ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 21.11 - Warszawa
- 22.11 - Bydgoszcz
- 23.11 - Poznań
- 24.11 - Katowice
- 21.11 - Katowice
- 21.11 - Siemianowice Śląskie
- 22.11 - Olsztyn
- 23.11 - Gdańsk
- 24.11 - Białystok
- 27.11 - Rzeszów
- 28.11 - Lublin
- 29.11 - Kraków
- 01.12 - Warszawa
- 22.11 - Żnin
- 23.11 - Koszalin
- 24.11 - Gdynia
- 29.11 - Olsztyn
- 22.11 - Poznań
- 23.11 - Łódź
- 24.11 - Piekary Śląskie
- 23.11 - Warszawa
- 24.11 - Wrocław
- 26.11 - Kraków
- 27.11 - Poznań
- 24.11 - Warszawa
- 24.11 - Kraków
- 25.11 - Poznań
- 26.11 - Kraków
- 26.11 - Warszawa
- 30.11 - Warszawa
- 30.11 - Kraków
- 30.11 - Sosnowiec
- 03.12 - Gdańsk
- 04.12 - Wrocław
- 05.12 - Kraków
- 06.12 - Warszawa
- 04.12 - Poznań
- 05.12 - Warszawa
- 06.12 - Kraków
- 06.12 - Jarosław
 

koncerty

14.06.2020

THE LEGENDARY PINK DOTS, Poznań, U Bazyla, 14.02.2020

THE LEGENDARY PINK DOTS, Poznań, U Bazyla, 14.02.2020
Tamtego chłodnego wieczora „U Bazyla” nikt nie szukał pośród gwiazd innego proroka niż ten, za sprawą którego przeżyliśmy wówczas kilka wyjątkowo katartycznych chwil.

14 lutego br. odbył się w naszym kraju jeden z ostatnich koncertów brytyjsko-holenderskiej formacji The Legendary Pink Dots w ramach jej europejskiego tournée. Gospodarzem tego niecodziennego wydarzenia muzycznego był poznański klub „U Bazyla”. Był to też drugi z kolei występ Kropek w Polsce podczas ich jubileuszowej trasy po Starym Kontynencie. Założona dokładnie 40 lat temu przez troje filistrów – wokalistę i autora tekstów Edwarda Ka-spela, klawiszowca Phila Knighta oraz April Illife – grupa z Nijmegen od połowy lat 80. dużo koncertuje i sporadycznie rejestruje swoje występy na żywo, uwieczniając tym samym swój postęp artystyczny, zmiany w estetyce brzmienia, jak rownież nierzadkie roszady w składzie. „U Bazyla” Kropki zagrały ponownie jako trio, bowiem zatrudnioną w szeregach różowej bandy w latach 1980-1984 ww. wykonawczynię zastapił, nie po raz pierwszy zresztą, Holender Erik Drost, znany przede wszystkim z efemerycznej grupy elektronicznej Girlfriends (2000-2002).

Przedstawiony tamtego wieczora repertuar niewiele różnił się od tego, jaki promował trasę Pages of Aquarius (2016), podczas której próbowano już zawczasu lansować materiał z kapitalnego krążka Angel in the Detail (2019). Tym razem różnica w doborze nagrań polegała głównie na odmiennym rozłożeniu akcentów. W Poznaniu usłyszeliśmy przeto znakomitą większość utworów z ostatniej studyjnej płyty, co mogło zastanawiać jedynie tych koncertowiczów, którzy w związku z okrągłym jubileuszem zespołu najprawdopodobniej oczekiwali odeń szerszej niż cztery odwołania do przeszłości retrospektywy. Nieodgadnione pozostają jednak intencje bezkonkurencyjnego w świecie rozrywki proroka Qa-sepela, który, podobnie jak czynił to międzygalaktyczny guru Daevid Allen z Gongu, sprowadza prawie wszystko do poziomu absurdu. Równie intrygujące, co decyzje charyzmatycznego lidera ferajny z Nijmegen, bywają nader oryginalne zakończenia co poniektórych jej piosenek (por. Third Secret, Cheating the Shadow, The Man with the Cut-Glass Heart).

Podczas koncertu w Poznaniu ów szalony koryfeusz muzycznego podziemia dał jak zwykle popis pomieszania zmysłów, gdy po wybrzmieniu ostatnich dźwięków Real World (Chemical Playschool 19 & 20) począł przyzywać duchy, wymachując przy tym rękoma niczym nawiedzony szaman zgłębiający techniki ekstazy. Tej oczywiście można było doznać choćby w trakcie natchnionej kompozycji Disturbance (The Maria Dimension), zwieńczonej zachwycającym transem, czy też podczas piekielnie intensywnej wersji kosmicznego numeru Hellsville (Crushed Velvet Apocalypse). Wprawdzie „tajemniczy okularnik” (słowa red. Tomasza Beksińskiego) znowu śpiewał o zaślubinach na Andromedzie, jednak tym razem odniosłem wrażenie, iż suicie z gwiazdą w tytule zabrakło wyraźnej ofensywy. Nie była to ta sama galopująca szarża, jaką pamiętam z katowickiego występu LPD sprzed lat z Nielsem Van Hoornem (dęciaki) i Ryanem Moore’em (bass i perkusja) na pokładzie „latających Holendrów”. Był to zaledwie stabilny kłus po torze bez przeszkód.

Niemniej tamtego chłodnego wieczora „U Bazyla” nikt nie szukał pośród gwiazd innego proroka niż ten, za sprawą którego przeżyliśmy wówczas kilka wyjątkowo katartycznych chwil. Zupełnie jak ta gorzka, post-milenijna piosenka The Unlikely Event o awaryjnym lądowaniu z repertuaru Holendrów, poznański koncert The Legendary Pink Dots był istotnie nader turbulentnym i wstrząsająco nienagannym wydarzeniem muzycznym w przededniu wybuchu zarazy.

----------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że mnie słyszysz, bo strasznie krzyczą w przejściu. Czy to gremlin przysiadł na skrzydle samolotu? Czy może taka jest wola Allaha? Stewardessa powiedziała mi, abym wyłączył ten telefon. Uśmiechnąłem się i wypuściłem dymek z ust. Sąsiad zanurkował między swe kolana. Maszyna zapikowała w dół pod kątem 45 stopni. Na zewnątrz mroźno, choć bóg jeden wie; potrzebuję się napić, i to szybko. TV śnieży odkąd wzbiliśmy się w powietrze. Debeściaki u szczytu swych możliwości. Czy mamy zatem kopać dziurę, aż wytryśnie z niej ropa? Czarne złoto. Mija 3:15. Pora na Liptona. Odzywa się poczta głosowa. Czy jesteś ze swoim kochankiem, kochanie? Dzwonię, aby się pożegnać. Nie czekaj na mnie z kolacją. Dzwonię tylko po to, by się pożegnać. Życzę ci szczęścia. Obiecuję, że nie będę się dłużej narzucał. Zrzuć się choć na wieniec dla mnie. I żyj, jak chcesz i z kim chcesz. Pa pa. (tłum. własne)

Setlista:
Maid to Measure
Happy Birthday Mr. President
Itchycoo Shark
Junkyard
Red Flag
Real World
Disturbance
Just a Lifetime
Neon Calculators
Andromeda Suite
The Photographer

Bis:
Hellsville