ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 

monografie

29.05.2012

THE BLUE NILE – Siła nostalgii

THE BLUE NILE – Siła nostalgii Paul Buchanan jest takim typem artysty, których cenię najbardziej. Nigdy nie podążał za nurtami muzycznej mody, a płyty nagrywał tylko wtedy kiedy uznawał, że ma coś ważnego do powiedzenia. Pewnie dlatego przez ponad ćwierćwiecze działalności zespołu doczekaliśmy się zaledwie czterech ich albumów. Jednym słowem rzadko nagrywają, jeszcze rzadziej koncertują, dlatego każde wydarzenie pod tytułem „The Blue Nile” jest wydarzeniem godnym najwyższej uwagi, gdyż możemy wszyscy być pewni, że usłyszymy wówczas muzykę najwyższych lotów.

The Blue Nile to zespół założony przez Paula Buchanana (voc, guit) na początku lat 80-tych w Glasgow mający w składzie ponadto Roberta Bella (bg) i Paul Josepha Moore’a (kbds).
Panowie Buchanan i Bell znali się od czasów dzieciństwa i trzymali się razem zarówno na podwórkach północnego Glasgow jak i później podczas prób obrania drogi życiowej związanej z muzyką. Jednak jakiś czas później ich ścieżki jednak się rozeszły z racji obrania odmiennych kierunków studiów (Buchanan studiował literaturę angielską, a Bell matematykę), aby po jakimś czasie zejść się ponownie co było wynikiem rozczarowania latami uniwersyteckimi.

Pierwszą poważną przygodą muzyczną  panów Buchanana, Bella i Moore’a był zespół Night by Night, który zyskał nawet pewną popularność w okolicach Glasgow, ale grupa nie była na tyle oryginalna i perspektywiczna, aby zainteresować swoją twórczością jakąkolwiek wytwórnię płytową. Na przekór temu panowie nie ustawali w wysiłkach i po zmianie nazwy postanowili wydać singiel własnym kosztem. Jedna z kopii niskonakładowego „I Love This Life” trafiła w ręce przedstawicieli RSO Records, którzy zaoferowali zespołowi pomoc w dystrybucji płytki. Niestety niemal w przededniu nawiązania współpracy RSO zostało wchłonięte przez molocha Polygram i singiel przepadł. Jednak dzięki temu zespół nawiązał bardzo ważną (jak się później okazało) i pomocną znajomość. Był nim producent Calum Malcolm.

„Calum praktycznie nas karmił i dawał dach nad głową, a do tego zawsze dawał cynk kiedy było jakieś wolne w studio, abyśmy mogli nawet w środku nocy przyjechać i nagrać cokolwiek” - wspominał Buchanan.

Działalność „promocyjna” Malcolma dała w końcu efekt; ostatecznie taśma demo spodobała się przedstawicielom firmy Linn Hi-Fi, zajmującej się produkcją automatycznych perkusji. The Blue Nile zostali poproszeni o nagranie utworu, który demonstrowałby możliwości produkowanego przez Linn sprzętu audio. Tak powstał utwór „A Walk Across The Rooftops” - bogato, lecz nietypowo, przestrzennie zaaranżowany. Zapadła decyzja o zrealizowaniu całego albumu, a Linn powołał w tym celu nawet własny label nagraniowy. W 1984 roku płyta „A Walk Across The Rooftops” ujrzała światło dzienne.

Na albumie znalazło się 7 spójnych charakteryzujących się melancholijnością ze znaczącą rolą klawiszy w aranżacjach utworów. Trudno jednak The Blue Nile posądzić o tandetność spod znaku new romantic czy syntho-popu. Pomimo pozornej prostoty aranżacyjnej utworów muzyka zespołu niesie bogactwo brzmień. Dzięki temu i niesamowitemu głosowi Buchanana twórczość The Blue Nile można umieścić gdzieś pomiędzy Davidem Sylvianem, a Bryanem Ferry. Płytę otwiera nieco „progresywny” w warstwie rytmicznej utwór tytułowy. Drugi w zestawie przebojowy „Tinseltown In The Rain” jest chyba do dziś swoistą wizytówką i najbardziej znanym kawałkiem z repertuaru The Blue Nile. Przejrzystość brzmienia i wypracowanego stylu sprawiły, że nawet zestawienie obok siebie odmiennych pod względem trudności w odbiorze utworów jak mroczny „From Rags To Riches” i stricte popowy „Stay” zupełnie nie rażą. Zestaw uzupełniają przecudny fortepianowo-syntezatorowy „Easter Parade” oraz „Heatwave” i „Automobile Noise”. 

