ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

koncerty

11.09.2018

CAMEL, Newcastle upon Tyne, Tyne Theatre & Opera House, 8.09.2018

CAMEL, Newcastle upon Tyne, Tyne Theatre & Opera House, 8.09.2018

Moda na odgrywanie klasycznych dzieł po latach dopadła również grupę Camel. Stąd pomysł odegrania krążka „Moonmadness” w całości, który - co by nie patrzeć - swego czasu wspiął się do brytyjskiego Top20 najlepiej sprzedających się albumów, był bardziej niż oczywisty.

Tyne Theatre and Opera House pamięta chyba złote czasy brytyjskiego imperium. Mała, ale niezwykle szykowna, odnowiona na typowo wiktoriański styl salka zdawała się być idealnym lokum na ugoszczenie przezacnej wielbłądziej muzyki. I faktycznie, nawet miejsce z najwyższego z balkonów nie przeszkadzało w idealnym odbiorze tego, co się działo na scenie.

Nie wiem, czy jest sens opisywania jak zabrzmiało „Moonmadness” w całej swojej krasie. Osobiście jeszcze szczęśliwy, że usłyszałem na żywo „Air Born” – mój najukochańszy numer Wielbłąda ever. Nie będę psioczył, że pewne niedociągnięcia były; „Another Night” zabrzmiał troszkę zbyt... riffowo, tracąc niebagatelnie swój naturalny urok. Nie do końca byłem ukontentowany faktem, iż Latimer większość partii wokalnych oddał (nota bene mającemu świetne warunki głosowe) klawiszowcowi Peterowi Jonesowi (słysząc jak Latimer męczył się wokalnie w „Rajaz”, nie to może dziwić), gdyż, co by nie mówić, tego chararkteystycznego nostalgicznego tembru Latimera tu i ówdzie brakowało.

Kilka utworów panowie postanowili lekko pozmieniać, zazwyczaj niestety nie na korzyść. Obok „Another Night”, również nie za ciekawie wypadł „Mother Road”. Taka lekko jammująca wersja tego utworu, zdecydowanie się nie sprawdziła; brzmiało to troszkę jakby Latimer uparł się, aby zmienić ten kawałek lekko na siłę bez przekonania w końcowy sukces.

Teraz o plusach, gdyż tych było zdecydowanie więcej...

Wykonanie „Lunar Sea” – po prostu bomba z Denisem Clementem dającym czadu na garnkach aż miło. „Hopeless Anger” i „Coming Of Age” znane z epickich wykonań w wersjach studyjnych wypadły więcej niż przyzwoicie w zredukowanej czterosobowej obsadzie. Zresztą, prawie wszystkie numery z setlisty wypadły świetnie. Głównym bohaterem był oczywiście Andy Latimer – Bóg Gitary w swoim absolucie, którego gdy słuchałem odgrywającego „Ice”, zdałem sobie dobitnie sprawę, że nie będę w stanie w życiu zagrać czegoś równie pięknego. Jednak dla mnie cichym herosem był Peter Jones – niewidomy człowiek-orkiestra, który nie tylko umiejętnie odgrywał wszystkie partie klawiszowe, do tego śpiewał a kilka kompozycji okrasił naprawdę rewelacyjnymi partiami saksofonu, z których ta w finale „Rajaz” wypadła zdecydowanie najbardziej okazale.

Piękny wieczór, pełen pięknych dźwięków z wielbłądziej klasyki. Setlista doskonała, nie ma się do czego przyczepić. Do tego nowa płyta Camel jest już w zaawansowanej fazie nagrywania, więc za jakiś czas znów będzie okazja spotkać się z tą niesamowitą muzyką na żywo.

 

Set 1: Aristillus (intro); Song Within A Song; Chord Change; Spirit Of The Water; Another Night; Air Born; Lunar Sea

Set 2: Unevensong; Hymn To Her; End Of The Line; Coming Of Age; Rajaz; Ice; Mother Road; Hopeless Anger; Long Goodbyes

Bis: Lady Fantasy

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.