Benjamin Clementine to niezwykły artysta, który swoim debiutanckim albumem "At Least For Now" poruszył słuchaczy i krytyków muzycznych na całym świecie. Muzyk został zaproszony do wykonania na żywo swojego utworu "London" podczas tegorocznej gali Fryderyki 2016. Z tej okazji jednemu z naszych redaktorów udało się spotkać z Benjaminem i odbyć niezwykle inspirującą rozmowę o roli artysty we współczesnym świecie.
Konrad Siwiński (Artrock.pl): Kim jest Benjamin Clementine?
Benjamin Clementine: Zwykłym chłopakiem, który kocha muzykę i poezję i który chce mówić reszcie świata o swoich emocjach, uczuciach i o życiu.
KS: W niektórych wywiadach mówisz, że nie jesteś wokalistą, a raczej gawędziarzem. Co masz dokładnie na myśli?
BC: Tak, to prawda. Jestem ekspresjonistą pokazującym to, co krąży w moim umyśle. Chcę wyrażać siebie i wychodzi to w różnych formach – w muzyce, w poezji, ale też w miłości.
KS: Dlaczego zatem wybrałeś muzykę, a nie inną formę sztuki? Uważasz, że inne formy artystyczne pozwalają wyrazić siebie w równym stopniu? Jest przecież literatura, film, malarstwo…
BC: Gdyby popatrzeć na to dosłownie, to faktycznie malarzem nie jestem. Nie potrafię malować tak jak Van Gogh, czy Jean-Michel Basquiat. Ale to, co robię, to jest malarstwo. Ja maluję swoje emocje i to, co krąży w moim umyśle. Muzyka jest dla mnie tylko narzędziem. Każdy z nas może wykorzystywać różne formy, żeby wyrazić siebie i sądzę, że na pewno nie ma takiego jednego sposobu. Część z nas woli malować, część śpiewać, ale można też pisać, tańczyć i robić wiele innych rzeczy. Muzyka od wielu lat jest na pewno jedną z najlepszych form wyrażania siebie, ale nie jedyną.
KS: Jak opisałbyś rolę artysty we współczesnym świecie? Powinien mówić o tym, co ważne, czy raczej skupić się na rozrywce i bawieniu odbiorców?
BC: Osoba, która śpiewa tylko po to, aby bawić nie jest lepsza od tej, która w ogóle nie potrafi śpiewać. Gdy śpiewasz tylko po to, żeby ludzie się dobrze bawili, to Twoja muzyka jest całkowicie bezużyteczna, jest właściwie niczym. Od zawsze sztuka była od tego, żeby coś powiedzieć, przekazać odbiorcom wiadomość od artysty. Moja muzyka i ta twórczość, która jest dla mnie ważna, zawsze ma coś do powiedzenia.
KS: Nie raz w Twoich utworach pojawia się wątek wiary w siebie, we własne umiejętności. Skąd bierzesz siłę, aby nie wątpić w to, że osiągniesz swoje cele?
BC: Uważam, że aby kochać, o kogoś się troszczyć, musisz najpierw pokochać samego siebie. Każdy z nas rodzi się w strachu i przez całe życie stara się bać mniej. Ci najwięksi, jak Einstein opanowali strach i realizują się w tym, co robią. Nie ma nikogo, kto się w ogóle nie boi, ale są osoby, które potrafią ograniczyć ten strach. Tworząc moje utwory staram się dać ludzkości poczucie, że można się mniej bać i wierzyć w siebie. Jestem dopiero dwudziestokilkulatkiem, ale wiem, że wielu moich rówieśników nie ma łatwo. Byli w szkołach poniżani, wyśmiewani i dlatego chciałbym, aby słysząc moją muzykę uwierzyli w siebie i poszukali swojego daru.
KS: Wracamy, co chwilę do roli jednostki w świecie. Jak sobie poradzić z systemem wokół nas – zwalczyć, a może dopasować się czy też stworzyć swój własny świat?
BC: Bardzo dobre pytanie. William Blake powiedział kiedyś: Muszę stworzyć System, gdyż w przeciwnym razie zniewoli mnie cudzy. Jako ludzkie istnienia jesteśmy podobni, ale każdy z nas jest też inny. Mamy w sobie wrodzone talenty, które nas wyróżniają. Gdy znajdziesz w sobie tę moc możesz jej użyć do robienia tego, czego pragniesz. Jeśli będziesz chciał zostać doktorem i poczujesz, że to jest twój dar, to wykorzystaj go, a uda ci się osiągnąć cel. Wydaje mi się, że nie można walczyć ZE światem, ale trzeba walczyć O świat i DLA świata. Jeśli się to robi, to nie tylko walczysz o świat, ale też o siebie, o świat dla swoich dzieci i dla swoich wnuków. Walczysz o przyszłość, co oznacza również, że walczysz o cały świat i jego istnienie.
KS: Dla większości europejskich artystów Londyn to kraina marzeń – sztuka, muzyka na każdym rogu. W Twoim przypadku Londyn się nie sprawdził, trafiłeś do stolicy Francji. Czy to Paryż wybrał Benjamina, czy Benjamin - Paryż?
BC: Nie wiem jak byłoby z Londynem w moim przypadku, ponieważ ja w tym mieście nie wykonywałem muzyki. Zacząłem na poważnie w Paryżu, ale nie jechałem do tego miasta z myślą, że będę grał, a chciałem po prostu przeżyć. Dopiero w tym mieście zdałem sobie sprawę, że muszę zacząć coś robić, żeby mieć za co żyć i co jeść. Nigdy nie sądziłem, że będę w tym miejscu, w którym jestem obecnie. To dlatego, że z muzyką jest trochę tak, jak z dziewczyną – zaczynając, nie myślisz o dalekiej przyszłości. Będzie zazdrość, kłótnie, potem może wspólna radość, ale na początku jest zauroczenie. Gdy zaczynałem grać na paryskich ulicach nie myślałem o karierze, trasach koncertowych, a po prostu chciałem pokazać swoje emocje i mieć pieniądze. Gdybym nie grał to pewnie bym umarł.
KS: Mógłbyś opowiedzieć o swoim procesie tworzenia? Najpierw jest tekst, czy muzyka?
BC: Zawsze najpierw piszę, a dopiero potem siadam do fortepianu i staram się namalować moje słowa. Melodia i harmonia przychodzi mi do głowy, gdy czytam to, co napisałem. Zanim wejdę do studia, to zawsze mam już gotowe utwory, które kilkanaście razy zagrałem i wiem, jak powinny brzmieć.
KS: Czym granie na ulicy różni się od koncertów w salach koncertowych?
BC: Właściwie niczym. Są dokładnie ci sami ludzie, te same reakcje, a jedyną różnicą jest akustyka i wygląd miejsca.
KS: Jest możliwa obecność w „muzycznym biznesie”, nagrywanie dla dużej wytwórni, bez chodzenia na kompromisy na polu artystycznym?
BC: Ja nigdy nie chodziłem na kompromisy. Miałem to szczęście, że gdy zaczynałem tworzyć muzykę nie miałem żadnej wytwórni, a dopiero później pojawili się ludzie, którzy mnie zauważyli. Niczego we mnie nie zmienili, wzięli mnie w całości takim, jakim jestem. Czasem pojawiają się pytania i sugestie o kierunkach zmian, ale gdy się z nimi nie zgadzam to zawsze mówię nie.
Recenzja "At Least For Now":
http://artrock.pl/recenzje/53291/clementine_benjamin_at_least_for_now.html
W sklepach dostępna jest wersja deluxe albumu At Least For Now.