Płyta zbierała świetne recenzje, a producent współpracujący z U2 Steve Lillywhite nazwał „A Walk Across The Rooftops” najlepszym debiutem jaki słyszał w ostatnich pięciu latach. Niestety wówczas znów pojawiają się problemy z wytwórnią płytową; Linn Records zostaje wchłonięty przez Virgin i zespół, który na dobrą sprawę nie mający nawet menadżera, popadł w niełaskę systemu biurokracyjnego panującego u nowego wydawcy. Ponadto pojawiły się naciski „pójścia za ciosem” i nagrania szybko kolejnego, jeszcze bardziej przebojowego albumu. Zespół spędza kilka miesięcy w studiu, a efektów nagrań nie usłyszał nigdy nikt poza członkami zespołu, gdyż w wyniku frustracji zaistniałą sytuacją i efektami pracy pod ciśnieniem panowie Buchanan, Bell i Moore najzwyczajniej w świecie spalili taśmy z nowymi piosenkami. Wówczas Paul wrócił do Glasgow i po odpoczynku zaczął pisać nowe utwory. Zrelaksowany i zadowolony z pozbycia się balastu pracy pod ciśnieniem tworzył zalążek płyty „Hats”, która ostatecznie ukazała się w 1989 roku.

„Hats” przez wielu fanów uznawana jest za najlepszą w dorobku płytę zespołu. Album wypełnia 7 jeszcze spójniejszych pod względem brzmieniowym utworów. Wprawdzie zabrakło na płycie nieco ambitniejszych utworów pokroju „From Rags To Riches” z poprzedniej płyty, ale w zamian Buchanan zaproponował jeszcze bardziej nastrojowe utwory z przepięknym „Let’s Go Out Tonight” na czele. Przebojowe „The Downtown Lights” czy “Headlights On The Parade”  nie mają wprawdzie w sobie takiej dawki nośności co “Tinseltown In The Rain”, ale świetna melodyka połączona z odpowiednim zaaranżowaniem kompozycji (znów duża zasługa Caluma Malcolma) sprawiają, że świetnie się ich słucha. Innym jasnym punktem albumu jest „From A Late Night Train” – utwór niemal bliźniaczo podobny do „Easter Parade”, ale kto wie czy nie piękniej zaśpiewany.

Album zbiera należne mu pochlebne recenzje, do tego obok sukcesu w Wielkiej Brytanii (12 miejsce na listach) zespół zostaje zauważony w Stanach Zjednoczonych, gdzie odbywa pierwszą trasę koncertową. Liczba koncertów okazuje się zbyt duża a przez to sama trasa wyczerpująca i ten właśnie okres Buchanan uważa za „niezwykle wyczerpujący” a sami muzycy czuli się „wypaleni od środka” i wszyscy czuli potrzebę zmiany systemu pracy nad kolejnym albumem jeśli zespół miał przetrwać. Na domiar złego znów pojawiły się kłopoty z wytwórnią płytową; Virgin nie było zainteresowane dalszą współpracą z zespołem, lecz na szczęście rękę do zespołu wyciągneli włodarze amerykańskiego oddziału Warner Bros. Records. Dzięki temu grupa spokojnie przygotowała materiał na album „Peace At Last”, który pojawił się na półkach sklepowych w 1996 roku.

Nowy album zaprezentował nowe oblicze zespołu; panowie odeszli nieco od klawiszowych brzmień, wypełniając lukę bardziej akustycznym brzemieniem. Również klimat utworów jest bardziej pogodny i mniej nostalgiczny chociaż nie brakuje przepięknych utworów jak na przykład zadedykowany rodzicom Paula „Family Life”. Jednak lwią część repertuaru płyty stanowią radośniejsze w przekazie utwory pokroju „God Bless You Kid”, „Sentimental Man” czy „Body and Soul”.  Mimo wszystko największym zaskoczeniem był otwierający album utwór „Happiness”, w którym bardzo odważnie wykorzystano chór gospelowy.

