RY COODER & CORRIDOS FAMOSOS - LIVE IN SAN FRANCISCO
Producent niezapomnianego albumu "Buena Vista Social Club", legenda muzyki folkowej, country, country rocka i americany, prezentuje swój pierwszy album koncertowy po ponad 35-letniej przerwie! "Live In San Francisco" to cudowny przekrój przez karierę Ry'a Coodera. W sierpniu 2011 roku ukazała się płyta "Pull Up Some Dust And Sit Down". Zaledwie kilka tygodni po jej premierze Ry zagrał dwa specjalne koncerty w San Francisco, dokładnie w Great American Music Hall (31 sierpnia i 1 września). Co ciekawe, dokładnie w tym miejscu w 1977 roku Cooder zarejestrował materiał na swój poprzedni krążek studyjny "Show Time". Tym razem wspierali go muzycy, którzy występowali pod wspólnym szyldem Corridos Famosos. Wśród nich był syn artysty Joachim Cooder na perkusji i instrumentach perkusyjnych. W koncercie udział wziął także 10-osobowy meksykański zespół dęty La Banda Juvenil. Na wyprodukowanym przez Ry'a pojedynczym krążku znalazł się tuzin utworów, które stanowią idealny przekrój przez wielką karierę Amerykanina. Od klasyków w rodzaju "Boomer's Story" i "Dark End Of The Street" do nowszych, jak "Lord Tell Me Why" albo "El Corrido de Jesse James". Są i przeróbki – "Wooly Bully" Sam The Sham And The Pharaohs oraz "Goodnight Irene" legendy bluesa Huddiego "Leadbelly'ego" Ledbettera. Ry Cooder był w tych dwóch dniach w wyśmienitej dyspozycji. Podobnie towarzyszący mu muzycy. Nagrali wspaniały album koncertowy, który wywołuje w słuchaczu wrażenie, jakby siedział w Great American Music Hall i doświadczał koncertu na własne oczy
Mało kto tak wspaniale nie łączy punka i alternatywnego country w jedną całość jak Austin Lucas. Również mało kto potrafi tak znakomicie i przekonująco opowiadać w tekstach historie. "Stay Reckless" to najnowsze dzieło amerykańskiego obieżyświata. Dzieło najbardziej dojrzałe i interesujące. Austin, syn współpracownika Alison Krauss Boba Lucasa, wychował się w Indianie, ale w pewnym momencie zdecydował się zmienić otoczenie i przeprowadził się na pięć lat do… Czech. Tam z powodzeniem kontynuował karierę muzyczną, lecz w końcu zdecydował się na powrót do ojczyzny. I od tamtej pory regularnie koncertuje i wydaje płyty, zdobywając coraz większe uznanie (grał między innymi na imprezie organizowanej przez samego Willego Nelsona). "Stay Reckless" to podsumowanie wszystkich doświadczeń życiowych Austina Lucasa w warstwie lirycznej i synteza gatunków, które miały na Amerykanina wpływ, czyli energetycznego punka, country, folku, alt country, americany. Wizję pomógł Austinowi zrealizować producent Mark Nevers, mający na koncie współpracę między innymi z Lambchop.
Norweska ikona Black metalu powraca po pięciu latach przerwy! Satyr i Frost jak zwykle nie zawiedli. "Satyricon" to materiał dla tych, którzy wymagają od zespołu, aby się rozwijał, brzmiał naturalnie, a jednocześnie nie zapominał o swoich korzeniach. "Przykro mi, że tak długo musieliście czekać, ale potrzebowaliśmy wiele czasu, aby przygotować taki materiał" – kaja się Satyr. Za brzmienie i wszystkie aranże odpowiada oczywiście lider Satyricon. Całość nagrano w Norwegii, a miksów w USA dokonał laureat Grammy Adam Kasper (m.in. Foo Fighters, Soundgarden, Queens Of The Stone Age, Pealr Jam). Gościem na "Satyricon" jest rodak Satyra i Frosta, Sivert Høyem, na co dzień wokalista bardzo ciekawej norweskiej rockowej formacji Madrugada.Muzyka na Satyricon jest… Zresztą, niech opowie sam Satyr: "Tytuł »Satyricon« był dla nas najbardziej oczywistym wyborem. Bo też nigdy wcześniej nie nagraliśmy płyty, która oddawałaby ducha zespołu w taki sposób. To będzie materiał wymagający dla słuchacza, ale wiem, że ją pokochacie. Z czasem będzie się wam podobać coraz bardziej aż zostanie w waszej pamięci na wieki". Lider zespołu, a od jakiegoś czasu również producent win "Wongraven", zwykle nie rzuca słów na wiatr. Tak więc, otwórzcie umysły, odkrywajcie i chłońcie każdą starannie przygotowaną warstwę naturalnie brzmiącego dźwięku.
Muzycy dwóch genialnych zespołów - Iced Earth i Nevermore, połączyli siły w nowej supergrupie, której nadali nazwę Ashes Of Ares! Ich debiutancki imienny krążek "Ashes Of Ares" to wypadkowa inspiracji klasycznym heavy, thrashem, progmetalem, a nawet death metalem w stylu Behemoth! Przedstawmy od razu kierowników zamieszania. Ashes Of Ares to: jeden z najwspanialszych metalowych wokalistów Matthew Barlow, którego znamy z płyt Iced Earth, także mający staż w tym zespole gitarzysta i basista Freddie Vidales oraz doskonały bębniarz Van Williams, którego fani metalu doskonale znają z Nevermore. Muzycy zanim weszli do studia, pograli trochę na żywo w Europie i przekonali się, że mogą liczyć na wsparcie metalowców. Potem panowie zamknęli się w legendarnym studiu Morrisound Recording w Tampie na Florydzie, z legendarnym producentem Jimem Morrisem (m.in. Iced Earth, Morbid Angel, Obituary). Zarejestrowali piosenki, w których słychać echa wielu zespołów. Freddie Vidales mówi: "Iron Maiden, Slayer, Saxon, Behemoth, Machine Head, Death Angel, Queensryche, to tylko niektóre z zespołów, których wpływy można tu usłyszeć". A Matt Barlow tradycyjnie śpiewa o bliskich sobie tematach, jak walka dobra ze złem, porażki, zwycięstwa, odrzucenia. "Pure fuckin' metal" – tak krótko i zwięźle określa album wokalista. Super brzmienie, zmieniający się klimat kawałków, fantastyczne wokale, niesamowite riffy oraz solówki i potężny napęd perkusyjny. Czegóż chcieć więcej?! Krążek jest również dostępny na dwóch płytach winylowych.