Jeden z dwóch odcinków tegorocznego ogólnopolskiego festiwalu perkusyjnego Drum Fest mogliÅ›my na żywo obejrzeć w Chorzowskim Centrum Kultury w miniony wtorek. Jego bohaterem byÅ‚ uznany, Å›wiatowej sÅ‚awy, brytyjski „garkotÅ‚uk” Carl Palmer. Natychmiast kojarzony z popularnym w pierwszej poÅ‚owie lat siedemdziesiÄ…tych trio Emerson, Lake & Palmer, grywaÅ‚ również z innymi, nie mniej ważnymi dla rodzimej sceny brytyjskiej wyspiarzami, jak chociażby The Crazy World of Arthur Brown czy Atomic Rooster, nie pomijajÄ…c w tej wyliczance supergrupy Asia. Podobnie jak w 1997 roku, kiedy w/w trio miaÅ‚o jedyny do tej pory koncert w Polsce, w katowickim Spodku, tak i w ubiegÅ‚y wtorek Carl Palmer nie przyjechaÅ‚ sam do Polski.
Tamtego wieczoru na scenie ChCK-u towarzyszyli mu dwaj mÅ‚odzi muzycy: Paul Bielatowicz (gitara elektryczna) i Simon Fitzpatrick (gitara basowa). Każdy z nich miaÅ‚ swoje pięć minut na oczarowanie publicznoÅ›ci swÄ… popisowÄ… grÄ…. Mnie w szczególnoÅ›ci urzekÅ‚a wersja „The Bohemian Rhapsody” w wykonaniu basisty Carl Palmer's Band – niezwykle precyzyjnie opracowana i zagrana. O solu Bielatowicza, gitarzysty i felietonisty brytyjskich magazynów muzycznych Guitar i Guitar Techniques, można jedynie powiedzieć, że byÅ‚o równie interesujÄ…ce, co muzyczna dygresja Fitzpatricka.
Trzon koncertu stanowiÅ‚y jednak kamienie milowe rocka progresywnego, czyli kompozycje Emerson, Lake & Palmer, stadionowych gigantów w latach 1973-74, którzy, cytujÄ…c za MOJO, przedstawiali repertuar zÅ‚ożony z klasyków: Musorgskiego, Copelanda czy Brubecka. Nie inaczej byÅ‚o w miniony wtorek 12 listopada na kameralnej scenie skromnej, w porównaniu ze Spodkiem, sali chorzowskiego przybytku kultury, na której Carl Palmer przypomniaÅ‚ co ciekawsze fragmenty muzycznej historii swego macierzystego bandu. ZresztÄ… oficjalna, peÅ‚na nazwa trwajÄ…cego obecnie, zaplanowanego na dwa lata tournée brzmi wÅ‚aÅ›nie Carl Palmer's ELP Legacy. A spuÅ›cizna tej znakomitej i legendarnej trójki obfituje w różnego rodzaju zapożyczenia z muzyki klasycznej, którym nadano zgoÅ‚a zaskakujÄ…ce i jakże korzystnie prezentujÄ…ce siÄ™ rockowe interpretacje, czasem zupeÅ‚nie odbiegajÄ…ce od pierwowzorów. MieliÅ›my zatem wymarzonÄ… okazjÄ™ zażyć w ten dzieÅ„ solidnego Å‚yka klasyki bez nadmiernego wysiÅ‚ku umysÅ‚owego, jaki normalnie towarzyszy przy poznawaniu bardziej wymagajÄ…cych dzieÅ‚ wielkich kompozytorów. I tak usÅ‚yszeliÅ›my na poczÄ…tek sÅ‚ynne welcome back my friends to the show that never ends, czyli okrojonÄ… do niezbÄ™dnego minimum suitÄ™ „Karn Evil 9”, po której nastÄ…piÅ‚a prawdziwa eksplozja standardów grupy: „Knife-Edge”, „Mars, The Bringer of War” Gustava Holsta poÅ‚Ä…czone z „The Barbarian”, „Carmina Burana” Carla Orffa czy „America” Leonarda Bernsteina. Jednak chyba najwiÄ™kszym uznaniem cieszyÅ‚o siÄ™ wyÅ›mienite wykonanie caÅ‚ej suity Obrazków z wystawy Modesta Musorgskiego – prawdziwe pièce de résistance caÅ‚ego wystÄ™pu – oraz dwie inne kompozycje zagrane na bis „Fanfare for the Common Man” Aarona Copelanda i „The Nutrocker” Piotra Czajkowskiego.
Podobnie jak szesnaÅ›cie lat temu w Spodku, cover utworu Copelanda urozmaiciÅ‚o jeszcze okazalsze i agresywniejsze niż wtedy w Katowicach solo Carla Palmera. Po takiej dawce decybeli udrożnienie kanaÅ‚ów sÅ‚uchowych dokonaÅ‚o siÄ™ w każdym najmniejszym calu ku zapewne nie tylko mojemu zadowoleniu, lecz także caÅ‚ego audytorium. Po drobnym incydencie, do jakiego doszÅ‚o w pierwszych dwudziestu minutach koncertu – Carlowi Palmerowi zÅ‚amaÅ‚ siÄ™ pojedynczy pedaÅ‚ przy bÄ™bnie basowym, który w ciÄ…gu piÄ™ciu minut sam wymieniÅ‚ na nowy, podwójny (sic!) – nie byÅ‚o już żadnych innych niespodzianek tego typu. Carl Palmer po raz drugi na polskiej ziemi udowodniÅ‚, że ma niezwykÅ‚y talent nie tylko do prowadzenia zwykÅ‚ej sekcji rytmicznej, lecz przede wszystkim fantastycznych i dÅ‚ugich popisów perkusyjnych w blasku pojedynczego spotlightu. Jednym sÅ‚owem urodzony z niego paÅ‚karz, przy którym nawet nierdzewna stal, z jakiej wykonany jest jego zestaw perkusyjny Ludwig, okazuje siÄ™ podatna na zÅ‚amanie. My, publiczność, poniekÄ…d też poddaliÅ›my siÄ™ caÅ‚kowicie spektakularnemu pod wzglÄ™dem wykonawczym widowisku, które nieprÄ™dko zostanie wyparte z naszej pamiÄ™ci.