Third Secret a potem Tear Gardenowski klasyk Isis Veiled po czym Edward gestem ręki dał do zrozumienia byśmy się wynosili :-).
Drugi bis to Laughing Guest z Shadow Weaver oraz mocno improwizująca wersja Brighter Star z All The Kings Men.
A potem już był koniec i niedosyt. Przecież mogli jeszcze tyle zagrać.
Uściski , podziękowania, autografy i .... do zobaczenia w przyszłym roku ???!!!
Napewno będę. All For You Edward !


K L Y M Y Z H   P L A Z H D A !!!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.