ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
- 25.04 - Poznań
- 26.04 - Szczecin
- 27.04 - Koszalin
- 28.04 - Gdynia
- 10.05 - Piekary Śląskie
- 11.05 - Kraków
- 12.05 - Lublin
- 25.04 - Kraków
- 25.04 - Bielsko-Biała
- 26.04 - Ostrów Wielkopolski
- 27.04 - Wrocław
- 28.04 - Poznań
- 04.05 - Lublin
- 10.05 - Łódź
- 11.05 - Warszawa
- 17.05 - Gorzów
- 18.05 - Szczecin
- 19.05 - Bydgoszcz
- 26.04 - GDAŃSK
- 27.04 - Złocieniec
- 07.05 - Chorzów
- 08.05 - Siemianowice Śląskie
- 09.05 - Siemianowice Śląskie
- 17.05 - Wrocław
- 19.05 - Katowice
- 20.05 - Ostrava
- 21.05 - Warszawa
- 22.05 - Kraków
- 25.05 - Łódź
- 25.05 - Zabrze
- 26.05 - Zabrze
- 08.06 - Żórawina
- 29.06 - Toruń
- 30.06 - Toruń
- 11.07 - Bolków
- 12.07 - Bolków
- 13.07 - Bolków
- 14.07 - Bolków
- 12.07 - Żerków
- 13.07 - Katowice
 

koncerty

22.10.2009

RIVERSIDE, DISPERSE, TIDES FROM NEBULA, Łódź, Toya TV, 17.10.2009, godz. 18.00

Niezły maraton czekał fanów w sobotni wieczór, w studiu Telewizji Toya. Przez pięć godzin przewinęło się przez scenę aż pięć kapel. Tą ostatnią była oczywiście warszawska formacja Riverside, która po ponad roku powróciła w to miejsce.

Niestety nie miałem okazji obejrzenia i wysłuchania pierwszych dwóch zespołów (Dianoya i Brain Connect), laureatów konkursu Przestrzeń Muzyki Live, które zagospodarowały pierwsze półtorej godziny imprezy. Z zasłyszanych tu i ówdzie opinii obecnych, zaprezentowały się ponoć przyzwoicie i nikt nie kazał im wcześniej uciekać ze sceny.

W ten oto sposób właściwy koncert rozpoczął się dla mnie około godziny 20, gdy na scenie pojawiła się warszawska grupa Tides From Nebula. No i od razu zaczął się od wysokiego „c”. Nie ukrywam, że upodobałem sobie ostatnio tę stołeczną kapelę, której kariera powoli i sympatycznie się rozkręca. Przy okazji łódzkiego koncertu muzycy mieli już nawet całkiem ciekawe stoisko z płytką, koszulką i przypinkami. Poza tym niebawem zagrają tournee w naszym karaju, jak i poza jego granicami. Nie zaprezentowali w sumie nic nadzwyczajnego. Ot, krótki, standardowy set z muzyką z debiutanckiego albumu „Aura”. Ale ile w tym było energii, szczerości i chęci grania… jeden Bóg wie! Ich post – rock, ze świetnymi gitarowymi ścianami, niezwykłą melodyką i totalnym fizycznym zaangażowaniem, wielu się spodobał. Grupa schodziła żegnana rzęsistymi brawami. A najlepszym komentarzem do „ciężkiej roboty” jaką wykonywali panowie na scenie, niech będą problemy Adama Waleszyńskiego, który zbytnio nie mógł wyregulować oddechu podczas kilku słów skierowanych do publiczności.

Po Tides From Nebula przyszedł czas na młokosów z Przeworska i Biłgoraja, czyli Disperse. Zapyta ktoś – a dlaczego Danielak tak grubiańsko podchodzi do artystów?! Ano dlatego, że niektórzy muzycy formacji są faktycznie jeszcze… nastolatkami! Myli się jednak ten, kto myśli, że na deskach Toi zakrólowała totalna amatorka. Wręcz przeciwnie! Panowie zagrali całkiem zgrabny set w klimatach progresywno – metalowych, z licznymi zmianami tempa, dobrymi melodiami i precyzyjnymi, gitarowymi solówkami. No właśnie – tylko muzyczny ignorant nie mógł nie zauważyć gry siedemnastoletniego Jakuba Żyteckiego. Jego wysoko zawieszona gitara w latimerowskim stylu oraz specyficzna mimika twarzy, współgrająca z wydobywanymi dźwiękami, mogła intrygować. Spokojnie, podniecać się jeszcze może i nie warto, bo i zagłaskać można, ale Żytecki ma talent, o którym w przyszłości gitarowy światek pewnie jeszcze usłyszy. Podczas ich występu wybrzmiały między innymi kompozycje z „Demo 2008”, którego recenzję niebawem przeczytacie w naszym serwisie.

No i przyszedł czas na gwiazdę wieczoru. Czy coś jeszcze mądrego i zaskakującego można napisać o występach Riverside? Każdy ich koncert jest szeroko komentowany na forach, a i relacji, tu i ówdzie, można znaleźć sporo. Nie zaskoczę zatem nikogo stwierdzeniem, że ich łódzki występ był świetny. A w zasadzie był mega-profesjonalnym, w szczegółach zaplanowanym, spektaklem, zawodowo nagłośnionym i oświetlonym. Był też największym – jak stwierdził ze sceny Duda – koncertem trasy „Anno Domini High Definition Tour 2009”. Faktycznie, publiczności przyszło do Toi tego wieczoru sporo i choć nie wypełniła ona przestronnej sali do ostatniego miejsca i tak zgotowała muzykom gorące przyjęcie. Duda – po którym być może lekko było widać zmęczenie kończącą się trasą – cały czas żartował na temat podziału publiczności – na tę siedzącą i tę stojącą. A pod koniec koncertu, zapowiedział Michała Łapaja… „na klawiszach, thereminie i czerwonym ptaku”. Spokojnie. Stali bywalcy riverside’owych koncertów wiedzą o tym stałym atrybucie „łapajowego zestawu”. Zaczęli od rzeczy starszych: „02 Panic Room”, „Second Life Syndrome”, „The Same River” oraz mocno zmienionej wersji „In Two Minds”, by zaraz potem, na trzy kwadranse, zabrać wszystkich w hybrydyczne czasy. Na scenie zakrólowała czerwień, podkreślana światłami i koszulką Dudy z napisem „CCCII”. „ADHD” w istocie jest płytą koncertową. Przynajmniej dla mnie, wybrzmiała tego wieczoru, jak nigdy dotąd. W trzeciej odsłonie zebrani dostali nigdy nie grany do tej pory „Stuck Between” z płytki „Voices In My Head” oraz „Reality Dream”. Na zupełny koniec musiało wybrzmieć „Rapid Eye Movement” – nagrodzone na stojąco przez tych, którzy przez cały koncert siedzieli. Po tym utworze artyści już nie wyszli na scenę …

 

Zdjęcia:

ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.