ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 28.03 - Warszawa
- 05.04 - Katowice
- 06.04 - Łódź
- 06.04 - Gdynia
- 11.04 - KRAKÓW
- 12.04 - ŁÓDŹ
- 26.04 - GDAŃSK
- 12.04 - Kraków
- 13.04 - Ostrowiec Świętokrzyski
- 19.04 - Gdańsk
- 20.04 - Chorzów
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 12.04 - Olsztyn
- 13.04 - Bydgoszcz
- 12.04 - Kraków
- 20.04 - Bielsko Biała
- 21.04 - Radom
- 22.04 - Kielce
- 13.04 - Warszawa
- 14.04 - Białystok
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 14.04 - Warszawa
- 16.04 - Gdańsk
- 17.04 - Kraków
- 14.04 - Radzionków
- 20.04 - Gomunice
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 18.04 - Rzeszów
- 20.04 - Lipno
- 24.04 - Warszawa
- 25.04 - Kraków
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
 

koncerty

11.07.2019

13. FESTIWAL ROCKA PROGRESYWNEGO IM. T. BEKSIŃSKIEGO, Toruń, Amfiteatr Muzeum Etnograficznego, 6-7.07.2019

13. FESTIWAL ROCKA PROGRESYWNEGO IM. T. BEKSIŃSKIEGO, Toruń, Amfiteatr Muzeum Etnograficznego, 6-7.07.2019

Trzynastka w nazwie tegorocznej edycji festwialu budziła pewnien niepokój. Niepotrzebnie, żaden pech nie dopadł imprezy, która rodziła się wiele lat temu w Gniewkowie, a od kilku lat gości w grodzie Kopernika...

No chyba że za takowy uznamy średnio sprzyjającą w tym roku aurę. Po czerwcowych falach upałów przyszło do nas ochłodzenie i to akurat na czas festiwalu. Szczególnie sobota okazała się wyjątkowo deszczowa, choć trudno mówić o jakichś ulewach. W niedzielę było już zdecydowanie lepiej pod tym względem, choć i wówczas trochę pokropiło.

Te deszczowe niedogodności absolutnie nie przeszkodziły uczestnikom imprezy w udowodnieniu trafności wieloletniego hasła festiwalu: Muzyka - Pasja – Atmosfera - Przyjaźń. Dobra atmosfera królowała wszędzie, przy gastronomicznych stoiskach, cegiełko – fantowej loterii, czy wreszcie przy bogato zaopatrzonych stoiskach płytowych. Nie zapomniano też o najmłodszych uczestnikach festiwalu organizując dla nich konkurs.

Tegoroczna edycja była wyjątkowa jeszcze pod jednym względem. Frekwencyjnym. Jeszcze nigdy w historii festiwalu muzyków nie oglądała tak liczna rzesza fanów! Podczas sobotniego koncertu warszawskiej formacji Tides From Nebula trudno było nie odnieść wrażenia, że malowniczo położony Amfiteatr Muzeum Etnograficznego jest wręcz... za mały.

Jednak nie te „techniczno – organizacyjne” przystawki były najważniejsze, a muzyka. Przez te dwa dni w Toruniu zagrało dziesięć polskich formacji, które w pewnym sensie pokazały, że szeroko rozumiany progreswyny rock w Polsce ma się całkiem dobrze i ambitnych ludzi, którzy chcą go grać jest całkiem sporo. Z jednej strony trzeba przyznać, że każdy z wykonawców miał swoje spojrzenie na tę muzykę, z drugiej jednak, wydaje się, że w zestawie zabrakło większej ilości kapel łąmiących pewną konwencję i tradycyjne postrzeganie tej jakże pojemnej muzycznej niszy. Takim „złamaniem” tejże były niewątpliwie występy Tides From Nebula, czy niedzielny set olsztyńskiego Frontal Cortex.