„Pewnego dnia podczas jednej z wizyt w biurach Warnera w Los Angeles jedna z sekretarek zagadała nas i opowiedziała o swojej znajomej, która pracowała na co dzień na poczcie, a po godzinach udzielała się w chórze gospelowym w jednym z miejscowych kościołów. Poszliśmy więc ich posłuchać. Wypali świetnie, to było bardzo poruszające. Wtedy postanowiliśmy zaprosić ich do wzięcia udziału w nagraniu „Happiness” „.

Płyta dociera do 20 miejsca list bestsellerów w Wielkiej Brytanii, nawet pomimo braku akcji promocyjnej ze strony wytwórni. Jednak braku sukcesu za Oceanem zaowocowało pozostawieniem zespołu bez kontraktu płytowego.

Szczęście jednak sprzyjało grupie. Podczas współpracy z Warnerem poznali Eda Bricknella – człowieka, który jest obecny w branży muzycznej od blisko 30 lat, mając na swoim koncie współpracę m.in. z Dire Starits, Bryanem Ferry’m i Scottem Walkerem. To właśnie Bricknell przejął rolę menadżera zespołu i pierwsze co zrobił dla grupy to załatwienie wszelkich formalności prawnych związanych z rozwiązaniem kontraktu w Warnerem i znalezieniem nowego wydawcy dla The Blue Nile. To dało Paulowi komfort bezstresowego tworzenia  materiału na planowaną płytę. Działania Bricknella przyniosły efekt: uporządkowanie spraw z Warnerem, podpisanie nowego kontaktu płytowego z niezależną tym razem wytwórnią (Sanctuary Records) i zapewnienie przez nowego menadżera spokoju sprawiają, że wydana w 2004 roku płyta „High” nie bezpodstawnie przez wielu uważana jest za najlepszą w dorobku zespołu.

Album zawiera 9 świeżych, świetnie zaaranżowanych piosenek, z których po pierwszym przesłuchaniu zdecydowanie wyróżniają się dramatyczny „Broken Loves” oraz „She Saw The World”. „High” wprowadziło nową jakość do dorobku zespołu, gdyż Buchanan i koledzy znaleźli złoty środek pomiędzy akustycznym brzmieniem z płyty „Peace At Last” („Because Of Toledo”), a ”Hats” (tytułowy „High”) ponadto nadając utworom bogatszą aranżację przez co wydawać się może, iż „High” brzmi najpełniej ze wszystkich dotychczasowym płyt zespołu.

   
Zespół nie zyskał nigdy należnego mu rozgłosu pod kątem liczby fanów, ale zamiast tego zdobył serca tych, którzy są mu wierni pod dzień dzisiejszy, tworząc wokół The Blue Nile status niemal kultowej grupy. Zresztą jakby na przekór temu zespół jest bardzo ceniony przez innych muzyków: do fascynacji twórczością tria przyznali się między innymi Annie Lennox (na swojej płycie „Medusa” umieściła zresztą swoją – niestety dość wtórną – wersję „The Downtown Lights”), muzycy grup Texas (Paul udzielał się na ich płycie „Red Book”) i Marillion (Steve Hogarth w jednym z wywiadów przyznał, że muzyka The Blue Nile była jedną z głównych inspiracji przy tworzeniu płyty „Brave”) a sam Peter Gabriel zaprosił Paula Buchanana do udziału w swoim projekcie „OVO” (Paul zaśpiewał w – pięknym zresztą – duecie z Liz Fraser utwory „Downside Up” i „Make Tomorrow”).

Panowie nagrywali rzadko ale za to z wyśmienitymi rezultatami jeśli chodzi o poziom nagrywanych płyt. Zresztą na często zadawane pytanie dlaczego w tak długim okresie działalności zespołu doczekaliśmy się tylko czterech płyt Paul odpowiadał: „Piosenki muszą w końcu być maksymalnie dopracowane, kiedy tworzę je muszę być całkowicie poświęcony temu co robię i nie pozwolić sobie zaprzątać głowy czymkolwiek innym. Tak samo to działa w drugą stronę; kiedy robię nawet coś przyziemnego nie potrafię się nagle oderwać i zacząć pisać piosenki”.

 

 

Zdjęcia:

Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.