Znany z zespołu Macieja Mellera i HiPoKaMp projekt, Łukasz Oliwkowski, zapowiada swój album pod szyldem Thymele. Płyta nagrana w Islands Studio ukaże się nakładem Farna Records. Ci, którzy byli na sosnowieckim koncercie Macieja Mellera wiedzą już z jakimi brzmieniami będziemy mieli do czynienia na tym krążku. Wówczas Oliwkowski zaprezentował jedną kompozycję grając na handpanie. Ponadto artysta zagra na instrumentach perkusyjnych. Jak zdradził muzyk, na płycie będzie można usłyszeć Macieja Mellera (gitara) Pawła Hulisza (trąbka), Jacka Zasadę (flet) i Zbigniewa Florka (klawisze).
Pierwszym utworem zaprezentowanym przez Łukasza Oliwkowskiego jest kompozycja Göbekli Tepe: The Need for the Sacred, do której powstał teledysk. Pojawiających się w nim zdjęć ze świątyni Göbekli Tepe (najstarszego kompleksu świątynnego na świecie) użyczył prof. dr hab. Arkadiusz Marciniak z UAM, specjalizujący się w problematyce neolitu Bliskiego Wschodu i Europy. W utworze wykorzystano niezwykły instrument – mającą ok. 3 tysiące lat, wciąż dobrze grającą grzechotkę łużycką znalezioną na prasłowiańskim cmentarzysku we wsi Szarlej, tuż obok Inowrocławia. Prawdopodobnie służyła w czasie obrzędów pogrzebowych i miała funkcje apotropeiczne, tj. jej zadaniem było odstraszanie sił zła.
Artysta tak mówi o tej kompozycji: "Göbekli Tepe: The Need for the Sacred" – to krótka, ubrana w kostium muzycznego rytuału, podróż przez wielką historię tajemnic, przez odwieczny mit; docieranie do centrum, do punktu epifanii, próba odszukania osi. Towarzyszy mi w tej dośrodkowej odysei Maciej Meller, którego brzmienia gitarowe zawsze wiązały się dla mnie z jakąś formą mistyki. Nigdy nie były... zwykłe, zawsze zawierały w sobie To Coś, Myśl, paradoksalną ciszę, dążyły gdzieś ku górze. Ten ruch - wertykalny - jest tu bardzo istotny.
I jeszcze kilka słów o samym pomyśle na teledysk: pomysł na klip Thymele, promujący płytę, pojawił się po przeczytaniu najnowszej książki "Religijni" antropologa Robina Dunbara, choć nie ukrywam, że od lat towarzyszy mi też w takich momentach myśl Mircei Eliadego. Kilka osób spytało mnie przy okazji tego wideoklipu, jaki jest właściwie mój stosunek do religii? Odpowiem podobnie jak Einstein (wiem, nieskromne, ale prawdziwe): to forma religijności manifestująca się w fascynacji strukturami świata, człowieka, natury i materii. Przekonany jestem, że w historię naszego gatunku wpisany został pierwiastek domagający się poszukiwań duchowości, miłości, wolności; mniejsza z tym, czy będzie to odbywać się w obrzędowości (rytuałach przejścia), symbolice, nauce czy... sztuce. Nawet bohaterowie powieści Stanisława Lema (jak wiadomo zadeklarowanego ateisty, choć należałoby chyba mówić o kryptoteologii), dochodzili w pewnym momencie do metafizycznej ściany - jak choćby w finałowej scenie "Solaris" (niesamowity, milczący gest wyciągnięcia dłoni w stronę oceanu - w tym jest tak dużo treści...). To stan cichej fascynacji i przerażenia przed czymś... większym, niezrozumiałym. Chęć dotarcia do centrum kuli, zrozumienie struktury osi, "kolumny" dźwigającej ten świat. Mówię o fenomenie sacrum tremendi, doskonale wyczuwalnym w bryłach romańskich kościołów, możliwym do wyrażenia w muzyce. Dość o tym, bo nie chcę przekroczyć cienkiej linii pseudo(pop)duchowości.
Źródło zdjęcia: www.facebook.com/oliwkowski