Przez dwa dni praktycznie każdy z koncertów coś wnosił i trudno było powiedzieć o nim tylko że się odbył. Otwierające festiwal Tension Zero zaintrygowało zestawem „Piękna i Bestia”. Niby już wielokrotnie sprawdzonym, a jednak zderzenie wokalu i ekspresji rudowłosej Dominiki Kobiałki z ciężarem generowanym przez męską część składu mogło się podobać. Z kolei Less Is Lessie swoim folkowym graniem potrafiło chwilami wprowadzić słuchaczy w muzyczny trans a i tu pierwsze skrzypce momentami (dosłownie i w przenośni) grała Weronika Kowal. Łódzki Smash The Crash pokazał natomiast, że mimo drobnych problemów technicznych potrafi grać niebanalne dźwięki w stylu jazz/fusion rocka. Występujący po nich Amarok to już uznana marka i mimo muzyki (czasami onirycznej, kontemplacyjnej, refleksyjnej), która może nie do końca sprawdza się w festiwalowym entourage'u, przykuli uwagę zebranych i zgarnęli ogromne brawa.

Prawdziwą gwiazdą pierwszego dnia była jednak warszawska formacja Tides From Nebula, która odpaliła taki gig, że kurz opadał po nim pewnie jeszcze długo. Przede wszystkim zagrali nowe dźwięki z nadchodzącej płyty (choćby niesamowite Dopamine znane już z ubiegłorocznego singla). I przyznam, że to była absolutnie nowa brzmieniowa jakość w ich wykonaniu. Nie mogło oczywiście zabraknąć ich klasyki, która wybrzmiała głównie na koniec. Najpierw Siberia a potem, na bis, obowiązkowe Tragedy of Joseph Merrick, podczas finału którego to nie Maciej Karbowski zszedł do publiczności, lecz ona weszła na scenę otaczając go podczas gitarowej tyrady. Jeden z najważniejszym momentów festiwalu. Absolutnie.

Drugi dzień zainaugurowali krótkim setem muzycy Let See Thin, na których powrót strasznie się ucieszyłem. Powrót? Tak! Bo trzon formacji tworzą byli członkowie łódzkiego Leafless Tree. Pokazali się z dobrej strony a dla mnie najlepiej wyglądali w dwóch szybszych, mocniejszych i bardziej transowych kompozycjach, choć porwali się także na klasyk Dawida Bowiego, America. Warszawski Cereus oparł swój występ o debiutancki album Dystonia i chyba jako jedyny na festiwalu mógł się pochwalić... jednolitymi strojami wszystkich muzyków. Frontal Cortex dał jeden z najlepszych koncertów tej dwudniowej imprezy. Ich mroczne, Toolowe riffy robiły klimat, mimo jeszcze wczesnej dosyć pory. Występujący po nich TRKProject (czyli projekt Ryszarda Kramarskiego) był idealnym kontrastem i potrzebnym wyciszeniem po olsztyńskim kwartecie. Bazą jego występu był zaprezentowany w całości debiutancki koncept album inspirowany Małym księciem. Wszystko wypadło uroczo, choć osobiście zrezygnowałbym z narracji na rzecz większej ilości kompozycji.

Festiwal zakończył występ warszawskiego Believe, który świętował nim swoje 15 – lecie. Koncert miał dwa oblicza. Pierwsze, w którym zespół powrócił do swojego debiutu Hope To See Another Day, nie przejdzie do chlubnych annałów festiwalu, bowiem gościnnie występujący z zespołem pierwszy wokalista, Tomasz Różycki, zaprezentował się słabo i co najmniej kontrowersyjnie. Trochę szkoda mi było czwórki pozostałych muzyków, którzy dawali z siebie wszystko prezentując się wybornie. Druga odsłona to już nowe utwory śpiewane przez aktualnego wokalistę, Łukasza Ociepę. Muszę przyznać, że obecny frontman grupy zaimponował mi sceniczną charyzmą. I to nie tylko dlatego, że zatarł nieszczególne wrażenie po pierwszej części koncertu, ale przede wszystkim dobrze oddawał treści i emocje okraszając je przygotowaną bogatą choreografią. Cóż, trochę nie do końca udał się im ten jubileusz, ale tort, szampan i wspólne sceniczne zdjęcie były sympatycznym zwieńczeniem tegorocznej imprezy.


 

Zdjęcia:

ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.