Morrissey, znany przede wszystkim jako charyzmatyczny, obdarzony romantycznym głosem frontman nowofalowego The Smiths oraz „ikona post-punku i rzecznik milionów zniechęconych [Thatcheryzmem] nastolatków i dorosłych”(1) w latach 80., wystąpił w miniony piątek w krakowskim Teatrze Łaźnia Nowa. Był to drugi jego koncert w Polsce podczas tegorocznej trasy koncertowej, promującej najnowszy album World Peace Is None of Your Business, a pierwszy, który odbył się w całości. Przypomnę, że z uwagi na szowinistyczny, zdaniem organizatora, tj. Live Nation, incydent, jaki wydarzył się w warszawskiej Stodole (jedna z wersji głosi, że ktoś z publiczności wrzasnął do Morrisseya: „nie gadaj, tylko śpiewaj”, co obruszyło artystę na tyle, iż ten po zagraniu kolejnego utworu zszedł ze sceny i już na nią nie powrócił), tamtejszy gig został przerwany przez gwiazdę zaledwie pół godziny po tym, jak kurtyna poszła w górę. Szczęście dopisało jednak w pełni tym, którzy przybyli do miasta sztuki, jak określił gród Kraka sam Moz, z zamiarem zobaczenia na własne oczy „największego aktualnie samca północy” (the greatest northern male, past or present) w opinii międzynarodowej sondy dziennikarskiej z 2007 roku.
Występ Wyspiarza rozpoczął się czołobitnie od wyrazów szacunku, jakie złożyli sobie wzajemnie muzycy, po czym z pogardą wypisaną na koszulkach dla wydawcy promowanego właśnie albumu (Fuck Harvest Records) sięgnęli po piosenkę z repertuaru The Smiths „The Queen Is Dead”. Z zasobów manchesterskiej grupy muzycznej usłyszeliśmy również trzy inne kompozycje, z których najbarwniejsza i zarazem najwyrazistsza okazała się „Meat Is Murder”, opatrzona odpowiednim do słów, drastycznym zapisem filmowym uboju zwierząt w rzeźni. Niejednemu mięsożercy musiały zapaść w pamięć obrazy powieszonych na hakach krów, wykrwawiających się dla zbawienia ludzkiego podniebienia i pustego żołądka. Szacunek dla życia zwierząt Morrissey akcentował jeszcze dwukrotnie w „The Bullfighter Dies” i „I’m Not A Man” - utworach z ostatniego krążka World Peace…, któremu poświęcił najwięcej uwagi piątkowego wieczoru. (Wychodząc z koncertu uczestnicy otrzymywali pocztówkę z namalowanym wizerunkiem Morrisseya, prezentującego wytatuowany na palcach napis „Meat Free”). Nie zabrakło też porywającego numeru „Neal Cassady Drops Dead”, nawiązującego do amerykańskich poetów Beat Generation, tytułowego „kowboja” i Allena Ginsberga, którego Skowyt doczekał się cytatu w jednym z wierszy piosenki artysty (Neal Cassady drops dead and Allen Ginsberg’s „Howl” becomes a growl).
Oprócz literackich popisów Moza byłem też świadkiem jeśli nie całkowitego, to przynajmniej częściowego spowolnienia procesu starzenia się dramatycznego głosu ex-wokalisty The Smiths. Jego młodzieńczy tembr sprawił, że moje serce urosło jak wtedy, gdy śpiewał „How Soon Is Now?” czy „Suedehead”. Boleściwe I’m so sorry, gdyby je wyrwać z kontekstu utworu, mogłoby zostać odebrane jako przeprosiny za warszawski „występek” Moza, bardziej wynikający z podrażnienia jego mocno rozbuchanego ego niż rzeczywistej utraty poczucia bezpieczeństwa na tamtejszej scenie. Dziewczyna, której artysta oddał na chwilę głos, żeby zdradziła mu skąd wie, że niejaki Morrissey gra w Krakowie, gdy ten utyskiwał uprzednio na brak plakatów zapowiadających ów koncert w mieście, odpowiedziała po dłuższym namyśle: „Tak czy inaczej przyszliśmy”. Najwyraźniej Morrissey pieprzy nie tylko swoją obecną wytwórnię płytową, lecz równie mocno nie dba o publicity, co zrekompensował sobie przedwczesnym zejściem z „desek” warszawskiej Stodoły, przyczyniając się tym samym do skutecznej antyreklamy, przepraszam, autoreklamy.
Jeśli jakiekolwiek napięcie odczuwalne było podczas występu w Teatrze Łaźnia Nowa, prysło ono ostatecznie wraz z aktem rozdarcia na sobie i rzucenia w rozśpiewany tłum przez Moza jego koszuli. „Every Day Is Like Sunday”, w trakcie którego doszło do rzeczonego wyrazu szczodrości ze strony piosenkarza, zakończyło znakomity koncert, promujący równie wspaniałą, moim zdaniem, płytę, która być może w niedługim czasie, podobnie jak całkiem świeża autobiografia Morrisseya wydana nakładem Penguin Classics, uzyska miano klasyki. Krakowski koncert był na pewno klasycznym przykładem gwiazdorstwa, którego - pomimo opisanego wyżej zajścia - nie należy mylić z gwiazdorzeniem.
-----------------------------------------------------------------------------
(1) All Music Guide To Rock, San Francisco 2002, str. 765.